Artykuły

Świat - znak niepojęty

"Arka Noego. Nowy koniec Europy" w reż. Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Andrzej Górny w Czasie Kultury.

Z tego, co oglądamy, wynika jedno, że o nic innego dzisiaj nie chodzi, tylko o to, by świata nie rozumieć. Zakląć go po prostu na powrót w znak nie do odczytania. Taki jawił się ludziom ongiś, kiedy doświadczanie bytowania było sprawą całkowicie otwartą. Wiedza o nas samych i o świecie wokół jeszcze tak człowieka nie osaczyła, nie storturowała. Okazało się oto, że nie ma gdzie wędrować czy uciekać. Nie ma nieosiągalnej Arkadii, poniekąd wstydzilibyśmy się przyznać po tym przedstawieniu do czegoś takiego. 25 lat temu w "Końcu Europy" Janusza Wiśniewskiego (prapremiera w 1983 roku) na deskach tego samego teatru postacie (mężczyźni i kobiety) ściskały w rękach walizkę, znak swych pragnień i nadziei na lepszy los - gdzieś, kiedyś. Teraz w "Arce Noego. Nowym Końcu Europy" bez wielkiego żalu i rozpaczy wyrzucają swoje walizki, rośnie na proscenium wielka sterta rzeczy bezużytecznych, nikomu już niepotrzebnych. Można pytać, gdzie ta "Arka" miałaby pożeglować, ku jakim bezpiecznym czy upragnionym brzegom?

Odpowiedź mamy. Oto widzimy, jak zapada się w beznadziei swoich uczuć i konstatacji o sobie Niczyja Ukochana (Diana Hobel) czy zastyga pełna pokory wobec losu Panna Młoda (Liat Glick), albo wręcz zamiera w bezczuciu M? Pamiętam! (Jaschka Lammert). Za chwilę, jak z zupełnie innego świata, rozbrzmiewają triumfalnie frazy męskiego śpiewu (Alessandro Lombardo), świadomego swej doskonałości i piękna, które wyłącznie samemu sobie głosi chwałę. W kontekście rzeczywistości, którą mamy przed sobą, to sprawdzanie przez artystę możliwości swego talentu i kunsztu stanowi rodzaj absurdalnego gestu i zarazem wyzwania wobec wszelkich innych światów ludzkich czy nieludzkich. Rozumiemy, że chodzi o wyrażenie siebie bez względu na okoliczności. Tylko siła ekspresji świadczy, że się jest i na ile się jest. Trzeba zaistnieć jako fenomen, coś niepowtarzalnego - tylko to przekonuje, że jest się naprawdę obecnym. I właściwie to sens jedyny, bo namacalny, najprostszy do sprawdzenia. Kapitalnym przykładem, by tak powiedzieć: w stanie czystym, jest Ukochana Lala (Jagoda Stach) pulsująca ruchową i gestyczną ekspresją - a przede wszystkim oczami, które wwiercają się w pustkę, żeby ją sprowokować - żeby przyszło wreszcie to, czego się jest całkowitym zaprzeczeniem. A może właśnie potwierdzeniem? Może rzeczywiście nic nie jest do zrozumienia, tylko temu trzeba dać wyraz. Może tylko to jest w naszej mocy?

W rzeczywistości ludzkiej tak podważonej, tak zakwestionowanej, traktowanie swoich przeżyć, swych relacji ze światem jako obszaru racjonalnych rozpoznań przestaje być atrakcyjne, traci sens. Odsłania się tylko niemoc człowieka i jego bezradność. Po co się trudzić? Obnażać swą słabość i niemoc, jak widzimy to na przykładzie Nowej Ewy (Antonina Choroszy) czy Wiatronogiego (Mirosław Kropielnicki)? Jedyne, co wydaje się osiągalne, to być obecnym za wszelką cenę, nawet tę, że będzie się niezrozumianym, że nasza ekspresja zaprzeczy nam samym. Tak jest w przypadku Cudnej Klaczy, czyli Złotej Materny (Alexandra Finder). Ekspresja urody, magnetyzująca siła galopu zdają się czynić z niej olśniewającego swą piękną mocą dinozaura, któremu wszyscy ulegniemy.

W tym wielojęzycznym szaleństwie nieustającej ekspresji wszystkich jest wreszcie ktoś, mężczyzna w turbanie, który siada spokojnie na krześle naprzeciwko Nowej Ewy i nie ma potrzeby niczego jej okazywać. To Zwiastujący (Mandar S. Purandarc). W milczeniu podnosi rękę z palcem wskazującym w górę. Jakby przywoływał to, o czym nikt nie pomyślał. A to jest. Jest! Tylko gdzie? Cisza na widowni i scenie jest taka, że "to" może być też z nami, a nie tylko gdzieś tam. Więc wszyscy patrzymy na ciągle wyciągnięta rękę.

Jest w tym przedstawieniu niewątpliwie coś z szarlataństwa. Ale jest to szarlataństwo artysty opętanego swoją wizją świata aż do granic bezsilności czy ostateczności. To szarlataństwo, które w "Burzy" według Szekspira byłoby bardziej czarowaniem czy zaklinaniem - tutaj owo zaklinanie przynosi nam przeczucie prawdy dotyczącej nas w bardzo istotnym punkcie. Wstajemy z krzesła nie bez wewnętrznego drżenia, iż dotknęła nas być może właśnie prawda, której poznania, już na własny rachunek, nie wiadomo, czy chcielibyśmy się podjąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji