Artykuły

Milczenie Jarzyny i Pasoliniego

Przemyślane przedstawienie, z powodzeniem broniące się przed posądzeniami o efekciarstwo. Idealnie skonstruowane, wyważone sceny - o spektaklu "T.E.O.R.E.M.A.T." w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa pisze Jan Ensztein z Nowej Siły Krytycznej.

Grzegorz Jarzyna wyreżyserował w TR Warszawa "T.E.O.R.E.M.A.T." - wysmakowane przedstawienie na podstawie filmowego scenariusza, który kilkadziesiąt lat wcześniej napisał Pier Paolo Pasolini. Powstało przemyślane, złożone widowisko, zaskakujące przywiązaniem do szczegółu i ciekawymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi.

Podstawą jest dla Jarzyny "Teorema" Pasoliniego, który obok Antonioniego, Felliniego, Viscontiego i De Sici tworzył awangardę włoskiego kina powojennego. Jego kino przełamywało granice mentalności mieszczańskiego społeczeństwa Włoch lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Za obrazoburcze scenariusze, na przykład "Twaróg" (1962) czy "Chlew" (1969) był atakowany przez środowiska katolickie, za inne, jak "Ewangelia według św. Mateusza" (1964) czy właśnie "Teorema" (1968) otrzymywał nagrody, w tym Międzynarodowego Katolickiego Biura Filmowego czy ekumenicznego jury w Cannes.

Wszystkie charakterystyczne dla kina Pasoliniego elementy znajdują w "Teoremie" swoje zastosowanie. Atmosfera medytacji, siła obrazu i symbolu, zamiast rozbudowanych dialogów, mistycyzm. Także rozważania nad wiarą i boskością, dalekie od jednoznacznych konkluzji.

Skomplikowane, niełatwe w odbiorze dzieła Włocha są w Polsce znane tylko dociekliwym kinomanom, nie doczekały się edycji na DVD. TR zorganizował więc przegląd filmów oraz konferencję poświęconą jego twórczości. Na szczęście. Pojawia się bowiem obawa, że przedstawienie Jarzyny, przy ograniczonej warstwie fabularnej i bogatej symbolice, może nie zostać w pełni zrozumiane przez widzów nie zaznajomionych z filmowym pierwowzorem.

Nieporozumienie (zaplanowane) może zrodzić już pierwsza scena. Wchodzi Jan Englert, nie spiesząc się, emanuje od niego poczucie dystansu do całej sytuacji. Siada za biurkiem: "Zanim rozpocznę moje expose, chciałbym zapytać, czy mają do mnie państwo jakieś pytania". Lekka dezorientacja wśród publiczności, która nie jest pewna, w czyim imieniu mówi aktor - Jana Englerta, czy postaci, w którą się wciela. Kilku widzów wpada w pułapkę, zadając aktorowi pytania o jego karierę, na które ten flegmatycznie odpowiada słowami Pasoliniego. Prócz tego są jeszcze na widowni pytający "wyreżyserowani", a cała scena wywiadu w przewrotny sposób przenosi obraz filmowy. Mimo pozornej naturalności sytuacji, widzowie zmuszeni są do redefinicji tożsamości aktora na scenie, gdzie nie jest tak jednoznaczny, jak na ekranie. Gdy światło blednie, aktor powtarza: "nie rozumiem pytania", co jest reakcją na ostatnie pytanie widowni: "Czy wierzy pan w Boga?"

Jarzyna przekłada na scenę scenariusz filmowy, zachowując realia lat 70. ubiegłego wieku we Włoszech - w ubiorach, fryzurach, modernistycznym wystroju mieszkania. Przykładna rodzina wykonuje w ciszy szereg codziennych czynności: Matka - Lucia (Danuta Stenka) i Syn - Pietro (Jan Dravnel) zajmują się poranną toaletą, Córka Odetta (Katarzyna Warnke) przegląda album ze zdjęciami, Ojciec Paolo (Jan Englert) wychodzi do pracy. Zbiór codziennych rytuałów, które mają zastąpić egzystencjalną pustkę. W ciszy, w rutynie gestów, aktorzy Jarzyny grają wybitnie swoją obojętnością, która jest najlepszym w tej sytuacji narzędziem wyrazu. Englert - właściciel fabryki w nieskazitelnym garniturze, rzuca schludnym i poukładanym dzieciom pobłażliwe spojrzenia, Stenka układa idealną fryzurę z wyuczonym uśmiechem na twarzy.

Gdy rodzina zasiada do kolacji, Ojciec otrzymuje niepodpisany telegram. Czyta na głos: "Przyjeżdżam jutro". Wtedy zjawia się Gość (świetny, stonowany Sebastian Pawlak). Nienazwany, elegancki mężczyzna staje się dla wszystkich, nie wyłączając służącej Emilii (Jadwiga Jankowska-Cieślak) uosobieniem pokusy i spełnienia, a kiedy odchodzi, pozostawia niemożliwą do wypełnienia pustkę. Tęsknota za siłą, istniejącą tylko przez chwilę i nie dającą nadziei na to, że kiedykolwiek powróci, zawierająca w podtekście komentarz Pasoliniego na temat religii i wiary, niesie rozczarowanie niespełnienia. Matka oddaje się mężczyznom w poszukiwaniu rozkoszy, której nie jest już zdolna zaznać, a Emilia odchodzi z domu. Wszystko, co do tej pory było pełne, nagle zaczyna się rozsypywać.

"Teorema" na scenie wydaje się być zadaniem co najmniej karkołomnym, zwłaszcza że wszystko, co najważniejsze w filmie Pasoliniego ukazane jest obrazem i muzyką. Wypowiedziane przez postacie kwestie nie zajęłyby dwóch stron maszynopisu. Jarzyna stara się realizować tę strategię narracyjną, ze zmiennym skutkiem. Stosuje podobną do filmowej malarskość, niekiedy postaci i sytuacje definiowane są świetnie bez słów przy użyciu drobnych efektów - punktowego oświetlenia, jak wówczas, gdy pojawia się Gość. Dobrze buduje napięcie muzyka. Mam jednak wrażenie, że spektakl, między innymi właśnie w tej kwestii (taneczna muzyka stylizowana na czasy Pasoliniego) popada nadmiernie we włoski kontekst. Zmienia się to pod koniec przedstawienia - oglądamy krótki film nakręcony zapewne na polskiej prowincji, w którym ludzie zaczepieni na ulicy (technika stosowana w dokumentach przez Pasoliniego) odpowiadają na pytania o cuda. Ten szczególny moment spektaklu zaskakująco odrywa od głównego nurtu akcji; z początku śmieszy, nie jest to jednak dowcip reżysera. Po chwili przykuwa uwagę, niczym "Gadające głowy" Kieślowskiego.

Najciekawiej robi się wówczas, gdy Jarzyna przekształca filmowy scenariusz, dodaje swoje pomysły, przełamuje powagę, na przykład animacją ptaków dowcipkujących na drutach telefonicznych. Zwłaszcza końcowe sceny przedstawienia, o silnej symbolice i dużej sile wyrazu, wbijają w fotel. Kontrast statycznego początku i dynamicznej końcówki jest ogromny. Konstrukcja teatru Jarzyny działa bez zarzutu, jednak nie polecałbym "T.E.O.R.E.M.A.T.u" tym, dla których będzie to pierwsza styczność z twórczością Pasoliniego. Może okazać się dla nich eksperymentem zbyt trudnym i niezrozumiałym.

Przemyślane przedstawienie, z powodzeniem broniące się przed posądzeniami o efekciarstwo. Idealnie skonstruowane, wyważone sceny. To może być dobry znak dla przeżywającego ostatnio kryzys TR-u, w którym z premierami krucho już od dłuższego czasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji