Artykuły

Stary Fredro wciąż rozśmiesza

"Trzy po trzy" w reż. Rudolfa Zioły w Teatrze Śląskim w Katowicach na II Katowickim Karnawale Komedii. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

"Trzy po trzy" Aleksandra Fredry na początek II Katowickiego Karnawału Komedii. Dawno na Dużej Scenie Teatru Śląskiego nie było tak precyzyjnie przemyślanej adaptacji, inscenizacji, scenografii i aktorstwa równocześnie.

Katowicki Karnawał Komedii rozpoczął się szczęśliwie i nieszczęśliwie zarazem. Nieszczęśliwie dla większości zgromadzonej w Teatrze Śląskim publiczności, która wyczekiwała lekkiej komedii i, trawestując Fredrę, co najmniej krokodyla od lubego reżysera.

Tymczasem tym, którzy oglądali piątkową premierę, oberwało się solennie za wszystkie polskie grzeszki i narodowe przewinienia. Nie wypadało się więc śmiać, bo z czego? Co najwyżej z siebie. Tak więc przedstawienie zakończyło się przy nikłych oklaskach. A był to wyjątkowo dobry spektakl.

Kto czytał pamiętniki Fredry ("Trzy po trzy" to jego wspomnienia), będzie na nowo szukał tekstu, wątpiąc w co drugie zdanie. Kto dobrze zna zespół Teatru Śląskiego, tym razem go nie pozna. Ośmiu aktorów tworzy tu jeden sceniczny organizm rodem z najlepszych teatrów offowych. Rudolf Zioło i Iga Gańczarczyk tak połączyli fragmenty gawędy "Trzy po trzy" z cytatami z polskiej literatury, że archaiczny wydawałoby się Fredro zyskał gorzkie rysy Wyspiańskiego czy absurdalne wyczucie Witkacego. Raz po raz chce się pytać, czy to przypadkiem nie Gombrowicz, bo Zioło przykleja Polakom wciąż nowe gęby.

Zaraz na początku na tle krajobrazu jak u Chełmońskiego (tylko bocianów i babiego lata brak) lokują się bohaterowie sztuki. Wszyscy wręcz karykaturalnie doczepiani do tej ojczystej ziemi. Wśród nich jest i żołnierz samochwał, i błaznowaty kretyn-erudyta, i pisarz ironista, i mizantrop, i sceptyczny filozof, no i Polak-katolik oczywiście. Prędko jednak uciekają z narodowej galerii, by snuć nieskrępowaną, pełną współczesnych odniesień opowieść o polskiej historii.

Kończą marnie - Zioło zamyka spektakl zupełnie niepatetycznym obrazem zastygłych postaci obok makiety dworku z Żelazowej Woli, maleńkiej wierzby i plastikowego fortepianiku. Całą scenę zaś otacza sznurem jak w muzealnej sali. Żadnego z nich pożytku, tylko kurz ich pokryje.

Pleciona trzy po trzy opowiastka jest historycznym kameleonem w rękach ośmiu przeobrażających się aktorów. Napoleońska wojna jest równocześnie demonstracją (rok 1968?, strajk w stoczni?), pogrzeb jednego wojaka staje się zbiorowym pogrzebem po pogromie. Nietolerancyjny i butny Polak będzie rozprawiał nad granicami od morza do morza, chcąc ziemi ojczystej od Finlandii po Ukrainę. Będzie klecił wiersze o glebie urodzajnej, bo polskiej, uważając je za arcydzieła (świetny Jerzy Kuczera podczas poetyckiego odczytu). Do walki zerwie się bez broni i w papierowym kapeluszu, bo wojować najlepiej potrafi na dumne przysłowia i arcycytaty wielkich poetów. Jego głęboką religijność śmiało zamieni natomiast na licytację Najświętszych Panienek, udowadniając, że ta Częstochowska to Madonna nad Madonnami (genialna scena snu z Aliną Chechelską).

Fredrowski "krokodyl" w rękach Rudolfa Zioło jest wyjątkowo groźny. Powinien śmiało i okazale zaprezentować się na niejednym festiwalu. Dawno na Dużej Scenie nie było tak precyzyjnie przemyślanej adaptacji, inscenizacji, scenografii i aktorstwa równocześnie. To, czego Zioło nie opowiedział "Weselem", mistrzowsko wyłuszczył z Fredrą.

Karnawał Komedii potrwa do 18 stycznia. Dziś "Koleżanki" teatru Komedia z Warszawy z Katarzyną Figurą i Marzeną Trybałą. Biletów jednak od dawna brak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji