Artykuły

Nieszczęście jako produkt rynkowy

"Opera gospodarcza dla ładnych pań i zamożnych panów" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Jolanta Kowalska w Teatrze.

Złośliwi nie mogą zapomnieć Brechtowi olśniewającego sukcesu premiery "Opery za trzy grosze" w 1928 roku. Rebeliancki potencjał sztuki okazał się niewypałem, ponieważ burżuazyjna publiczność, którą zamierzano ideologicznie sponiewierać, bawiła się wyśmienicie. Uwiódł ją malowniczy urok półświatka, pełnego mrocznych typów, sentymentalnych twardzieli i ladacznic z zasadami, oraz porwał urok songów Weilla. Fakty te przypomina się kąśliwie w "Operze gospodarczej. .." Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki. Widocznie autorom dał do myślenia los dzieła, które zamiast strzelać ze wszystkich zamontowanych w tekście armat, stało się szlagierem mieszczańskiej rozrywki.

Opolski spektakl zdecydowanie nie chce być atrakcyjny. Stąd tyle w nim dywersji estetycznej, rozbebeszania sprężyn teatru, znęcania się nad narcystyczną elegancją operowej formy - która mogłaby połechtać próżność widza, a widowisku wyrwać zęby. Bo niewątpliwie ambicją "Opery gospodarczej.. ." jest solidnie ugryźć, lub przynajmniej podszczypać. Miejsce operacji wybrano nieprzypadkowo. Opole jest miastem zasobnym. Do teatru chodzi się tu w poszukiwaniu kulturalnej rozrywki. Pole ostrzału jest więc z grubsza to samo, co we wrocławskiej "Śmierci podatnika" i w wałbrzyskich "Diamentach...". To społeczeństwo neoliberalne - jego aspiracje, mity i złudzenia. Oraz ofiary. Mniej widocznym przeciwnikiem jest tutaj język, postrzegany jako narzędzie władzy i zarazem przedmiot zabiegów, które można by nazwać "wrogim przejęciem". Demirski uparcie usiłuje podszyć się pod dyżurne dyskursy i narracje, rozbić pojęciowe matryce, by podważyć ich prawomocność.

Tak też się dzieje w tym spektaklu, pomyślanym jako współczesny remake dzieła Brechta i "Opery żebraczej" Johna Gaya. Mamy tu festiwal hipokryzji systemu - który wyzyskuje obywateli, wmawiając im jednocześnie, że żyją w najlepszym ze światów. Mamy żarliwych skautów z demokratycznym frazesem na ustach oraz brudne zaplecza wielkich biznesów. Są też alegoryczne figury podatników-nad którymi Demirski i Strzępka pastwią się regularnie, pokazując ich jako zdyscyplinowane szare szeregi liberalne) gospodarki, żyjące złudzeniami o sile własnych pieniędzy. Tutaj podatnicy będą kimś w rodzaju zbiorowego bohatera, poddanego teatralnej reedukacji.

Zaproszeniem do gry były zaczepne ulotki rozrzucane po mieście, w których nawoływano: "Podatniku, przyjdź sprawdzić, co się dzieje w teatrze za Twoje pieniądze!". I rzeczywiście, w chwilę po rozpoczęciu spektaklu ujawnia się na widowni dwóch aroganckich osobników (Norbert Kaczorowski i Grzegorz Minkiewicz), usiłujących wymóc na artystach respektowanie własnych gustów. To konsumenci, świadomi własnych praw: płacą i wymagają. Aktorzy nie pozostają dłużni odgryzając się publice 1 brnąc w niekończące się negocjacje.

Akcja niespiesznym truchtem podąża w łatwym do przewidzenia kierunku. Coraz bardziej bezczelni podatnicy kręcą się po scenie, ubijają interesy z postaciami sztuki, klepią po pupach co atrakcyjniejsze aktorki, wreszcie usiłują przejąć stery spektaklu we własne ręce. Domagają się czegoś ekstra, czegoś, czego dotąd nie widzieli. W gruncie rzeczy jednak dyskusja krnąbrnych widzów z teatrem nie wykracza poza karykaturę utartej retoryki sporów o strategię

sztuki wobec roszczeń masowego odbiorcy. Trochę szkoda, bo ustawiwszy sobie przeciwnika w bezpośrednim polu rażenia, można było uczynić go czymś więcej niż treningowym workiem do bicia.

Wszystko tutaj dzieje się w krzykliwych klimatach wiecu, na śmietnisku z kartonowych pudel po darach, bez wygaszania świateł na widowni, którą rozpolitykowane postacie natarczywie usiłują zainteresować swoimi problemami. W chwilach wytchnienia można posłuchać pastiszowych arii, kipiących radosną anarchią bełkotu. Autorzy przedstawienia zrobili wszystko, by wstawki muzyczne nie stały się snobistycznym gadżetem dla mieszczuchów.

Peachum, z przedsiębiorcy zarządzającego biznesem żebraczym, awansuje tu na potentata fundacji charytatywnej, która z ubóstwa, chorób i głodu uczyniła profesjonalny produkt rynkowy. Brechtowskiemu bohaterowi dorobiono piękny, polski życiorys. Otóż jest to eks-badylarz, pionier wolnego handlu w uspołecznionych realiach PRL-u, który za przekręty gospodarcze miał szczęście trafić do ekskluzywnej celi, zajmowanej przez działaczy opozycji. Ten przypadek życiowy przyniósł mu potem nieocenione profity, bowiem koledzy z więzienia zostali wywianowani przez wolną Polskę wysokimi stanowiskami, zaś sam Peachum trafił do prestiżowego Związku Byłych Więźniów Politycznych na rzecz Prosperity. Czyli do salonu władzy.

Tych koneksji nie jest w stanie pojąć jego konkurent ekonomiczny, Macheath, który również podkopywał niegdyś podwaliny socjalistycznej gospodarki, prowadząc nielegalny burdel. Tyle że trafił do celi z gorszym towarzystwem i me zdołał się załapać na splendor "etosu", co zdecydowanie wydłuża mu drogę awansu do elit. Szansą na zmianę statusu - i zarazem przejęcie kontroli nad biznesem Peachuma - jest małżeństwo z jego córką. Nie wymaga to większego zachodu, bowiem Polly, która w niemowlęctwie - wraz z odżywkami z charytatywnych paczek -wyssała współczucie dla wszystkich skrzywdzonych i poniżonych, jest gotowa poświęcić ojcowskie pieniądze i własną rękę, by pomóc

- pilnie potrzebującemu społecznego dowartościowania Macheathowi.

Do ślubu dochodzi, co jednak nie likwiduje kłopotów pana młodego. Zaplątany jest on bowiem w sprawę niejasnego ojcostwa upośledzonego dziecka Jenny - Ukrainki pracującej na czarno u Peachumów w charakterze pomocy domowej i seksualnej. Dziecko to staje się ofiarą działalności dobroczynnej firmy, by w finale objawić się pod postacią martwego kurczaka, którego reanimuje przy pomocy elektrowstrząsów dziarska Polly. Tyle ze wskrzeszenie potworka nikogo nic raduje, nawet jego własnej matki, która w ten sposób traci haka na niesolidnego pracodawcę.

Być może historyjka ta była potrzebna autorom, by wykazać użyteczność przedsiębiorstwa, które w dyskretny sposób utylizuje skutki chorób i biedy, usuwając je sprzed oczu wrażliwych obywateli. Biznes jest zyskowny, bo społeczeństwo wolnych konsumentów chętnie płaci za luksus czystego sumienia. Od tego właśnie jest dobroczynność. Strzępka i Demirski biją w nią jak w bęben, demaskując hipokryzję ustroju, który z jednej strony produkuje ofiary, a z drugiej - mity o solidarności społecznej.

W osobie Polly - pannicy nie do końca normalnej, za to solidnie wyedukowanej, reprezentującej kapitalizm w kolejnym, już bardziej ucywilizowanym pokoleniu - dostaje się też modnej, lewicowej retoryce, rodem z uniwersyteckich campusów. Dziewczyna, opętana nałogiem niesienia pomocy, ma w głowic mętlik haseł, poprawnościowych szablonów i szlachetnych projektów. Cóż z tego, że utopijnych. Ostatecznie bowiem okazuje się, ze cała ideologiczna infrastruktura pomocy humanitarnej, mającej amortyzować społeczne skutki "turbokapitalizmu", to zwykły pic na wodę. Pozwala utrzymywać złudzenie jego "ludzkiej twarzy", oddalając równocześnie niewygodne pytania na temat rzeczywistych źródeł zła. A te, jak wskazują Strzępka i Demirski, są strukturalną cechą systemu. Tyle że po doświadczeniach wielkich utopii, po fiasku radykalnych inżynierii społecznych tak prosta diagnoza już nie wystarcza.

To, co w "Operze..." zaciekawia, to spojrzenie na polskie piekło transformacji z punktu widzenia doświadczeń pokolenia wykarmionego odżywkami z zachodnich paczek, dla którego przełom roku 1989 to dziarski kowboj na plakatach zapowiadających zwycięstwo w pierwszych wolnych wyborach. Taką właśnie twarz w spektaklu ma władza, czyli Policjant Brown. Ale nie jest to już romantyczny bohater z plakatu, a zwyczajny kawał cwaniaka, zręcznie surfujący po mętnych wodach polityki i biznesu. Złudzenia tej generacji najpełniej wyraża Polly - fanatyczna aktywistka, La Pasionaria humanitarnych krucjat, niezmordowana siłaczka opętana misją naprawiania świata.

Judyta Paradzińska przedawkowuje żarliwość granej przez siebie postaci do granic absurdu. Scena, w której karmi odżywką szkieleciki murzyńskich dzieci na plakatach opatrzonych napisem: "Spij spokojnie, one już nie żyją", należy do najmocniejszych w spektaklu. Jej rola, mimo ryzykownych balansów i przesterowań formy, ma rozmach i styl. Paradzińska wie, że burleskowa szarża nie musi oznaczać gry na jednej strunie. Reszta aktorów czuła się w tej konwencji źle, klecąc postacie z kilku niepewnych kresek, min i grymasów. Ewa Wyszomirska i Mirosław Bednarek jako państwo Peachum nie wyszli poza stereotypowy wizerunek siermiężnych pionierów polskiej klasy średniej, ustawionych życiowo przez szemrane interesy i wypolerowanych towarzysko przez wzorce rodem z "Dynastii".

Mało wyszukanym, komiksowym szkicem jest Macheath Michała Świtały - wyliniały macho, weteran potyczek z prawem, wystylizowany na Pruszków z czasów burzy i naporu. Towarzystwo kompletują: melancholijny kowboj Brown Andrzeja Jakubczyka, reprezentujący resorty siłowe, oraz Jenny Beaty Wnęk-Malec, czyli tania siła robocza z Ukrainy i przedsiębiorcza matka, robiąca swoje pod maską seksownej, choć nie do końca rozgarniętej lali.

Można podejrzewać, że oprócz Brechta spektakl ten ma jeszcze jednego patrona w osobie Daria Fo. Tak jak w sztuce włoskiego mistrza farsy politycznej, wykorzystuje się tu schematy formalne komedii dell'arte, żongluje groteską, nieprzystojnym żartem i buduje piramidy absurdu, by podkopać nawyki myślowe widza. Jednak "Operze..." zabrakło lekkości, jaką miały wcześniejsze spektakle spółki Demirski i Strzępka, zabrakło pomysłów na gagi i sytuacje. Komediowe bonusy szybko się kończą i rozpędzona maszynka farsy zaczyna dryfować na jałowym biegu, z trudem brnąc przez coraz bardziej dziwaczne zwroty akcji. Mimo pozorów swobody i rozbrykania, na sali czuło się jakieś skrępowanie. Może "Opera..." potknęła się na wybojach zbyt jawnego dydaktyzmu. Publiczność wprawdzie rechotała tam, gdzie należy, ale wątpliwe, czy w rozwrzeszczanych i aroganckich podatnikach z widowni rozpoznała siebie. Przypuszczam, że zamiast tracić czas na rachunek sumienia, myślała już o dobrej kolacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji