Artykuły

Kolej transegzystencjalna

"Żółta Strzała" w reż. Igora Gorzkowskiego Studia Teatralnego Koło w Centralnym Basenie Artystycznym w Warszawie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Igor Gorzkowski przewiezie was przez Rosję.

Na scenie w ciemności i ciszy majaczy szkielet wagonu kolejowego. Tytułowa "Żółta Strzała" to nazwa pociągu, który jedzie znikąd donikąd. Pociąg jest metaforą Rosji albo w ogóle ludzkiego losu. Pasażerowie nie wierzą, że może istnieć jakieś inne życie, choć za oknami migają im miasta, lasy i drogi. Nie wiedzą, jak długo jadą, nie słyszą już nawet stukotu kół. Przeżyli tu wojnę, komunizm i pieriestrojkę. Kim są? Więźniami czy wygnańcami? Za oknem wzdłuż torów leżą śmieci i trupy wyrzuconych przez okna pasażerów, którzy zmarli w trakcie podróży. W wagonach rodzą się

dzieci, działa teatr, pracują manufaktury. Ale po co? W warszawskim przedstawieniu Igora Gorzkowskiego w samym środku kolejowej paraboli o Rosji zagnieździł się mały realizm. Jest brud, proza życia, zdziwaczałe poranne rytuały. Oglądamy krwiste portrety pasażerów - Chana (Wiktor Korzeniewski), Piotra

Siergiejewicza (Sławomir Grzymkowski), Griszę (Piotr Koślik). Cwańsi z nich zajmują się małymi przekrętami i przemytem, reszta wegetuje, nie zadając żadnych pytań. Egzystencjalny wagon poznajemy oczami Andrieja. Łukasz Lewandowski gra go tak, jakby to był książę Myszkin z pociągu pancernego. Boleść zagłusza błyskotliwą ironię bohatera. Andriej jest śmiertelnie zmęczony podróżą. Chodzi ociężałym krokiem, mówi, jakby dźwigał stupudowe ciężary, nawet niezdarnie i grubo kocha dopisaną przez reżysera do oryginału kelnerkę z przedziału restauracyjnego (Agata Buzek). Gorzkowskiemu udaje się zachować równowagę między metafizyczną udręką bohatera a cielesnością telepiącego się w ludzkiej pustce wagonu. Rytm podróży u Pielewina wyznaczają odkrywane przez Andrieja buddyjskie mądrości, Gorzkowski szuka jednak jeszcze jednego przełożenia: w metateatralność. W nieoczekiwany sposób "Żółta Strzała" staje się również studium o ruchu i jego iluzji. Po kilkudziesięciu minutach wierzy się bez zastrzeżeń, że teatralny wagon pędzi gdzieś jak oszalały. I jeśli pociąg jest złudzeniem, bo życie jest złudzeniem, można to zdemaskować tylko w teatrze. Nie przypadkiem w finale spektaklu Andriej, który znalazł sposób na opuszczenie wagonu, odwraca głowę w stronę widowni. Zobaczył nas. Jesteśmy, czyli jego już nie ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji