Artykuły

Uroda teatru

Długo rodził się ten spektakl. W pierwotnym założeniu miał uświetnić piękny jubileusz Teatru im. S. Jaracza. Choroba aktora pokrzyżowała te plany. Nie doszedł również do skutku następny termin. Znów zrządzenie losu - wypadek aktora.

Premiera "Snu srebrnego Salomei" odbyła się dopiero w zeszłym tygodniu. Zrozumiała atmosfera pewnej nerwowości w niczym jej na szczęście nie zaszkodziła. Zobaczyliśmy teatr o rzadko dziś spotykanej urodzie wyjątkowo silnie przemawiający pięknem podawanego wiersza, kompozycją obrazu, nastrojem.

O Teatrze im. Jaracza mówi się, że dysponuje wyrównanym i zarazem jednym z najlepszych zespołów w kraju. Nie jest to grzecznościowy komplement warszawskich krytyków. Udowodnił to właśnie "Sen srebrny Salomei". Niewielu aktorów potrafi - z taką maestrią "zagrać" trudny przecież wiersz, oddając jego sens i kunszt.

Mam wrażenie, że Bogdan Hussakowski, twórca przedstawienia, właśnie na plan pierwszy wysunął ten walor, wzbogacając go o efektowną oprawę teatralną. Tworzyły ją znakomita, choć ledwie nakreślona, dyskretna scenografia Ewy Bloom-Kwiatkowskiej (kolejne jej udane dzieło), podkreślająca nastrój muzyka Krzysztofa Szwajgiera, niekonwencjonalne miejsce akcji scenicznej, wreszcie samo ustawienie widowni. Wszystko to zważywszy, że spektakl grany jest na Małej Scenie nadało klimat pewnej intymności, kameralnego uczestnictwa w teatralnym misterium.

Aby tak to odebrać trzeba się jednak wcześniej poddać urodzie słowa i obrazu akceptując z góry wszelkie nieprawdopodobieństwa akcji tego "romansu dramatycznego", celnie - nawiasem mówiąc - skomentowanego przez Andrzeja Mleczkę w recenzyjnym rysunku do programu teatralnego.

Swój dystans do niego podkreślił również Bogdan Hussakowski w zaskakującym finale, "ustawiającym" przedstawienie w nieco innym, oderwanym od konkretnej rzeczywistości wymiarze.

W tym kontekście skierowane do Wernyhory dramatyczne pytanie Księżniczki: "Stój - więc Polska?" nabiera aktualnych treści. Warto przypomnieć za Wojciechem Natansonem, że "Sen srebrny Salomei" nie bez racji rozgrywa się w czasie konfederacji barskiej, opartej na złudzeniu, że dawna Polska może żyć dalej, bez zmian. Nietrudno o analogie...

To jednak dopiero drugi plan przedstawienia, skryty za jego wierzchnią malowniczą warstwą.

Wiele jest pięknych ról w tym spektaklu. Zapada w pamięć wyrazista przejmująca i najbarwniejsza chyba postać kozaka Semenki- Jerzego Światłonia, przejmująco oddany tragizm Gruszczyńskiego - Władysława Dewoyno, mistrzowsko sprzedana relacja Pafnucego - Andrzeja Głoskowskiego, piękno i inteligencja Księżniczki - Bożeny Miller-Małeckiej, smutek i gorycz Wernyhory - Bogusława Sochnackiego.

Listę tę można ciągnąć dalej, bo też i każda z występujących postaci potrafiła poruszyć nas swą kreacją.

Pewne dłużyzny pierwszego aktu nie są w stanie zatrzeć ogólnego wrażenia. "Sen srebrny Salomei" dodał wreszcie blasku dobiegającemu końca sezonowi teatralnemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji