Artykuły

Krótki kurs łopatologii

"Ślub" w reż. Andrzeja Pawłowskiego w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Po warszawskim spektaklu pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Świetne prowadzenie aktorów, którzy prosto i czytelnie podawali kwestie dialogowe, to bez wątpienia atut olsztyńskiej realizacji "Ślubu". Z niepojętych powodów reżyser postanowił jednak dramat Witolda Gombrowicza "pożenić" z krótkim kursem historii PRL.

Zaczęło się od przestrzeni ograniczonej z obu boków kratami i strzelistymi ścianami gotyckiej świątyni, w której witraże o nabożnej tematyce zmieniały się na oczach widza w symbole loży wolnomularskiej. Jakby tego mało, działania bohaterów miały za tło parady postaci, które wnosiły na scenę plansze z literami, niby podczas demonstracji z minionej epoki. Na początek dowiedzieliśmy się, że "PPR+PPS równa się PZPR", ale objaśnianie świata zdawało się nie mieć końca. Doszło w końcu do transparentu z liternictwem "Solidarności", choć zabrakło liter "a" i "r". Pozostał postulat: "Solidność". Właśnie.

Ale nie był to koniec ingerencji elementów plastycznych. Wytrzymałość widzów wystawiona została na kolejną próbę. Z góry co pewien czas zjeżdżały "plakaty" na szkle, z ukrzyżowaną Polonią itp. nachalną symboliką.

Smutne to, gdyż bez owej radosnej twórczości przedstawienie wywarłoby dużo lepsze wrażenie. Zwłaszcza że Artur Steranko był najbardziej przekonującym Henrykiem, jakiego udało mi się widzieć na scenie. Korzystne wrażenie robili też pozostali aktorzy - zwłaszcza Joanna Fertacz i Marian Czarkowski grający rodziców, Katarzyna Kropidłowska jako Mańka i Maciej Mydlak w roli Pijaka. Ich pracę przytłoczył jednak nadmiar inscenizacyjnej inwencji. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji