Przeciw sabatowi czarownic
Wielcy artyści otrzymują od natury talent, i często dar życia zwielokrotnionego. Jakże barwny, bogaty, przesycony intensywnością jest życiorys genialnego malarza i grafika hiszpańskiego Francisca Goyi y Lucientes! Był on świadkiem ruszania z posad bryły świata, wstrząsów społecznych i politycznych, które przyniósł wraz z sobą wiek XIX. Sam artysta, który żył na przełomie dwóch wieków, poprzez swoją zmienną, niespokojną, wiecznie poszukującą sztukę, stworzył jakby kilka epok.
Przebył daleką drogę - od projektów gobelinów zdobiących rezydencje królewskie wizją sielskiej Hiszpanii, poprzez obnażające ułomności ludzkiej natury "kaprysy" i cykl apokaliptycznych grafik "Okropności wojny" do ostatnich dzieł tworzonych już na obczyźnie, we Francji. Pod koniec 82-letniego życia artysta jakby odzyskał równowagę ducha. Malował ludzi przy codziennej pracy i zabawie, które najbardziej im przystoją, sławiąc niezmienne wartości życia. Nie tylko twórczość, ale i sama osobowość Goyi fascynuje nadal współczesnych. Twórcy znajdują w jego dziełach i biografii inspiracje do własnych wypowiedzi literackich, artystycznych.
Hiszpański dramaturg Antonio Buero Vallejo (rocznik 1916) wybrał za kanwę swej sztuki "Gdy rozum śpi" najbardziej dramatyczny okres żywota Goyi - za panowania władcy absolutnego Ferdynanda VII, kiedy to szalała inkwizycja, prześladowano liberałów. Artysta będący już u schyłku swego życia, pogrążony od lat w głuchocie, żył wtedy w swej samotni pod Madrytem, zaludniając ją pełnymi okrucieństwa i szyderstwa Czarnymi Malowidłami. Nie były to tylko majaki chorej wyobraźni. W przerażających wizjach, przyjmowanych przez niektórych współczesnych wzruszeniem ramion, artysta-humanista wyrażał swój wielki niepokój o losy kraju, w którym znowu deptano wolność, swobody obywatelskie.
Vallejo odsłania w swej sztuce podwójny dramat artysty, walczącego z własna starością, słabościami i strachem oraz wadzącego się z rzeczywistością polityczną, której odgłosy wdzierały się brutalnie do jego pracowni i która nie szczędziła jemu samemu, ceniącemu niezależność i niepodległość ducha, represji.
Nie jest to sztuka historyczna. Jej autor, walczący w hiszpańskiej wojnie domowej, po stronie republikanów (skazany po wojnie na karę śmierci, który to wyrok zamieniono mu na więzienie) napisał w przedmowie do polskiej publiczności: "Odejdziemy skoro zaświta - mówią wiedźmy Goyi. Goya umarł, nie doczekawszy świtu, ale pozostała lekcja jego satyry zwróconej przeciwko obskuranckiemu sabatowi czarownic, który panował w kraju. Lekcja nadal aktualna: barbarzyńskie akty, jakich dopuszczają się w moim kraju skrajnie prawicowe ugrupowania, przypominają to, czego w czasach Goyi dopuszczali się ochotnicy królewscy".
Polską prapremierę sztuki "Gdy rozum śpi..." zawdzięczamy najmłodszemu warszawskiemu Teatrowi na Woli. Jest to dopiero jego drugi tytuł na afiszu. Aż dziw bierze, że żadna z naszych scen nie złakomiła się na ten utwór wcześniej, mimo wielkich walorów treści i formy. Przekład spoczywał sobie spokojnie w "Dialogu" od końca 1974 r.! A sceny tak narzekają na posuchę współczesnej dramaturgii.
Czekaliśmy długo, ale doczekaliśmy się przedstawienia (wyreżyserowanego przez Andrzeja Wajdę) fascynującego kształtem, mroczną atmosferą, malarskością, trafnie podejmują-cego ton twórczości Goyi. Niepokój wewnętrzny głównego bohatera, zdanego (ze względu na głuchotę) na rozmowy z samym sobą przede wszystkim, żyjącego w świecie wyobraźni zderza się z zagrożeniem zewnętrznym - i wszechpanującym terrorem fizycznym i psychicznym. Rzeczywistość przenika się z sennymi koszmarami i majakami, przerażającymi tak jak ona.
Tadeusz Łomnicki wpisuje w poczet swych postaci scenicznych (po znakomitym Prysypkinie w "Pluskwie") sugestywny portret wewnętrzny wielkiego malarza hiszpańskiego.
"Gdy rozum śpi, budzą się upiory" - tak zatytułował jeden ze swych sztychów Goya. "Kiedy w jakimś kraju rozum śpi, jego najlepsi ludzie śnią nadzieję, ale przy tym nie przestają myśleć". Takie jest przesłanie hiszpańskiego autora sztuki, który, jak sam powiedział, nigdy nie udzielił poparcia frankizmowi i nigdy nie chciał emigrować z Hiszpanii.