Artykuły

Diabeł tkwi w szczegółach

- We Francji taniec jest ogólnie uznawany, obecny wszędzie. Nie ma w ogóle rozróżnienia na teatr tańca i taniec współczesny. Ludzie dobierający repertuar, układający programy wydarzeń artystycznych w ogóle nie biorą pod uwagę, czy jakaś propozycja jest teatrem, tańcem, czy teatrem tańca - rozmowa ze STANISŁAWEM WIŚNIEWSKIM i RYSZARDEM KALINOWSKIM, tancerzami i choreografami.

Grzegorz Kondrasiuk: Dlaczego Stanisław Wisniewski, francuski choreograf o polskich korzeniach przy swoim najnowszym spektaklu "Okno" [na zdjęciu] pracuje z tancerzem z Polski?

Stanisław Wiśniewski: Niekoniecznie z tancerzem z Polski, raczej z tym konkretnym człowiekiem - Ryszardem Kalinowskim. Kiedyś tego człowieka poznałem, widziałem go na scenie, widziałem jak tańczy, i po prostu odpowiadał mi, chciałem z nim pracować. Tak to w moim przypadku jest, że zanim nawiążę z kimś współprace zawodową, muszę każdego mojego tancerza dobrze poznać, rozpoznać jego osobowość, jako tancerza, i jako człowieka, uznać, że jest on interesujący. Nie da się tego zrobić podczas pobieżnego spotkania, czy podczas przesłuchań. Tak było i z Cécile Pegaz, która występuje obok Ryśka w "Oknie", i z która już od dawna współpracuję. Ryszard z Cécile po prostu mi pasowali do tej konkretnej sytuacji tu wykreowanej, zresztą jeden z francuskich krytyków nazwał tą parę współczesnymi Adamem i Ewą.

W taki razie dlaczego polski tancerz (oraz choreograf i szef teatru) pracował we Francji nad spektaklem "Okno"?

Ryszard Kalinowski: Tancerz dostał zaproszenie i je przyjął, ponieważ od lat śledzi to, co robi w tańcu Stanisław. Zaufał mu, wierząc, że ta propozycja jest warta podjęcia, wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały. Podjąłem ją, mimo tego, że Stanisław Wiśniewski w ostatnich swoich pracach ogranicza choreografię, w tym tradycyjnym rozumieniu, idąc w kierunku minimalizmu, braku ornamentyki. To jest ciekawe spotkanie, zważywszy na to, że ja z kolei na obecnym etapie w choreografii intensywnie szukam ruchu, staram się, żeby było go jak najwięcej.

Mamy w Polsce problem z dookreśleniem zjawiska zwanego tańcem. Większości ludzi hasło "taniec" automatycznie kojarzy z komercyjnymi, telewizyjnymi widowiskami w typie "You can dance". Jeśli już więc taniec w polskim wykonaniu, to musi być z gwiazdami, a najlepiej na lodzie. Ma to swoje dobre i złe strony, z tych dobrych najprościej wymienić rosnącą popularność tańca, niezbyt chyba do tej pory w Polsce docenianego. Z kolei wasze propozycje, bazujące przecież na tańcu, bardzo się od tego popularnego tańca odróżniają, i określa się je "teatrem tańca". Można zapytać - ile właściwie mamy w Polsce tych tańców, bo na pewno nie tylko jeden?

Stanisław Wiśniewski: We Francji nie mamy takiego problemu. Taniec jest ogólnie uznawany, obecny wszędzie. Nie ma w ogóle rozróżnienia na teatr tańca i taniec współczesny. Ludzie dobierający repertuar, układający programy wydarzeń artystycznych w ogóle nie biorą pod uwagę, czy jakaś propozycja jest teatrem, tańcem, czy teatrem tańca. Patrzy się na dokonania konkretnego artysty, reżysera czy choreografa. Poza tym jest to oczywiste, że środowisko tańca jest środowiskiem zawodowym.

Czyli pytanie o taniec jest we Francji pytaniem zbyt oczywistym, żeby je w ogóle zadawać?

Stanisław Wiśniewski: Tak, na przykład nie funkcjonuje tam pojęcie "teatru tańca" jako czegoś osobnego. Taniec jest po prostu integralną częścią sztuki. Nie muszę tam tłumaczyć, tak jak w Polsce, dlaczego taniec i dlaczego akurat w teatrze. Ale rozumiem, że takie pytania trzeba tutaj stawiać, żeby taniec był rozpoznawany jako sztuka profesjonalna, ważna i współczesna.

Ryszard Kalinowski: za którą stoi wysiłek, zaplecze intelektualne, decyzja tworzenia czegoś ponad rozrywkę, nie tylko do sprawiania ludziom przyjemności.

Chyba więc muszę zadać to pytanie, związane ze specyfiką bycia tancerzem w Polsce. Ryszard, czy czujesz się niewygodnie w szufladce "you can dance", bo często niestety tak to wygląda?

Ryszard Kalinowski: Jeszcze kilka lat temu miałem rzeczywiście kłopot z nazywaniem swojej profesji, z odpowiadaniem na pytanie: co robisz? Bycie tancerzem wydawało mi się czymś niezbyt wartościowym. Teraz już nie mam takich problemów, ale i przez te parę ostatnich lat wiele się zmieniło. Może nie tak dużo jak we Francji, ale sporo.

To ile mamy dziś tańców w Polsce?

Stanisław Wiśniewski: Mamy cztery tańce narodowe - mazur, krakowiak, kujawiak, polonez

Ryszard Kalinowski: A odpowiadając już na poważnie - ja osobiście taniec podzieliłbym tylko w jeden sposób: na rozrywkowy i trochę więcej niż rozrywkowy. Żeby uniknąć nieporozumień - nie mam nic przeciwko rozrywce, lubię, gdy oglądanie tańca sprawia ludziom przyjemność. Dlatego właśnie chciałbym budować choreografie bogate w ruch, uważam, że ludzie mają prawo odczuwać przyjemność. Ale oprócz tego mam ambicję, żeby ta przyjemność nie była przyjemnostką, czymś z rzędu rzeczy błahych, ale bardziej - z tych wysmakowanych. Dobrze by było jeszcze, żeby skłaniała do przemyśleń, może w taki sposób jak to stworzone przez nas "Okno".

Właśnie, pomówmy o spektaklu. Nie da się ukryć, że "Okno" jest spektaklem bardzo oszczędnym, a przez to - wyzywającym. Nie dążyliście tutaj do tego, co Ryszard określił przyjemnością oglądania, można nawet zaryzykować stwierdzenie że wręcz przeciwnie. Mężczyzna, kobieta i ekran telewizora - to wszystko. Nie widzimy tego, co na ekranie, słyszymy tylko ścieżkę dźwiękową I części "Dekalogu" Kieślowskiego. Działania tancerzy trudno nazwać tańcem w sensie tradycyjnym, balansujecie wręcz na krawędzi prostych, niezbyt czytelnych zachowań, gestów, które w dodatku często nijak się mają do wybrzmiewających z głośników słów ze scenariusza Kieślowskiego, w którym z kolei rozważa się wielkie filozoficzne prawdy. Skąd chęć zbudowania widowiska, które kwestionuje siebie samo, własne reguły, swoją chęć wyraźnego, jednoznacznego oddziaływania na odbiorcę?

Stanisław Wiśniewski: Jest takie powiedzenie - diabeł tkwi w szczegółach. Ja szukam właśnie takich szczegółów, i w życiu, i w tańcu. Chciałbym tak sobie spacerować po świecie, spacerować w mojej głowie, w tańcu, w choreografii. Ja najchętniej bym mówił właśnie tylko o jednym szczególe, powtarzał go, lekko zmieniał i znów powtarzał O czymś, co mnie intryguje, coś niejasnego mi przypomina, co mieści się między nicością a wyłanianiem się ruchu, między pędem, a zatrzymaniem. Nazwałbym to najchętniej opanowaniem, opanowaniem ciała i intelektu. Jeśli chodzi zaś o wykorzystanie filmu, to jest on nośnikiem pewnej sytuacji, ale nie on tu jest najważniejszy. Nie chciałem zrobić takiego tanecznego "Kieślowskiego dla wszystkich", nie chciałem go spłaszczyć, żeby wszyscy odebrali spektakl jednakowo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji