Artykuły

Rozkosz, bez ukojenia

"T.E.O.R.E.M.A.T." w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku - dodatku Kultura.

"T.E.O.R.E.M.A.T." Grzegorza Jarzyny w TR jest trochę jak zły sen. Chcemy się z niego przebudzić, ale też wciąga nas i podnieca napięciem i bólem.

Badacze twórczości Piera Paolo Pasoliniego jego "Teoremat" odczytywali jako jednoznaczny manifest marksizmu, herezji i antymieszczańskiej prowokacji. Grzegorz Jarzyna daleki jest jednak i od skłaniania się ku którejś z tych tez, i od budowania na scenie kopii filmu. "Teoremat" zdaje się tylko punktem wyjścia, powodem do dyskusji, jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, o człowieku, religii, moralności, o zgłębieniu tajemnicy... Wreszcie "T.E.O.R.E.M.A.T." można odbierać jako swoisty hołd, który Jarzyna składa wielkiemu artyście. Buduje bowiem kolaż z najważniejszych wypowiedzi Pasoliniego i każe swoim bohaterom mówić jego wiersze. - Po przygodzie z Witkacym Pier Paolo Pasolini jest drugim człowiekiem, który na każdym polu mnie fascynuje - mówił przed premierą Jarzyna. Tę fascynację czuć w każdej minucie spektaklu, stopniowym budowaniu napięcia, duszności i nasyceniu obrazami. A Paolo Jana Englerta wydaje się z jednej strony samym Jarzyną, który nie potrafi odpowiedzieć na pytania, czy wierzy w cuda, czy wierzy w Boga. Może być też każdym z nas - bezbronnym człowiekiem na pustyni, który nosi w sobie demona. Bohaterowie Jarzyny są w środku złamani. Najpierw żyją jakby obok własnego życia w do bólu uporządkowanym świecie, nieskazitelnie czystym domu (oszczędna, sterylna scenografia Magdaleny Maciejewskiej) według dawno już ustalonego schematu. Paolo (skończona, przejmująca kreacja Englerta) wychodzi codziennie do własnej fabryki, w której przeżywa życie. Lucia (śmiała i wyrazista Danuta Stenka) spędza całe dnie przy lustrze. Sensem egzystencji ich syna Pietro (Jan Dravnel) jest zdobycie akceptacji ojca, a córka Odetta (Katarzyna Warnke) darzy ojca chorym uczuciem. Ten ład bezpowrotnie zburzy przybycie gościa (nie dość dwuznaczny Sebastian Pawlak), który staje się kochankiem wszystkich, także służącej Emilii (Jadwiga Jankowska-Cieślak). W akcie miłosnym da im nowe życie, pragnąc jednocześnie władzy i ofiary. Potem odejdzie, zostawiając ich przed krzywym odbiciem ich samych, w punkcie ostatecznym. To był syn Boga czy raczej diabła? Kolejne pytanie bez odpowiedzi... Jedno tylko wydaje się pewne w tym świecie - rozkosz nigdy już nie przyniesie ukojenia, a cierpienie nie musi doprowadzić do wolności. Spektakl Grzegorza Jarzyny, podobnie jak film Pasoliniego, składa się z krótkich scen. W pierwszej części każda migawka czy kadr są z minuty na minutę intensywniejsze, zadaje aktorom (i widzowi) coraz większy ból, przynosi strach i zatracenie. Gesty znaczą, prawie nie ma słów. Aktorzy na przemian drapieżni, potulni, nawet śmieszni. W drugiej części jest odwrotnie. Tu bolą przede wszystkim słowa. I zakończenie, właściwie zakończenia. Jarzyna, nie mogąc zdecydować się na jedno, niepotrzebnie mnoży interpretacje i przesłania. Chce postawić kropkę nad i - tylko sprawia wrażenie, jakby sam nie wiedział gdzie. Szkoda.

"T.E.O.R.E.M.A.T." Jarzyny boli. Po wyjściu z Rozmaitości sprawia, że każdy zawarty w nim minimalny gest na nowo otwiera się w głowie i za każdym razem znaczy więcej i więcej. Bo "T.E.O.R.E.M.A.T." to taka wizja świata, w którym nic nie może być pewne, nawet śmierć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji