Artykuły

Japońskie etiudy teatralne

O teatrze japońskim w Polsce nie wiemy prawie nic. Tylko specjaliści znają z historii czter­nastowieczny teatr Nó, który już w naszym stuleciu zrobił ogromne wrażenie w zachodniej Europie i wywarł wcale znaczny wpływ na europejską literaturę dramatyczną. Dla przeciętnego jednak widza polskiego to zie­mia całkowicie obca. I nie wie on np., że tak modna retrospekcja w teatrze uważana za chwyt bardzo nowoczesny czy też wy­wodzący się ze sztuki filmowej była powszechnie stosowana w teatrze Nó sześć wieków temu. Nie ona zresztą stanowiła naj­bardziej charakterystyczną ce­chę tego teatru, opartego na skomplikowanym umownym sy­stemie gestów, kolorów, masek i słów.

Teatr Współczesny pozwolił nam zetknąć się z teatrem ja­pońskim za pośrednictwem trzech jednoaktówek współczes­nego pisarza Jukio Miszima, do­skonale przełożonych z angielskiego przez Annę Gostyńską.

Miszima bierze z teatru Nó wąt­ki treściowe, przenosi je do współczesności, niekiedy lekko modyfikuje, a zawsze uwalnia od całego aparatu formalnego sta­rej konwencji scenicznej. Po­wstają z tego miniaturki poe­tyckie albo - jeżeli kto woli - coś w rodzaju etiud muzycznych czy też obrazków japońskich ma lowanych delikatnym piórkiem. Cały urok tych impresji teatral­nych tkwi w delikatności rysun­ku, a także w jego wyrazistoś­ci. Tam, gdzie ta wyrazistość przykrywa się zaciemniającą mgiełką, od razu psuje się efekt tych kolorowych baniek mydla­nych. Pękają i okazuje się właś­nie, że były tylko... bańkami mydlanymi. Tak jest w "Ada­maszkowym bębenku", gdzie ładnie i dowcipnie pokazana idejka o szanowaniu uczuć na­wet jeżeli są one udziałem sie­demdziesięcioletniego człowieka rozpływa się w dość niejasnej symbolice epilogu ze zjawą samobójcy. Pod tym względem najprzejrzystszy i najbardziej poe­tycki jest "Wachlarz" przypo­wieść o szczęściu oczekiwania i miłości, której obiekt wymarzo­ny daleko odbiega od rzeczywi­stości. Ten motyw miłości, w której świat staje się piękniej­szy i w której kocha się tylko fikcję, przewija się też w jedno­aktówce "Jesteś piękna".

Ale nie szukajmy filozoficz­nych głębi tam, gdzie tylko błysk poetycki i teatralny zapala się nad myślą i zaraz gaśnie. I w ogóle te trzy sztuki w Teatrze Współczesnym są nie o takich czy innych problemach, ale o - Irenie Eichlerównie. Ona nada­ła im ludzki ciężar gatunkowy, nie niszcząc ani trochę lekkości. Wszystko, co mówi, nabiera wa­gi i znaczenia, każde słowo jest mięsiste, wymodelowane, wielo­kształtne, zaprawione tonem iro­nii, mądrości, goryczy, trafia nie­omylnie do celu. Eichlerówna gra jakby na sprzecznościach i kontrastach: o sprawach boles­nych mówi z uśmiechem; tam, gdzieby z sytuacji wynikało zdziwienie czy zaskoczenie, trwa w zupełnej obojętności; kiedy ocze kiwalibyśmy tragicznego gestu, zachowuje kamienny spokój. I wbrew logice okazuje się to właśnie najtrafniejsze, najlepiej przystające do logiki artystycznej.

Taka jest przede wszystkim w "Wachlarzu" jako doświadczona mądrością życia malarka, taka jest jako 99-letnia kobieta w "Jesteś piękna", inna, kiedy ma fascynować kobiecością w "Ada­maszkowym bębenku". Jeżeli sztuczki Miszimy porównaliśmy do etiud muzycznych, to Eichle­równa chwyta w nich każdy ton słuchem absolutnym a w wyko­naniu ich jest wirtuozką naj­wyższej klasy.

Tadeusz Łomnicki, który wyreżyserował te trzy jednoaktów­ki, zabłysnął swym kunsztem aktorskim zwłaszcza jako stary woźny w "Adamaszkowym bę­benku". Również w "Wachlarzu" był doskonałym, głupim młodym człowiekiem. Mniej przekony­wał jako poeta w "Jesteś pięk­na". Marta Lipińska zaprezen­towała swój wdzięk i talent w trzech rolach dziewczyn. Poza tym z powodzeniem wystąpili Barbara Drapińska, Tadeusz Su­rowa i Damian Damięcki. Udana scenografia była dziełem Julia­na Pałki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji