Artykuły

W rytmie współczesności

"Zemsta" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Leokadia Kaczyńska w Pograniczach.

Bez "Zemsty" nie ma polskiego teatru

Andrzej Łapicki

Komedie Aleksandra Fredry inscenizować jest niezwykle trudno. Ich dramaturgiczna precyzja, wspaniałe postaci, znakomite sceny, poetycki wierszowany język oraz niebanalny, wyborny humor stanowią duże wyzwanie dla reżysera i aktorów. Do tego dochodzi konieczność zmierzenia się z kanonem teatralnym, zwłaszcza z uznanym za wyznacznik ideału tak zwanym "stylem fredrowskim" oraz z wielką tradycją ról wybitnych artystów sceny. Poszukiwanie drogi do Fredry staje się dla teatru nieustającym (oraz rodzącym rozmaite dylematy) procesem. Brak szacunku dla utworów pisarza prowadzi do wynaturzeń i kompromitacji, zaś rezygnacja z twórczych odczytań uśmierca sztuki i czyni z nich muzealne eksponaty. Jaki sposób na Fredrę w swojej "Zemście" znalazła Anna Augustynowicz ?

W szczecińskim spektaklu widzimy metalową kilkupoziomową konstrukcję (projekt Marka Brauna). Jej prawa i lewa strona nasuwa skojarzenia zarówno z wieżami zamkowymi, jak i z kolumnami wieży radiowej. Środek konstrukcji zajmują schody, a na jej kilku poziomach dostrzegamy różnego rodzaju pojemniki, betoniarkę, kosze na śmieci itp. Ważnym elementem scenograficznym jest stojące na środku krzesło. Specyficzną konstrukcję oraz znajdujące się na scenie przedmioty można uznać za kapitalny znak naszych czasów i trafną interpretacją dzisiejszej rzeczywistości. Przestrzeń wywołująca kulturową współczesność, skonfrontowana ze znanymi z przeszłości inscenizacjami, zapowiada spektakl świadomie zrywający z tradycją teatralną, a zwłaszcza z tym jej nurtem, w którym stylowość inscenizacji przejawiała się w ciepłych wnętrzach dworków z muślinowymi firankami i stylowymi meblami. W szczecińskiej "Zemście" nie będzie rekonstruowania XIX - wiecznej obyczajowości ani dążenia do scenicznego realizmu i gry naturalistyczno-psychologicznej. Określi ją umowna scenografia i artystyczny skrót w prezentowaniu zdarzeń i charakterów. Ogromne metalowe "kolumny" ewokują dźwięk i zapowiadają atmosferę zrodzoną z ducha muzyki. Jakiego rodzaju muzyki? - odpowiedź przyniosą już pierwsze sceny, w których postać stojąca przy pulpicie (współczesny didżej?) podda hiphopowy rytm dla fredrowskiego 8 zgłoskowca. Kiedy przestrzeń zaludnią postaci komedii zauważymy, że nie ma miejsc przypisanych konkretnym osobom. Cała scena jest dostępna na równych prawach wszystkim bohaterom. To zrozumiałe, bo teatralny świat Augustynowicz nie jest zamkiem czy dworkiem (a więc rzeczywistością, która odeszła już w przeszłość), lecz umownie wykreowaną przestrzenią współczesną. Przestrzenią, która jest także miejscem naszej - widzów - egzystencji. Reżyserskiej koncepcji podporządkowane są kostiumy - dowcipne i znaczące, których współczesność łączy się z detalami odsyłającymi do dawnego stylu ubiorów. I tak na przykład Cześnik na jedno ramię ma narzucony kontusz, Papkin zakłada perukę, Podstolina pokazuje się w lisiej czapie, Dyndalskiego (granego przez aktorkę) oglądamy w klasycznej koszuli, Wacław nosi wysokie sznurowane buty.

Przedstawienie Augustynowicz zachowuje układ scen pierwowzoru literackiego. Tekst Zemsty zaprezentowano z niewielkimi skrótami i w rekordowym tempie. Werbalnie rozpędzeni aktorzy rozegrali przedstawienie w godzinę i 15 minut - zupełnie jak telewizyjny serialowy odcinek. Miejmy nadzieję, że widzowie, którzy nie znają dobrze komedii, nie pogubili się w sytuacjach, intrygach i postaciach. Wszak nie było czasu na drobiazgowe i wnikliwe budowanie (i śledzenie) charakterów. Szaleńcze tempo spowodowało, że język Fredry stracił swą finezyjność, tak widoczną w klasycznych ujęciach i w wykonaniu odtwórców z dawnej szkoły aktorskiej. Wydaje się jednak, że Augustynowicz świadomie zrezygnowała z wyrafinowania, potoczystości i powolnego tempa wypowiedzi, by oddać prawdę o sposobie istnienia słowa (i ludzi) we współczesnym świecie, w którym to nie my mówimy językiem, a język nami mówi. I właśnie na tym zupełnie odkrywczym stosunku do języka komedii, polega moim zdaniem jej pomysł na Fredrę. Czy nie należy bowiem sądzić, że poetyckie, wysublimowane mówienie oraz pełne gracji, wręcz taneczne ruchy bohaterów młodemu pokoleniu mogłyby się wydać nieco anachroniczne. W dobie zawrotnego tempa życia i gorączkowego rytmu symultanicznie dziejącej się rzeczywistości, bliższy współczesności wydaje się być sposób istnienia języka i wypowiadania się postaci w spektaklu Augustynowicz. Sceniczna wizja "Zemsty" wskazuje, że reżyser stosuje pewne elementy nowej estetyki teatru - estetyki przyspieszenia, będącej także konsekwencją nowego sposobu percepcji świata, percepcji warunkowanej kontaktem odbiorcy z filmem i telewizją. Dlatego właśnie zdecydowała się na szybkie tempo scenicznego dziania się, galopadę dialogów i hiphopowy rytm muzyczny. Nieustannie i w szaleńczym tempie mówiący aktorzy nasuwają także skojarzenia z gadaniną medialną. Ową skłonność do jałowego gadulstwa można zresztą uznać za rys naszego charakteru narodowego, którą to prawdę pokazywało w nieco innej formie także niedawne "Wesele".

"Zemstę" w największym stopniu określa rytm i muzyka (opracowanie Jacek Wierzchowski), narzucająca postaciom sposób istnienia, ruch i gestykulację. Tekst "Zemsty" nie jest śpiewany, lecz rytmicznie wygłaszany, po prostu rapowany. Bitowy rytm podkreśla miarę 8 zgłoskowca i w sposób naturalny buduje muzyczność tekstu Fredry. Melodyjność spektaklu tworzą także zachowania bohaterów i działania przedmiotów: Papkin brzdąka na gitarze, Klara pojawia się ze skrzypcami, a melodię i rytm wydobywa także z pudełka pełnego kamyków. Radosny dźwięk wydaje z siebie nawet betoniarka w finale. Pomysł inscenizacyjny Augustynowicz zrodził się zapewne nie tylko z chęci oddania muzyczności języka Fredry, także z respektowania współczesnej wrażliwości odbiorców i obowiązujących dzisiaj kodów kultury. Umuzycznienie "Zemsty" nie udałoby się, gdyby nie podjęli się go aktorzy obdarzeni słuchem muzycznym i poczuciem rytmu. Zespół Teatru Współczesnego nie raz udowodnił swoje możliwości w tym zakresie, prezentując się zarówno w sztukach śpiewanych, jak i w muzyczno-wokalnych epizodach wielu premier. Wrażliwość muzyczna szczecińskich aktorów pozwoliła im na ogół zwycięsko mierzyć się z fredrowskim wierszem.

Analiza aktorskich rekwizytów i kostiumowych detali wskazuje, że twórcom chodziło nie tylko o wpisanie utworu Fredry we współczesny czas i osiągnięcie efektu komizmu. Widoczne było dążenie do sprowadzenia "Zemsty" z inscenizacyjnych koturnów. Stąd zastosowanie całego repertuaru nowych rekwizytów, które doskonale się sprawdziły się w kreowanym przez Augustynowicz świecie. I tak Papkin zamiast szabli ma łapkę na muchy, Cześnik i Rejent nie walczą na dubeltówki, lecz pogrzebacze czy policyjne syreny, Raptusiewicz nie grozi Papkinowi strzelbą, lecz małym zwierzątkiem z lisim ogonem. Wacław pojawia się w asyście jamników, co przynosi wspaniały efekt komiczny, odziera postać z powagi podczas miłosnych podbojów oraz każe wątpić w autentyczność jego miłosnych zapędów. W kostiumach można dostrzec ujęcie satyryczne. Podstolina nosi spódnicę z samych fiszbin, trykotowy podkoszulek lub kuchenny fartuch zastępuje kontuszowy pas Cześnika. Kpiącymi akcentami wyrażono dystans do stylowych ubiorów dawnych przedstawień. Konflikt protagonistów zostaje rozegrany przy pomocy różnego rodzaju dźwiękowi i taktów muzycznych, co zadecydowało o jego żartobliwym charakterze. Rejent wykonujący ewolucje taneczne z ogromną butlą wina przestaje być groźny mimo swego paskudnego charakteru. Klara ze skakanką czy Podstolina z hula-hoop, śmigający na maleńkich hulajnogach Ksiądz i Kucharz wnoszą atmosferę zabawy. W finale zjeżdża "oko opatrzności", które czuwa nad światem, a całe towarzystwo świetnie się bawi, wybijając rytm czym się da, nawet pokrywami od pojemników na śmieci. Tak bliski duchowi Fredry teatralny komizm ma swoje źródło w mentalnej i materialnej rzeczywistości świata współczesnego. Wszystko to sprawia, że postaci, zgodnie zresztą z autorskim zamysłem, nie są groźne i straszne. Augustynowicz wprowadzając nowe sytuacje sceniczne i nowe rekwizyty unieważniła dostojny komizm. Wyborne żarty i sceniczny dowcip pozwoliły jej rozbić napuszoność i patos tradycji teatralnej, a fredrowską komedię uzwyczajnić i uczynić bliską ludziom współczesnym.

Aktorzy Teatru Współczesnego bawią się tekstem Fredry, sytuacjami i bohaterami. Odgrywając postaci, jednocześnie zaznaczają do nich dystans. Główny konflikt traktują z przymrużeniem oka. Wyśmienita zabawa odsłania jednak istotne prawdy o naszym życiu. Hiphopowa muzyka oddaje szybki rytm naszej egzystencji, gdzie nie ma czasu na spokojny, wzajemny kontakt i wnikliwą rozmowę. Stosunki między ludźmi przypominają relacje, jakie zachodzą między fikcyjnym światem medialnym a widzami telewizyjnymi. Każdy z uczestników kreowanego na scenie świata toczy swoją grę, aby się jak najkorzystniej zaprezentować. W międzyludzkich relacjach uderza brak wiarygodności i szczerości uczuć. Czasami mamy wrażenie, że oglądamy wielkie show medialne, w którym nie chodzi o prawdę i autentyczność. Wygrywa nie ten, kto reprezentuje jakieś wartości, lecz ten, kto umie się lepiej sprzedać i uprzedzić przeciwnika zręczniej skonstruowaną intrygą. W tym świecie wszystko jest przedmiotem transakcji. Dlatego uczucia nie widać nie tylko u przedstawicieli starszego pokolenia, ale i między młodymi bohaterami. Augustynowicz świetnie uchwyciła zubożenie naszego życia uczuciowego i teatralizację zachowań.

O tym, że szczecińska "Zemsta" jest nam bliska, decyduje przede wszystkim sposób kreacji bohaterów, którzy choć elementami swoich ubiorów odsyłają do dawnych wieków, są wyjęci z naszej współczesności. Reżyserska koncepcja ról aktorskich eksponuje zaprojektowany przez Fredrę komizm sytuacyjny i słowny. Artyści rozśmieszając publiczność, sami się przy tym delektują wybornym fredrowskim humorem. Ciekawe postaci stworzyli protagoniści sztuki, choć doszło do zatarcia kontrastu ich charakterów i odebrano im odrębne przestrzenie egzystencji. Wyrazisty był zwłaszcza Arkadiusz Buszko w roli Cześnika, łączący w scenicznej osobowości cechy szlacheckiego panka i współczesnego macho. Raptusiewicza wyróżnia charakterologiczne warcholstwo, buta i miłość do pieniędzy. Rejent (Wiesław Orłowski) został wykreowany inaczej niż w autorskim projekcie. To nie cicho knujący Milczek, lecz ekspansywny mężczyzna. Taniec z butlą wina pokazuje jego nieokiełznany temperament. Mnie jednak najbardziej rozbawiły postaci drugorzędne i wbrew recenzenckiej tradycji im poświęcę najwięcej uwagi.

Znakomicie została pomyślana Podstolina, a odtwarzająca jej postać Joanna Matuszak zagrała ją brawurowo. W szczecińskiej "Zemście" Podstolina została wykreowana na obraz i podobieństwo współczesnych kobiet - sprytnych, przebojowych, nieustannie konserwujących swoją urodę w gabinetach kosmetycznych i siłowniach. Cała energia młodej wdowy idzie na złowienie bogatego męża (partnera). Podstolina z wielką wprawą uwodzi Wacława, kierując się rozsądkiem przyjmuje oświadczyny Cześnika, a potem bez żadnych skrupułów łamie dane słowo, by związać się z atrakcyjniejszym dla niej Wacławem. Pomysł z wykorzystaniem hula-hoop jest wyśmienity! Niezwykle wzbogacił charakterystykę wdówki. Ileż znaczeń przenosi i jak rozszerza perspektywę czasową w spojrzeniu na postać. Przywołuje czas między wiekiem XIX a XXI (szał hula-hoop przypadł przecież na 50 i 60 lata XX wieku), uświadamiając tożsamość kobiecych zachowań, nieśmiertelność marzeń o wiecznej młodości i powtarzalność dążeń do zamożnego, wygodnego życia. Matuszak wykonuje różnorodne ćwiczenia brawurowo, dbając przy tym o harmonię wypowiedzi, ruchów i mimiki. Widoczny wysiłek i coraz szybsze tempo scenicznych działań ujawniają emocje bohaterki i jej desperację w dążeniu do celu. Miotanie się Podstoliny w ćwiczebnym kole wyraża także jej walkę wewnętrzną. Psychiczne napięcie osiąga swój szczyt w momencie, kiedy obręcz kręci się wokół szyi - dla realizacji założonych celów można przecież zrobić wszystko. Dużym walorem hula-hoopowych scen jest ewokująca z nich erotyka, świetnie dopełniająca portret bohaterki i jednocześnie wyrażająca obyczajowość naszych czasów. Postać dojrzałej życiowo, pełnej temperamentu, ekspansywnej i seksownej Podstoliny jest wielką atrakcją szczecińskiej "Zemsty". Joanna Matuszak swoim poczuciem humoru i umiejętnością wyrazistej prezentacji postaci - fredrowskiej, a jednocześnie współczesnej - doskonale wyraziła koncepcję przedstawienia Augustynowicz.

Interesującą kreację postaci Wacława stworzył Paweł Niczewski. Oceniając jego udział w spektaklu nikt by się nie domyślił, że w tradycji teatralnej rola ta była traktowana jak przekleństwo, co świetnie wyrażało złośliwe życzenie "obyś grał Wacława w "Zemście". Syn Rejenta pojawia się zawsze w asyście trzech jamników - jednego trzyma na ręce, dwa człapią za nim krok w krok, czekając na smakołyki. Kiedyś na scenie z pieskami pojawiały się damy, teraz małego jamniczka tuli do łona Wacław - komediowy amant. Pomalowane na czerwono usta bohatera oraz miękkość jego ruchów świadczą o zniewieściałości. Wacław nie ma w sobie energii dawnych bohaterów. Rytmicznie, aczkolwiek dość anemicznie porusza się w takt 8 zgłoskowca, ale jego głównym sposobem istnienia jest siedzenie na krześle. Jeśli zaś stoi, to zawsze z rękami w kieszeniach. Synowi Rejenta wcale nie zależy na męskiej dominacji. Bez żalu oddaje inicjatywę Klarze. Aktywność objawia tylko w jednym wypadku, kiedy grozi mu małżeństwo z Podstoliną. Jakże zrozumiały dla współczesnych mężczyzn musi być ten lęk przed związkiem z atrakcyjnie co prawda wyglądającą, ale już nie pierwszej młodości kobietą. Pasywność Wacława kontrastuje z energią wybranki jego serca. Im on bardziej wycofany, tym większą inicjatywę i pomysłowość wykazuje Klara. Po Wacławie nie widać miłości. Zwykle siedzi w oddaleniu od dziewczyny. Nie patrzy na nią nawet w momencie miłosnych wyznań. Stworzona przez Niczewskiego postać jest nieodparcie komiczna i nie ma w sobie nic z papierowych ról dawnych amantów.

Kinga Piąty w roli Klary to współczesna dziewczyna. Energiczna i pełna inicjatywy, przejawia o wiele większy temperament niż wybranek jej serca. Młoda pannica wie, czego chce i dlatego jest zdecydowana w działaniu. Zmiany w relacjach dwojga młodych odzwierciedla ich usytuowanie w przestrzeni. Wacław najczęściej znajduje się na dole, Klara zawsze nad nim, na wyższych poziomach sceny. Ta swoista hierarchizacja, wyrażająca podporządkowanie płci męskiej i dominację kobiety, jest odbiciem dzisiejszych czasów, coraz częściej podważających tradycję patriarchalną.

W inscenizacji Augustynowicz ciekawie funkcjonuje Papkin. Duże brawa dla Wojciecha Sandacha, bo jest świetny. Jego sceniczny taniec jest wykonany rewelacyjnie i przekomicznie. Taneczno-ruchowe ewolucje przypominają breakdance, czyli charakterystyczny dla hiphopowej kultury "połamany taniec". Papkin w swoim początkowym wejściu i w piosence "Kot pani matko, kot, kot" zaistniał na scenie w poetyce wideoklipu, wzbudzając salwy śmiechu na widowni. Młody aktor w roli Papkina sposobem gry wyraził nie tylko śmieszność, ale i charakter postaci, a zwłaszcza jej naiwność i tchórzostwo. Widoczna miękkość, niejako kobiecość jego gestykulacji to przejaw współczesnej kultury obyczajowej i przyczynek do problemu tożsamości płci. W prezentacji wszystkich bohaterów Augustynowicz operuje skrótem. Do wykazania na przykład strachliwości Papkina wystarczy kapitalna scenka, w której Cześnik ze sztucznym zwierzątkiem na ręku straszy raz po raz niepoprawnego tchórza, bawiąc się przy tym na równi z roześmianą widownią.

"Zemsta" w Teatrze Współczesnym zaprasza widzów nie do poważnej rozmowy, jak "Wesele", lecz do zabawy. Wyzwala radość uczestniczenia w teatralnym zdarzeniu. Czyni to z powodzeniem, ale także - co ważne - w zgodzie z duchem utworu. Hrabia Aleksander lubił się bawić i pragnął swoimi utworami rozśmieszać publiczność. Sądzę, że nawet miłośnicy Fredry granego zgodnie z dawnym obyczajem, zakochani w stylowych inscenizacjach Andrzeja Łapickiego, zaakceptują tę "Zemstę". Współczesny wymiar sztuki nie zagubił największych walorów pisarstwa Fredry: komizmu, dowcipu, uroku języka, dystansu do literatury i teatru, do zdarzeń i ludzi. Powstała "Zemsta" doskonale komunikująca się z młodym pokoleniem, bowiem przemawia środkami wyrazu bliskimi widzom wychowanym na kinie i telewizji. Oddziałuje nie tylko hiphopową muzyką. Można w niej dostrzec także nawiązania do estetyki wideoklipu. Obydwa środki wyrazu dobrze harmonizują z poetyką komedii. W dwu następujących po sobie propozycjach repertuarowych Anna Augustynowicz postawiła przed publicznością odmienne zadania. "Wesele" wymagało przełamania współczesnych nawyków odbiorczych, bo skłaniało do skupienia i kontemplacji. "Zemsta" to odpowiedź na dzisiejsze mechanizmy percepcyjne. Wybór każdego z nich podyktowało literackie dzieło sztuki i koncepcja realizacyjna.

Szczecińska "Zemsta" została rozegrana jakby na przekór szacownej tradycji teatralnej. Trzeba mieć w sobie odwagę i niezależność, by odejść od kanonu gry sztuk Fredry, potwierdzanego i strzeżonego przez wybitnych zresztą znawców i praktyków teatralnego stylu Fredry. Augustynowicz zabawa z "Zemstą" nie bierze się jednak z niedoceniania tradycji, lecz z wiary w jej moc. Wynika z przekonania, że klasyczne dzieła tylko wtedy będą żywe, jeśli "przeczyta się" je poprzez aktualne konteksty kulturowe. O tym, że dyrektor artystyczna Teatru Współczesnego głęboko i twórczo pojmuje tradycję, przekonała nas już nie raz swoimi realizacjami, także niedawnym "Weselem", odczytanym przez największe polskie arcydzieło, jakim są Mickiewiczowskie "Dziady". Ostatnia premiera - mimo że podobnie jak "Wesele" - wymagała pracy z poetyckim wierszowanym językiem, wydaje się być świadomą, ale i łatwą do zrozumienia wycieczką w stronę innego typu sztuki, innej kategorii artystycznej. Może należy w niej widzieć także próbę odreagowania poprzez śmiech, humor i dowcip narodowych i egzystencjalnych problemów dramatu Wyspiańskiego.

Teatr pozostaje żywy nie wtedy, kiedy powiela nawet najwybitniejsze dokonania, lecz wtedy, kiedy neguje istniejące konwencje, struktury i schematy, aby przez odkrywczy sposób teatralnej kreacji przekazać prawdę o otaczającym świecie i ludziach w nim egzystujących. Próby przywrócenia Fredy współczesności muszą się dokonywać poprzez poszukiwanie nowego typu teatralności tekstu, poprzez nowatorskie traktowanie świata przedstawionego utworu, szczególnie świata postaci. Bohaterowie dawnych sztuk są zdolni zaistnieć współcześnie tylko dzięki odświeżającej teatralnej kreacji. Szczecińska "Zemsta" wniosła nowy powiew. Augustynowicz przeczytała komedię poprzez dzisiejszą wiedzę o świecie i ludziach i pokazała wpływ zmian obyczajowych na egzystencję pojedynczego człowieka. Zawarty w sposobie kreowania scenicznego świata "rytm współczesności" oraz hiphopowy klucz nie mogą oczywiście stać się wytrychem. Droga do Fredry żywego niech ciągle stoi otwarta, bo każdy czas i każdy twórca może znaleźć inny pomysł na aktualność naszej świetnej narodowej komedii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji