Artykuły

Plan naprawczy łódzkiej opery

- Dzisiaj moglibyśmyle nie mieć części problemów, gdybyśmy byli współfinansowani przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, tak jak opery w Bydgoszczy, Poznaniu czy Wrocławiu. Uważam, że przez zupełnie absurdalny brak łódzkiej opery na tak zwanej liście instytucji współfinansowanych, straciliśmy w ostatnich latach co najmniej 8-10 mln zł - dyrektor Marek Szyjko o planach Teatru Wielkiego w Łodzi.

Blisko trzy miesiące Marek Szyjko, dyrektor naczelny Teatru Wielkiego, badał funkcjonowanie łódzkiej opery. Przygotowany przez niego program naprawczy zaakceptował marszałek województwa. Jakich zmian można się spodziewać?

Krzysztof Kowalewicz: Zazwyczaj audyt dużych instytucji przeprowadzają wyspecjalizowane firmy. Dlaczego pan zdecydował się na samodzielne przeanalizowanie funkcjonowania Teatru Wielkiego?

Marek Szyjko: Przygotowanie programu było wymogiem podpisanego przeze mnie kontraktu. Równolegle z badaniem instytucji powstawał program artystyczny na lata 2009-11. Na wszystko mieliśmy dwa i pół miesiąca. Audyt, o jaki pan pyta, trwa zwykle o wiele dłużej, a jego koszt waha się w granicach 200 - 300 tys. zł. Z praktyki wiem jednak, że badanie takie, choć niejednokrotnie bardzo cenne, niekoniecznie sprawdza się w przypadku instytucji kultury. Nie można zapomnieć, że w naszym przypadku znaczącą rolę - zwłaszcza w produkcji - odgrywa czynnik zgoła nie materialny, trudno mierzalny. Dwa lata temu przeprowadzono taki audyt w Operze Narodowej. Znanej firmie konsultingowej najwięcej czasu zajęło samo poznanie specyfiki instytucji, a i tak wiele wniosków nie do końca uwzględniało jej szczególny charakter. Teraz, nie dysponując środkami na zatrudnienie wykwalifikowanego audytora, ale też pragnąc samemu dokonać bilansu, z którego wynikać będą zadania na najbliższe lata przeze mnie realizowane, podjąłem się - wraz ze współpracownikami - opracowania programu.

Teraz wie pan wszystko o Teatrze Wielkim w Łodzi?

- W pytaniu dostrzegam pewną prowokację Mam nadzieję, iż kiedy za trzy lata wygaśnie mój kontrakt, będę mógł powiedzieć, że już trochę rozumiem i znam ten teatr. Informacje ekonomiczne czy statystyczne można przyswoić bardzo szybko. Tymczasem teatr, zwłaszcza operowy, jest - nawiązując do "Małego Księcia" - takim miejscem, w którym to, co ukryte i niewidoczne, bywa często ważniejsze od tego, co zewnętrzne i widoczne. Łódzka opera zajmuje wielki gmach, w którym pracuje około 500 osób. To ogromna machina. Nie każdy, kto jest tutaj zatrudniony, ma bezpośredni związek z produkcją teatralną i eksploatacją przedstawień, ale każdy w istocie działa na rzecz efektu, który co wieczór podziwiamy o godzinie 19. Dlatego ważna jest bieżąca współpraca i ciągła wymiana informacji z różnymi grupami zawodowymi, by starać się stworzyć w zespole poczucie, że oddychamy jednym rytmem. Tylko w takim wypadku mamy szansę na wspólny sukces.

Jakie są główne problemy we właściwym funkcjonowaniu łódzkiej opery?

- Nie wiem, od czego zacząć ich wymienianie, ale wydaje się, że najważniejsza dla prawidłowego funkcjonowania instytucji jest optymalna struktura i wynikająca z niej organizacja pracy. Struktury, w przypadku wielu instytucji kultury w Polsce, mają tendencję do gwałtownego pęcznienia i rozrastania się w poziomie. W takiej sytuacji szybko pojawiają się obszary, które zaczynają żyć własnym życiem, niekoniecznie ukierunkowanym na cele dla instytucji najważniejsze. Coraz trudniej wówczas przy użyciu jak najmniejszych środków, czasu i energii realizować określone zamierzenia. Dlatego między innymi zaczynamy wprowadzać zarządzanie projektowe, czyli mniej hierarchii i zależności, a bardziej zespołowa odpowiedzialność za realizację konkretnych zamierzeń. Palące i domagające się pilnego rozwiązania są kwestie socjalne. Nie uda nam się zatrzymać na dłużej zdolnego tancerza, który zarabia 1400-1500 zł, jeśli teatr oddalony o sto kilkadziesiąt kilometrów jest mu w stanie zaproponować 200-300 zł więcej. Ten problem dotyka boleśnie nie tylko artystów, ale również szeroko rozumiane służby techniczne. Nie zbudujemy nowej jakości z wynagrodzeniami najniższymi w swojej kategorii w kraju. Inna, nie mniej istotna sprawa, to warunki i bezpieczeństwo pracy na tak zwanym zasceniu. Mam nadzieję, że niedawne wizyty w tej niereprezentacyjnej części teatru Marszałka Województwa Łódzkiego, a ostatnio członków Sejmikowej Komisji Nauki, Kultury i Sportu, pozwalają sądzić, że również pod tym względem będą następowały stopniowe zmiany na lepsze. I wreszcie serce teatru - scena. Ciekawa rzecz, że realizatorzy, z którymi rozmawiamy o najbliższych planach premierowych - Boris Kudliczka, Mariusz Treliński czy Wojciech Kępczyński - niemal zawsze pytają na wstępie o wyposażenie sceny w oświetlenie. Dzisiaj światło jest równie istotnym składnikiem estetycznym dzieła teatralnego jak dekoracja czy kostiumy. I pod tym względem zamierzamy w ciągu dwóch lat nadrobić przynajmniej część zaległości, a pierwszych zakupów udało nam się dokonać już przy okazji grudniowej premiery "Czarodziejskiego fletu". Dzisiaj moglibyśmy w ogóle nie mieć części z tych problemów, gdybyśmy byli współfinansowani przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, tak jak opery w Bydgoszczy, Poznaniu czy Wrocławiu. Uważam, że przez zupełnie absurdalny brak łódzkiej opery na tak zwanej liście instytucji współfinansowanych, straciliśmy w ostatnich latach co najmniej 8-10 mln zł. Nie zawsze w przeszłości wykorzystywano szansę, jaką daje uzupełnianie dotacji własnej, dotacjami z programów operacyjnych Ministerstwa Kultury, i to też chcemy zmienić. Dziś niestety prywatni sponsorzy nie są już tak hojni, jak jeszcze pięć, sześć lat temu. Większość ze znanych marek gros środków woli przeznaczać na transmitowane przez telewizje wydarzenia sportowe, kiedy logo sponsora ma szansę dotrzeć do wielomilionowej publiczności. Obecnie prowadzimy rozmowy z kilkoma łódzkimi firmami, dotyczące pomocy w ramach przeróżnych barterów. Zabiegamy o to, aby znacząca marka odzieżowa dostarczała nam materiały do produkcji kostiumów, a firma kosmetyczna - akcesoria, których rocznie zużywamy kilogramy.

Będą zwolnienia pracowników? Firmy w czasach wszechobecnego kryzysu przede wszystkim w ten sposób obniżają koszty.

- Mamy drugie pod względem liczebności zatrudnienie wśród teatrów operowych, zaraz po Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Oczywiście pojawiają się opinie, iż jest ono za duże, i że tu powinniśmy lepiej liczyć koszty. Analiza zatrudnienia wskazuje na możliwość pewnych korekt, ale jego ograniczenia nie liczyłbym en bloc wyżej niż kilkunastu, może dwudziestu kilku osób. Jednak trzeba pamiętać, iż pewne komórki, jak marketing, albo w zasadzie nie istniały, albo, jak dział inwestycji, istniały w stanie szczątkowym. A przecież rozpoczynamy realizację ogromnej, za ponad 50 mln zł, inwestycji. Obejmie ona między innymi wyposażenie teatru w klimatyzację, modernizację systemu mechaniki sceny, a przede wszystkim budowę nowej sceny opery łódzkiej - na około 250 osób. Przyznam, że ten projekt najbardziej obecnie spędza mi sen z powiek, biorąc pod uwagę z jednej strony stan przygotowań do niego, z drugiej - możliwości samodzielnego podołania funkcji inwestora. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, jaką szansą jest dla nas ta inwestycja, a zwłaszcza druga scena. Wpisuje się ona w trwający równolegle remont placu Dąbrowskiego i jego sąsiedztwa, na którym stanie między innymi pierwszy w Łodzi pięciogwiazdkowy hotel. Powstanie w ten sposób rodzaj nowego, alternatywnego w stosunku do Manufaktury, rynku. Otwiera to przed nami kolejne wyzwanie i szanse.

Jednak generalnie wnioski nie są za wesołe. Pracuje pan w archaicznym teatrze.

- Nie chciałbym tego tak określać. Moja obecność w tym miejscu nie otwiera nowej epoki, ale mieści się w ciągu historycznym zdarzeń tego teatru. Jest w jakimś sensie wynikiem tego, co było wspaniałe, ale też tego, co niekoniecznie takim było. Czynienie odpowiedzialnym, zwłaszcza za to drugie, tylko dyrektora teatru, jest być może uprawnionym, ale jednak uproszczeniem. Zawsze przecież istnieją również ci, którzy go powołują, a następnie nadzorują jego pracę. Z jakichś powodów przez wiele ostatnich lat nie było oczekiwania ze strony przełożonych, żeby usprawnić czy zmienić funkcjonowanie opery. Obecne władze uznały, że należy to zrobić... Tak rozumiem ich prośbę o stworzenie programu naprawczego i zadania, jakie przede mną postawiono.

Jest diagnoza, a jaki wybrał pan pierwszy cel naprawczy do zrealizowania?

- Zaczynamy od struktury, której nową wersję chcemy przedstawić do końca lutego. Wtedy będzie już gotowy plan premier i spektakli na przyszły sezon oraz program jubileuszowych Łódzkich Spotkań Baletowych, które mają mieć szczególny charakter. Oba zagadnienia są ze sobą ściśle powiązane.

Kieruje pan łódzką operą od kilku miesięcy, a wciąż nie ma w tej instytucji dyrektora artystycznego. Kiedy to się zmieni?

- Odwrócę pytanie: co jest najważniejsze w domu opery? Na pewno ważny jest pomysł inscenizacyjny, reżyseria świateł, ale kluczową rolę odgrywa muzyka - czyli orkiestra, chór i soliści. Dlatego stanowisko szefa artystycznego zastąpi nowa funkcja dyrektora muzycznego. Od lutego stanowisko to obejmie Tadeusz Kozłowski, który razem z szefem baletu, chóru i ze mną będzie de facto tworzył zarząd artystyczny teatru.

Jest jedna kwestia nurtująca publiczność. Od tego sezonu na wszystkich materiałach reklamowych Teatru Wielkiego znajduje się napis "Opera Łódź". Czy ta nazwa stanie się oficjalnym szyldem łódzkiej opery?

- Mam nadzieję, że nie tylko to nurtuje publiczność Zacznę zatem od przypomnienia początków tego teatru. W 1954 r. Towarzystwo Przyjaciół Opery w Łodzi założyło stowarzyszenie "Opera Łódzka". Zacne grono osób zainicjowało powstanie w mieście sceny operowej. Nazwę utrzymała także po jej upaństwowieniu w latach 60. I dopiero w drugiej połowie lat 60. miejska rada postanowiła - tak jak w przypadku pozostałych teatrów operowych - zmienić nazwę Opery Łódzkiej na Teatr Wielki. Od początku obecności w Łodzi podkreślam, jak ważna jest dla mnie tradycja. Nie udawajmy zatem, że to nie Opera Łódzka była żyzną glebą, na której wyrósł później - decyzją urzędników - Teatr Wielki. Nie chcemy i nie zamierzamy dokonywać formalnej zmiany szyldu. Nazwę Opera Łódź, obok wierności tradycji. traktujemy również jako instrument reklamowy. Informacja o nowej nazwie przysporzyła nam kilkutygodniową bardzo żywą dyskusję w mediach i internecie. Nie chcę sprowadzać tego do pojęcia, że źle czy dobrze. byleby o nas pisano, ale na pewno chciałbym, żeby o prowadzonej przez mnie instytucji mówiło się powszechnie. Opera jest określeniem bardzo wyraźnie wskazującym, na co stawiamy - chcemy upowszechniać sztukę operową i baletową; chcemy pokazywać - kim i gdzie jesteśmy.

Projekt premier na przyszły sezon

* 19 września - koncertowe wykonanie opery "Tosca" - dyryguje Jacek Kasprzyk

* wrzesień - "My Fair Lady" - reżyseria Wojciech Kępczyński

* 10 listopada - koncert niepodległościowy "Polskie Requiem" - dyryguje Krzysztof Penderecki

* grudzień - opera "Juliusz Cezar" (po raz pierwszy na deskach Teatru) - koprodukcja Akademii Muzycznej, ASP, PWSFTViT i Teatru Wielkiego, kier. muzyczne Paul Eswood

* styczeń - balet "Romeo i Julia" - choreografia Jerzy Makarowski

* luty - opera "Rusałka"

* kwiecień - opera "Dama pikowa" w reżyserii Mariusza Trelińskiego

* maj - balet "Contact" (polska premiera)

* czerwiec - opera "Chopin" (światowa prapremiera).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji