Artykuły

Do Indii jedzie się po to, by się zagubić i odnaleźć

- Podróż do Indii kompletnie zmieniła moje wyobrażenia na temat tego kraju. Pretensje do Hindusów o to, że pasjonują się Bollywoodem, są mniej więcej tak samo uzasadnione, jak do Polaków, o to, że pasjonowali się "Dynastią". Nie sposób się dziwić mieszkającym tam ludziom, że lubią opowiadać takie, może nieco tandetne, bajki. Są one częścią hinduskiej kultury i mają dla nich wiele więcej znaczeń niż dla nas - mówi reżyser PAWEŁ PASSINI przed premierą spektaklu "Wszystkie rodzaje śmierci" w Łaźni Nowej w Krakowie.

Z reżyserem Pawłem Passinim o spektaklu "Wszystkie rodzaje śmierci" którego premiera odbędzie się w piątek, rozmawia Joanna Weryńska:

Jak Ci się realizowało przedstawienie w tak niezwykłej przestrzeni? Bo choć spektakl przygotowałeś w teatrze Łaźnia Nowa, to grany jest on w dawnym kinie Światowid.

- Potwornie trudno, ale równocześnie było to dla mnie fascynujące doświadczenie. Na dole dyskoteka, zimno, ale tutaj, w sali kinowej, czułem, że to moja przestrzeń. To ja decydowałem, jak ją wykorzystam. Myślę, że jest to sytuacja komfortowa dla każdego reżysera. Tym bardziej że to miejsce rzeczywiście niezwykłe, taka popeerelowska świątynia, w której teraz spotykamy się przy okazji pewnej uroczystości.

Czujesz stres przedpremierowy?

- Pewnie. Ogromny. Tym bardziej że sam występuję, jako członek zespołu muzycznego, który zagra w przedstawieniu.

To znaczy?

- Gram na klarnecie. To dla mnie bardziej takie narzędzie do podróżowania pomiędzy widownią a sceną niż stricte instrument muzyczny.

Dlaczego postanowiłeś wystawić na scenie akurat historię z "Siddaharthy" Hessego?

- Bo myślę, że dla mojej generacji ta książka jest jedną z ważniejszych pozycji kształtujących nasz obraz Indii i tego, jaką pełnią one rolę we współczesnym świecie.

A jaką pełnią?

- Z jednej strony to takie miejsce dozwolonej ucieczki. Tam człowiek jedzie, żeby siebie zgubić ... i znaleźć. Z drugiej jednak, obecnie bardzo dużo tych Indii do nas przychodzi. Często są to Indie spod znaku Bollywood.

Czy to dobrze?

- Nie chciałbym w ogóle tego oceniać. Ostatnio byłem w Indiach ze spektaklem "Odpoczywanie". Ta podróż kompletnie zmieniła moje wyobrażenia na temat tego kraju. Pretensje do Hindusów o to, że pasjonują się Bollywoodem, są mniej więcej tak samo uzasadnione, jak do Polaków, o to, że pasjonowali się "Dynastią". Nie sposób się dziwić mieszkającym tam ludziom, że lubią opowiadać takie, może nieco tandetne, bajki. Po pierwsze są one częścią hinduskiej kultury, a po drugie mają dla nich wiele więcej znaczeń niż dla nas. Każdy gest w tańcu ma określone znaczenie. Poza tym Bollywood ograniczony jest pewnymi prawami. Do niedawna nie można tam się było nawet całować na ekranie, a o goliźnie już w ogóle nie ma mowy.

A skąd w ogóle Twoja fascynacja Indiami?

- To może zabrzmi naiwnie, ale jej źródłem jest wizyta w Indiach wybitnego twórcy teatru, Jerzego Grotowskiego, i to, jak bardzo się po niej zmieniło jego myślenie o teatrze.

Jaki jest właściwie teatr realizowany przez Ciebie?

- Interesują mnie przestrzenie w naszej kulturze, które jakoś są rozjątrzone. W moim teatrze staram sie postawić rzetelne pytania. Na przykład o to, co nas obchodzi Wyspiański. Tak właśnie jest ze spektaklem "Wszystkie rodzaje śmierci". W nim z kolei pytam o to, co nas obchodzą Indie.

Widz otrzyma na to pytanie odpowiedź w sztuce?

- Myślę, że przynajmniej padnie pewna jej propozycja, ale nie jest ona wesoła. Opowiadam w niej bowiem historię transplantologa, który wyjmując serce pacjentce zadaje sobie podstawowe pytanie o to, jakie on właściwie ma prawo, żeby decydować o jej życiu bądź śmierci. Przeżywa taki moment pęknięcia swojego świata. Wyrusza więc do Indii. Tyle że te Indie okazują się wymyślone.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji