"Nosorożec"
W krótkiej notatce sprawozdawczej trudno choćby najbardziej pobieżnie wspomnieć o wszystkich zagadnieniach, jakie nasuwa ta wspaniała i na wskroś oryginalna, jedyna w swoim rodzaju sztuka "Nosorożec-" Eugene {#au#52}Jonesco{/#}. Więc chociaż to brzmi mało atrakcyjnie, powiem krótko: sztuka Ionesco jest ostrzeżeniem przeciw zawsze aktualnemu niebezpieczeństwu bezdusznych i antyludzkich, totalitarnych ustrojów, ukazuje psychologiczny mechanizm rozprzestrzeniania się tej epidemii wśród ludzi i demaskuje postawy umożliwiające jej rozwój. Na użytek tych, którzy szukając w teatrze odprężenia lękają się politycznych tematów na scenie, dodam, że chociaż "Nosorożec" jest sztuką polityczną, to jednak na pewno nieschematyczną. Ionesco nie oszczędza widzów. Sztuka jego jest gwałtowna, a język brutalny. "Nosorożca" się nie zapomina. "Nosorożec" zmusza do myślenia. Dla ludzi, którzy z tej funkcji kory mózgowej umieją czerpać zadowolenie, sztuka Ionesco będzie przeżyciem wielkiej miary.
Ionesco znany jest jako jeden z twórców teatru absurdalnego. Pierwszy akt ,,Nosorożca": błyskotliwie dowcipny, zaskakujący sytuacjami, groteskowy - utrzymany jeat w tej właśnie tonacji. W dalszych obrazach groteska niepostrzeżenie przekształca się jednak w dramat, rzecz - jak to powiedział jeden z krytyków niemieckich - "staje się diabelnie poważna". Ta właśnie metamorfoza, rezygnacja z ulubionej przez autora formy i przystosowania jej do wymagań treści - imponujący przykład artystycznej dyscypliny - startowi mistrzowskie osiągnięcie pisarza. Fakt, że ludzie na scenie zmieniają się w nosorożców, że im na oczach widzów wyrastają rogi na czołach - nie narusza w niczym realizmu obrazów. W teatrze Ionesco symbol traci swój umowny chatakter, staje się częścią skladową brutalnie odsłoniętej, wstrząsającej, najbardziej rzeczywistej rzeczywistości.
Jak wynika z wypowiedzi Ionesco przedrukowanej przez kierownictwo Teatru "Wybrzeże" w programach "Nosorożca", pisarz wymaga od aktorów
zerwania z naturalnym stylem gry, świadomego przejaskrawienia ról i szarży. Nie wiem, z jakiego czasu pochodzi ta wypowiedż, wydaje mi się jedaje mi sie jednak, ża nie odnosi się ona do "Nosorożca". Sztuką tą pisarz zaskoczył sam siebie. I dlatego słusznie postąpił reżyser Zygmunt Hübner nie stosując ślepo jego recoepty. Widowisko w tym kształcie, w jakim je oglądamy na scenie Teatru "Wybrzeże", jest "sztuczne" lub może lepiej "teatralne" tam, gdzie oglądamy groteskę, gdy jednak groteska ustępuje miejsca dramatowi - znika również sztuczność, a kontrast naturalnej gry aktorów z niesamowitością scen potęguje dramatyczny wyraz sztuki.
Tej koncepcji Zygmunt Hübner pozostał wierny jako reżyser i aktor. Jego Berenger jest postacią naturalną i głęboko ludzką. Zdzisław Maklakiewicz pokazał w wstrząsający sposób proces przemiany potencjalnego faszysty w nosorożca. Świetne postacie stworzyli: Bohdan Wróblewski (Botard) Tadeusz Rosiński (Dudard) Tadeusz Wojtych (Logik), Antoni Biliczak (starszy pan), Antoni Fuzakowski (pan Motylek) i Krystyna Łubieńska (Daisy). Epizodyczne role Paniusi i pani Wołowiny odegrały z brawurą Anna Chodakowska i Witolda Czerniawska. Znakomici w swych rolach byli: Mieczysław Nawrocki, Eugeniusz Lotar i Zofia Czerwińska.