Artykuły

Krzysztofa Kolbergera apetyt na życie

- Szalenie ważne jest nastawienie do choroby. Dlatego publicznie opowiadam o tym, jak sobie radzę. Chcę dawać innym przykład, że można podjąć walkę i wyjść z niej zwycięsko. Trzeba przestać robić rzeczy byle jakie. Siły do działania daje nam wola życia. To ona sprawia, że mimo ciężkiej choroby bierzemy się w garść, pracujemy i żyjemy dalej - mówi KRZYSZTOF KOLBERGER, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

Wielokrotnie użyczał głosu postaci Jana Pawła II w rozlicznych spektaklach, recytował jego wiersze, a 2 kwietnia 2005 czytał także testament Papieża. Dał także głos Karolowi Wojtyle, gdy grał go John Voight w głośnym filmie "Jan Paweł II". Ale nie dlatego należy do najpopularniejszych i najbardziej lubianych polskich aktorów.

Urodził się 15 sierpnia 1950 roku w Gdańsku. Ojciec cieszył się, że będzie miał w domu dyplomatę. Uważał, że Kolberger to takie międzynarodowe nazwisko, więc jego posiadacz powinien także zrobić międzynarodową karierę. Dlatego na chrzcie dano mu imię Krzysztof, Christopher, bo pasowało do nazwiska. Jednak przez wiele lat w domu nazywany był po prostu Wojtkiem. - Rodzicom bardzo podobało się to imię - wspomina aktor - bo w przeciwieństwie do Krzysztofa jest typowo polskie.

O aktorstwie zaczął myśleć mając kilkanaście lat. Dyplom obronił w warszawskiej PWST w 1972 roku. Początkowo został zaangażowany do Teatru Narodowego, gdzie stworzył wiele romantycznych ról, m.in. Romea, Don Carlosa, Konrada. Duże wrażenie wywarł w telewizyjnej wersji "Popiołu i diamentu", grając Maćka Chełmickiego, postać nierozerwalnie związaną z legendą Zbyszka Cybulskiego. Jednak po kilku wspaniałych rolach współpraca z TV załamała się. Nie otrzymywał interesujących propozycji. Po ogłoszeniu stanu wojennego włączył się do ogłoszonego przez aktorów bojkotu telewizji, zaczął działać w Komitecie Prymasowskim Pomocy dla Internowanych. Podjął pracę jako kelner w restauracji na Starym Mieście, ale po kilku dniach przyszła milicja i zakazała mu podobnych manifestacji. W tamtych latach związał się też z Muzeum Archidiecezji, które było oparciem dla wyrzucanych z pracy artystów. W ramach tej współpracy w okresie stanu wojennego jeździł po Polsce z przedstawieniami tekstów zakazanych w teatrach i telewizji. W 1980 roku odbyła się słynna premiera wieczoru poezji "Cień proroczy", podczas którego recytował wiersze Czesława Miłosza.

Poezja była i jest największą jego pasją. Jego pojedyncze lub w duecie z Anną Romantowską wspaniałe recytacje w "Lecie z radiem" gromadziły zawsze wielu słuchaczy. Widzowie kochają jego dyskretną elegancję oraz piękny, ciepły choć stanowczy głos.

Krzysztof Kolberger pracuje też w dubbingu. W kinie występuje rzadko, ostatnio wręcz sporadycznie. Bardzo starannie wybiera role. Widzowie pamiętają go z serialu "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy", z "Końca babiego lata", "Ostatniego promu", ale nie były to role na miarę jego możliwości.

Z CHOROBĄ NA CODZIEŃ

Siedemnaście lat temu aktor dowiedział się, jak mówi, przez przypadek, o swojej chorobie. Jego siostra chorowała wtedy na nowotwór. Powiedział o tym lekarce, do której poszedł z jakąś drobną dolegliwością. Zaproponowała USG i okazało się, że ma raka. Choroba była na tyle zaawansowana, że trzeba było usunąć nerkę. Operacja się udała, uważał się za całkowicie wyleczonego. Niektóre komórki rakowe, tzw. śpiochy jednak przetrwały i po kilkunastu latach zaatakowały w innych miejscach. Przeszedł kolejne operacje, ale nowotwór wciąż w nim jest, choć jego rozwój jest zatrzymany.

Widzowie kochają jego dyskretną elegancję oraz piękny, ciepły choć stanowczy głos.

Nie ukrywał choroby i na często zadawane mu pytanie, jak z nią walczyć, ma wypracowaną i wiarygodną odpowiedź. - Ktoś powiedział, że dopóki oddychamy, to żyjemy. Powinniśmy się cieszyć życiem - mówi. - Dla mnie taka postawa była zawsze oczywista, wynikała z moich poglądów na świat i życie, ale już chorując, dowiedziałem się o ludziach, którzy informację o raku traktują jak wyrok, załamują się. Szalenie ważne jest nastawienie do choroby. Dlatego publicznie opowiadam o tym, jak sobie radzę. Chcę dawać innym przykład, że można podjąć walkę i wyjść z niej zwycięsko. Trzeba przestać robić rzeczy byle jakie. Siły do działania daje nam wola życia. To ona sprawia, że mimo ciężkiej choroby bierzemy się w garść, pracujemy i żyjemy dalej. Niektórzy wolą nie wiedzieć o swojej chorobie, wierzą fałszywie, że w ten sposób ją przegnają. Ale to nie jest tak. Jeśli rak gdzieś drzemie, to i tak da o sobie znać, a wtedy może być już za późno.

Ludzie często proszą go o konkretną pomoc, zwłaszcza od kiedy powstało Stowarzyszenie Chorych na Raka Nerki, którego jest honorowym przewodniczącym. Dostaje wiele telefonów od pacjentów z prośbą, by ułatwić im kontakt z dobrym lekarzem albo wystarać się o trudno dostępny lek. Świadczy to o tym, jak chorzy w Polsce czują się bezradni i zagubieni.

- Poprzez Stowarzyszenie - mówi aktor - walczymy o to, by nowoczesne terapie były refundowane. Użyczyłem swojej twarzy i oddaję energię, by zawalczyć o innych.

Na pytanie, czy myśli czasem o śmierci, odpowiada: "Trudno o niej nie myśleć, chorując na raka. Przed każdym badaniem o niej myślę. Ale żyjąc od 17 lat na krawędzi, oswajam się ze śmiercią. Ile mam się jej bać? Przecież w każdej chwili może stać się faktem dokonanym. Nie tylko w moim przypadku. Odchodzą nasi rodzice, profesorowie, przyjaciele. Śmierć jest naturalną częścią życia. Jeśli w ten sposób zaczniemy ją postrzegać, to zarówno do życia, jak i do śmierci będziemy podchodzić inaczej, może bardziej świadomie. Obawę budzi to, co nie-oswojone."

KLUCZE DO UZDROWIENIA

Jego najwspanialszą podróżą była wyprawa do Ziemi Świętej, rok po poprzednich kłopotach zdrowotnych. Był to rodzaj pielgrzymki. Kiedy człowiek ociera się o śmierć, bardzo często zwraca się w stronę mistyki, religii, myślenia, co jest po drugiej stronie.

W wydanej niedawno książce "Przypadek nie-przypadek" aktor zawarł słowa: "Świadomość i wola to klucze do uzdrowienia duszy". Jak je rozumie?

- Rozmowę, która stała się częścią książki, nagrałem 10 dni przed kolejną operacją z myślą, że jest to moje ostatnie działanie. Dawano mi pięć procent szans, że operacja się powiedzie. Minęły dwa lata. Ani wtedy, ani teraz nie ośmielę się nikomu udzielać żadnych rad co do sensu istnienia. Każdy człowiek jest indywidualnym światem. Mogę tylko swoim przykładem dać innym do myślenia. I niech każdy dla siebie bierze to, co chce. A ile uniesie, tyle jego.

Kiedy człowiek ociera się o śmierć, bardzo często zwraca się w stronę mistyki, religii, myślenia, co jest po drugiej stronie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji