Artykuły

Świetny biznes w teatrze

"Biznes" w reż. Rudolfa Molińskiego na Scenie Polskiej Teatru w Czeskim Cieszynie. Pisze Halina Sikora w Głosie Ludu.

Kryzys? Na pewno nie znajdziecie go państwo w cieszyńskim teatrze. Wręcz przeciwnie, jeżeli ma się już dosyć czytania o zwolnieniach, szukania odpowiedniej posady przed tym, zanim zwolnią nas z pracy w plajtującym przedsiębiorstwie, jeżeli ma się po dziurki w nosie rozmów z bankowcami, którzy bynajmniej nie zamierzają udzielić nam kredytu, jeżeli krew nas zalewa na widok polityków rzucających coraz dziwniejszymi pomysłami, to najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić, jest właśnie pójście do teatru. I wcale nie trzeba się przerażać tytułem sztuki - "Biznes". Nie o biznes, papiery i pieniądze w gruncie rzeczy chodzi. A o co? O dobrą zabawę i ożywczy, uzdrawiający śmiech.

Historia, jak na farsę przystało, prosta jak drut w kieszeni. Wiele zwrotów akcji, komicznych i zaskakujących rozwiązań nie pozwala przebiec myślami z teatru do naszych codziennych problemów. I bardzo dobrze! Czas od czasu każdemu przyda się ucieczka od rzeczywistości a po wizycie w teatrze przynajmniej rano nie ma się kaca (pod warunkiem oczywiście, że z teatru idziemy wprost do domu). Reżyser spektaklu Rudolf Moliński już kilka razy sprawdził się jako reżyser fars. Tym razem również nie zawiódł, przygotował z aktorami cały arsenał komicznych sytuacji. Być może wypadało zamknąć spektakl nieco wcześniej, bo brakuje efektownego końca, który umożliwił by uśmiać się w finale do woli i wyjść z teatru w zupełności wyleczonym śmiechem. A tak emocje i dobry humor pod koniec się oziębiły na rzecz szablonowego moralizatorstwa. Jednak i tak okazji do ożywczego pośmiania się nie zabrakło.

Absolutnym zaskoczeniem na scenie okazała się kreacja Janusza Kaczmarskiego. Jego Norman Harris, księgowy i pantoflarz w jednej postaci, to osoba charakterystyczna i barwna, cały czas przypominająca widzowi kogoś bardzo znajomego, z którego nie raz nabijało się całe towarzystwo. Kaczmarski pokazał się ze strony, o jaką chyba nikt z widzów by go nie podejrzewał i udowodnił, że wachlarz ról, w które może się wcielić, jest rzeczywiście szeroki. Dalszym, nie mniej przyjemnym akcentem spektaklu okazała się rola Rose Harris, żony Normana, w którą wcieliła się Joanna Litwin - Widera. Motorem wszelkich działań, jak to w farsie, były seks i pieniądze. Obśliniony mąż ze słabą głową i żona, delikatna jak różyczka, która nagle zamienia się w wampirzycę stworzyli wspaniałą parę sceniczną. Do tego wtórowała im druga para małżeńska - Stanley Bigley (w tej roli nie zawiódł Ryszard Pochroń) oraz jego żona Hilda Bigley (Anna Paprzyca).

I chociaż na początku nieco siadało tempo spektaklu, to cała machina teatralna ruszyła mocno do przodu, kiedy na scenie pojawili się dwaj zagraniczni biznesmeni, grani przez Dariusza Waraksę oraz Grzegorza Widerę. Panowie nie zawiedli oczekiwań publiczności i pokazali swoją najlepszą klasę.

Ten spektakl będzie na pewno przyjemnym wytchnieniem dla płci brzydszej. Wystarczy chyba zdradzić, że kilka scen aktorki grają w bieliźnie. Na scenie pojawiają się również prostytutki. I tutaj wielki plus dla Katarzyny Wojczyk oraz Anny Jędrzejewskiej, które pokazały, że panie lekkich obyczajów niekoniecznie trzeba grać wulgarnie.

Wszyscy zmęczeni szarością życia codziennego powinni wybrać się na ten spektakl, bo działa jak ożywcza woda. Śmiech na widowni wybucha nie rzadziej, niż na dobrej komedii filmowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji