Artykuły

Chciał pozostawać w cieniu

W mojej najnowszej książce Notatki z planu filmowego jest zdjęcie niedawno zmarłego Zygmunta Hübnera. Piszę tam o filmie, w którym gram księdza. Tak się zdarzyło, że ostatni raz rozmawiałem z Zygmuntem Hübnerem na zjeździe reżyserów w Teatrze Kameralnym. Miałem wówczas zaszczyt ofiarować mu swą książkę. Okazało się, że już ją czytał i znalazł bez trudu swoją fotografię.

Przypomniał wtedy, że spotkaliśmy się w dniu, gdy obaj otrzymaliśmy nominacje na dyrektorów teatrów, on w Gdańsku, który ja opuszczałem, by pojechać do Koszalina, gdzie obejmowałem Teatr Bałtycki. Wspominał, że chwaliłem wtedy niezmiernie klimat i zespół aktorski. Ja pamiętam, że rozmawiał z kolegami, zrobił na mnie wrażenie niezmiernie kulturalnego, czarującego młodego człowieka. Sam miałem wtedy 56 lat. a on zaledwie 28. Potem spotkałem go na premierze filmu Westerplatte, w którym grał majora Sucharskiego. A gdy we Włodawie w roku 1970 kręciliśmy razem film Akcja Brutus właśnie wtedy dowiedziałem się po raz pierwszy, że Hübner. jest chory. On składał wszystkie dolegliwości na karb zmęczenia, nawet mówiliśmy o zatruciu środowiska, choć sprawy ekologii nie były wtedy jeszcze tak szeroko omawiane jak to jest dzisiaj.

Zygmunt Hübner był świetnym aktorem, bardzo nowoczesnym, jego środki wyrazu, jego wytworna aparycja predestynowały go do ról ludzi współczesnych. Nie miał w sobie nic z bohatera, a jednak jak bardzo przejmująca była jego kreacja majora Sucharskiego w Westerplatte. Od kolegów wiem, że na planie telewizyjnym i reżyserując był skromny, taktowny i sugestywny. Nie zazdrosny, nie zawistny, zafektownych kolegów, sam pozostając w cieniu Był człowiekiem niezwykle oczytanym, nie rozstawał się z książkami, szczególnie tymi nie tłumaczonymi na nasz język. Stąd rozmowy z nim były niezwykle interesujące.

We Włodawie dużo mówiliśmy o Osterwie, szczególnie o latach okupacji, gdy pan Juliusz wykładał w seminarium, gdy jego uczniem był młodziutki Karol Wojtyła. Mówiliśmy o religii, przecież teatr to były również misteria w kościołach. Opowiadałem też o pastorałce Schillerowskiej, w której grałem w roku 1924. Później często bywałem w jego teatrze, ale jako widz. Bardzo rzadko więc były wspólne rozmowy, ale tym cenniejsze. Wszyscy bali się o niego, wiedzieli, że ma raka. W czasie ostatniej rozmowy powiedziałem, że w przyszłym roku kończę lat dziewięćdziesiąt, on powiedział, że tego wieku nie dożyie. Ale wyglądał tak młodo, był taki ożywiony, że nie chciało mi się wierzyć w te smutne prognozy. Nigdy nie wiadomo, kiedy rozmawiamy z kimś po raz ostatni i nagle uświadamiamy sobie, że patetyczne słowa zwrócone do mnie i żony: "Żegnajcie przyjaciele..." nie były zwykłym frazesem.

Zakończę cytatem z moich Notatek z planu filmowego:

"Z Zygmuntem Hübnerem minęliśmy się w 1956 roku na Wybrzeżu, on dostał dyrekcje teatru w Gdańsku, a ja pojechałem objąć Tentr Bałtycki w Koszalinie. Tutaj miałem okazję porozmawiać z nim po raz pierwszy, stwierdziłem nie bez przyjmności, że jest człowiekiem o wielkiej wiedzy teatralnej, co nieczęsto w naszym środowisku się zdarza i że oprócz teatru ma zainteresowania literackie. Objęcie przez niego Teatru Powszechnego przy ul.Zamoyskiego w Warszawie było pod każdym względem wydarzeniem, a takie sztuki jak Sprawa Dantona Stanisławy Przybyszewskiej czy Lot nad kukułczym gniazdem Wassermana według powieści Keseya zmuszały całą Warszawę, aby jechała na Pragę. Sam byłem na tej ostatniej sztuce dwa razy i dalibóg nie wiem, kto był lepszy: Wojciech Pszoniak czy Roman Wilhelmi?

Zygmunt Hübner ma jeszcze jedną zaletę: sam będąc reżyserem zaprasza do współpracy takich kolegów jak Andrzej Trzos-Rastawiecki. W sztuce reżyserowanej przez tego ostatniego zabłysnął po raz pierwszy wspaniały polem w wielu filmach Kazimierz Kaczor. W sztuce Kopciuch reżyserowanej przez Kazimierza Kutza, obejrzeliśmy krakowską aktorkę Bożenę Adamek. Byłem na premierze I denerwowaliśmy się wszyscy, bo w ostatniej scenie pani Bożena podcięła sobie naprawdę żyły. Prawdopodobnie ze zdenerwowania.

Dzisiaj, kiedy to piszę, jest rok 1984, jemy obiad z panią Bożeną, która mimo dziesięciu lat spędzonych na scenie wygląda ciągle na nastolatkę. Opowiada o trzech latach w teatrze Hübnera, oczarowana dyrektorem, atmosferą, artystycznym poziomem. Żałuje, że mieszkania są w stolicy nie do załatwienia, bo zostałaby tutaj do końca życia..."

Tak pisałem pięć lat temu...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji