Artykuły

Seks nocy mętnej

"Seks nocy letniej" w reż. Andrzeja Majczaka w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Przyziemne wcielenia teorii względności Einsteina ocalają przyziemność? Bywa tak. Po denaturacie - bimber jest Chivas Regal, po Brodki śpiewie nawet ja to Piaf, a futbol Wysp Owczych zwiastuje rychłe i pewne, mucha nie siada, mistrzostwo świata dla Polski. Słowem, jutro, gdy braknie powietrza, świetnie będzie o tyle, o ile dziś uda się trzęsienie ziemi. Do sedna przechodząc: gdyby nie piątkowy "Dracula" w Teatrze im. J. Słowackiego - na sobotnim "Seksie nocy letniej" w Teatrze Bagatela spałbym trupio. Już po kwadransie - bo ileż można czekać na pierwszego wica?

Jest na scenie tak oto: wieś sprzed stu lat i na wsi tej Andrew (Sebastian Oberc), domorosły wynalazca, pragnie więcej niż Leonardem być i naprawdę jak ptak wzlecieć na skleconych przez się skrzydłach, małżonka jego zaś, Adrian (Anna Rokita), zajmuje się zagłuszaniem w sobie bólu z powodu conocnych, nie od wczoraj trwających małżeńskich fiask łóżkowych. Dobrze. Prolog taki sobie, jak wiele innych teatralnych prologów, tylko że - jak długo można? Ile można słuchać, że Andrew nie może, Adrian zaś - nie pomoże? Niepokój zasadny, bo przecież nie po to, żeśmy się w Bagateli zebrali, by kontemplować jakąś ambitną wersję nieznanych pamiętników erotycznych Augusta Strindberga, tylko żeby się pośmiać lekko. A może się mylę? Co?

"Seks nocy letniej" - w oryginale scenariusz filmowy - to nie jest szczytowe osiągnięcie humoru Woody'ego Allena, lecz z drugiej strony - takie zupełne fiasko to to również nie jest. Ot, dalekie echo genialnej opowieści Szekspira, rzecz o pochopnościach, co gorącą, lepką od potu nocą wakacyjną z trzech par wyłażą za krzakami i w szuwarach nad jeziorem. Do naszej dyskretnie impotenckiej pary znajomi na weekend przybywają. Jurny lekarz Maxwell (Jakub Bohosiewicz) wraz ze świeżo przez siebie napoczętą pielęgniarką, niejaką Dulcy (Karolina Chapko), co to niby młodziutka, lecz której młodość nie przeszkodziła z niejednego pieca chlebek jeść. No i weterani: pretensjonalny filozof Leopold (Dariusz Starczewski) oraz, jak się okaże, stara, wciąż nie zardzewiała miłość Andrew - pani Ariel (Urszula Grabowska) mianowicie...

Pomyślałem teraz, że odkrycie Einsteina wcale nie jest tak bardzo kojące. Owszem, za przyczyną piątku nie usnąłem w Bagateli w sobotę, ale, z drugiej strony - nudzę się, opisując teraz sobotnie dyrdymały Allena i reżysera Andrzeja Majczaka. Nie, żadnej tragedii scenicznej nie było. Nic fatalnego się nie stało, zwyczajnie - Allen nie w formie. Banalną, lecz za długą, pachnącą Szekspirem i Czechowem, rodzajową makatkę niby seksowną wydziergał, Majczak zaś makatkę w powłóczystą turgieniewszczyznę obrócił. Więc zanim Andrew wyzna, że jest gruntownie wiotki, Adrian zaś, że nie pomoże - co trwa bite dziesięć minut - już jest na widowni ciężkawo. A gdy wspomniani goście zjadą i okaże się, że na pierwszy żart czekać trzeba kolejne dziesięć minut - przestaje być śmiesznie.

Allen wyznał, że chciał niewiele. Ot, lekką, płytką, smaczną, cudnie starymi sukniami, starymi garniturami, winami i sjestą na łonie natury pachnącą opowiastkę opowiedział - rzecz o trzech parach, co się nocą partnerami wymieniają, przy okazji uczucia swe odgruzowując. To wszystko. Słowem - bibelot mikry popełnił. Nieśmieszne jest w gruncie rzeczy to, że u Majczaka mikrość bajania Allena wymagała, Boże uchowaj, trzech godzin scenicznego mozołu. Pal licho, że pierwszy w miarę sensowny wic Allena pada dopiero po minutach dwudziestu. Nie pal licho, że po tym czasie narasta przypuszczenie, że erotyzm bohaterów jest nieludzko długodystansowy.

Tak, blady strach, że z tych obłapek w sumie pensjonarskich nie wyjdziemy aż do poniedziałku - po dwudziestu minutach fatalnie nabiera ciała. Szkoda, a nawet żal. Przecież nie tylko dziecko, ale sam Majczak wie, musi wiedzieć, że ten Allena bezpretensjonalny i średnio śmieszny banał należy właśnie bezpretensjonalnie do góra godziny i dwudziestu minut ścisnąć, roziskrzyć wice, precz przegnać stepowe nastroje i dać aktorom szansę na lekkość, na szybką lekkość. Niewiele brakuje do miłej przyzwoitości. W przeciwnym razie radzę widzów "Seksu..." - wieczór wcześniej na "Draculę" wysyłać darmowo. Bo tylko głębokie dno może ocalić przeciętność rozwlekłą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji