Artykuły

Nikła obecność polskiej klasyki

2008 rok w teatrach krakowskich podsumowują Jolanta Ciosek, Paweł Głowacki i prof. Jacek Popiel w Dzienniku Polskim

Pięknie, mądrze, krystalicznie czysto

Podsumowuje JOLANTA CIOSEK

1. Stanisław Wyspiański, "Sędziowie", reżyseria Jerzy Stuhr, spektakl dyplomowy studentów IV roku PWST

Czy historia Jewdochy, co to zamordowała swe dziecko zrodzone z nieczystego związku z Natanem, synem Samuela, może zaintrygować młodych ludzi, żyjących w świecie wciąż dokonujących się wokół zbrodni? Może, co udowodnił Jerzy Stuhr. Piękny, mądry, krystalicznie czysty spektakl z nutą metafizyki, która od czasu do czasu wywołuje dreszcz po krzyżach. Spektakl o naszych winach i odkupieniach.

2. Ingmar Bergman "Rozmowy poufne", reżyseria Iwona Kempa, Teatr im. Juliusza Słowackiego

Czy można o zdradzie, niespełnionej miłości, tęsknocie i przegranym życiu opowiadać mądrze i pięknie? Można, zwłaszcza jeśli autorem słów jest Bergman, a słowa te i pomiędzy nimi potrafi czytać reżyserka i jej aktorzy. W pięknej scenografii jak ze starej fotografii rozgrywa się pozornie banalna historia o małżeńskim trójkącie, ale jakże niebanalnie opowiedziana przez aktorów, zwłaszcza Dominikę Bednarczyk - przejmująco dramatyczną. Teatr prosty, jasny, czysty bez zbędnych fajerwerków.

3. "Diabły z Loudun" Krzysztofa Pendereckiego", reżyseria Laco Adamik, Opera Krakowska

Bardzo sprawna inscenizacja tworząca spójną całość z muzyką, pięknymi kostiumami i celną scenografią. Świetna praca reżysera, a przede wszystkim znakomita obsada: nie tylko piękne głosy, ale i dobre aktorstwo, co w operze nieczęsto się zdarza. Precyzyjne opracowanie wszystkich planów, doskonałe rozwiązania przestrzenne na stosunkowo płytkiej scenie. Dobry, nowoczesny teatr operowy - dotyczy to także nowego gmachu, co to tylu malkontentów nań narzeka.

4. Friedrich Dürrenmatt, "Frank V. Komedia bankierska", reżyseria Krzysztof Babicki, Teatr im. Juliusza Słowackiego

Jeśli świat jest bankiem, jak chciał Dürrenmatt w swej komedii bankierskiej, w którym z człowieka wysysa się ostatni grosz, a człowiek dla pieniądza zdolny jest do każdej podłości - to Babickiemu udało się bardzo zgrabnie tę tezę wyprowadzić. Stworzył spektakl klarowny o epoce Franka V. A całość zamknął w ciekawej formie świata ludzi - marionetek. Przerażająca jest gorycz świata rządzonego przez franka i owładniętego chciwością, czego doświadczamy w dobie znów panującego kryzysu.

5. "Głowa pełna słońca, czyli o czym marzył Ives Montand", reżyseria Tadeusz Zięba, Teatr im. Juliusza Słowackiego

Trzeba być tak zafascynowanym osobą artysty nazwiskiem Ives Montand jak Tadeusza Zięba, by stworzyć pełen uroku spektakl, a właściwie recital o jednym z najwspanialszych francuskich piosenkarzy, o jego piosenkach, kobietach i Paryżu. A jeśli jeszcze ma się Halinkę Jarczyk, co to na skrzypeczkach cudnie gra, to wówczas powstaje bezpretensjonalny, miły sercu teatr.

Rozczarowanie

William Szekspir, "Romeo i Julia", reżyseria Agata Duda-Gracz, Scena Teatru STU

Bój się Boga, pani Agato! A cóżeś to Pani wymodziła?! I nie chodzi o to, że nowoczesne, awangardowe, jaskrawe i krzykliwe. Idzie o to, że Szekspir został wdeptany w ziemię i porosła na nim kiczowata trawa.

***

Nieliczne przykłady na nieulotność sztuki

Podsumowuje PAWEŁ GŁOWACKI

1. "Kariera Artura Ui" [na zdjęciu] Bertolta Brechta w reżyserii Heinera Müllera. Berliner Ensemble. Berlin.

Jeden z nielicznych dziś przykładów na to, że sztuka teatru nie jest sztuką ulotną. Brecht nieogarniony, nie do uchwycenia w jednej, banalnej formule publicystycznej. Brecht niewciśnięty w doraźność społeczno-polityczną. Brecht wieczny, jak Szekspir. I Martin Wuttke w kreacji tytułowej. Mogę tylko sparafrazować starą metaforę muzycznego krytyka radzieckiego, tyczącą Goulda i Bacha. Proszę państwa, Tadeusz Łomnicki - zmartwychwstał!

2. "Milva śpiewa Brechta". Reżyseria Cristina Pezzoli. Piccolo Teatro di Milano. Mediolan.

Jak wyżej. Artyzm teatru nie jest ulotny, jeśli jest dobrą pamięcią. Milva pamięta. Po śmierci Giorgio Strehlera, który na kanwie songów Brechta i Weilla ulepił z niej ongiś echo Brechta niepowtarzalnie samotnego - Milva wraca do dawnych pieśni. Raz jeszcze opowiada, co już kiedyś było opowiedziane. Niezapomniany ukłon, złożony starym cieniom.

3. "Rozmowy poufne" Ingmara Bergmana. Reżyseria Iwona Kempa. Teatr im. Juliusza Słowackiego. Kraków.

Dziwne, wręcz zdumiewające, że w epoce teatru napastliwie i tępo gazetowego, zdarzyła się ta przepyszna delikatność scenicznych niedopowiedzeń, ciszy i elegancji. Rzecz o sprawach wiecznych. Ot, bywa, że między miłością a wiernością rozwiera się czeluść nie do zasypania - i ona sprawia ból. A Bóg nie pomaga. To i jeszcze wspaniała rola Dominiki Bednarczyk.

4. "Orkiestra Titanic" Christo Bojczew. Reżyseria Andrzej Domalik. Teatr im. Juliusza Słowackiego. Kraków.

Na stacji bez imienia garść byle kogo czeka na pociąg skądś dokądś. Czekają, choć wiedzą, że stacji nie ma na żadnym rozkładzie. Czekają, bo co innego mogą? Zabić się. Tak. Ale to za trudne. Czekają, mamiąc się papierowymi nadziejami, co im je spity magik trzeciorzędny wyczarowuje za łyk gorzały. Smutny cyrk, pełen nieudanych klaunów. Gorzka commedia dell'arte. I zjawiskowy Grzegorz Mielczarek w roli Doko - małej istoty kruszejącej pod zwałami własnej bezradności.

5. "Ballady i romanse" Adama Mickiewicza. Reżyseria Simona Chalupowa. Teatr Groteska. Kraków.

To było do przewidzenia. Czeszka, rodaczka Haszka i Hrabala, zdjęła z naszych świętych tekstów szkolnych cały ich bombastyczny, ciemny ołów powagi. Z arcydzielnych opowiastek Mickiewicza wyłuskała cały ich humor, lekkość, a zwłaszcza iluzyj-ność. Obróciła je w blask teatrzyku cieni, gdzie miłość, śmierć i zazdrość zapraszają do tańca, nie do padania na kolana, klepania pacierzy i pokornego przyjmowania nauk moralnych starego ludu litewskiego.

Rozczarowanie

Jaki tam skandal! Los. Po prostu - Narodowy Stary Teatr pod dyrekcją Mikołaja Grabowskiego. A ściślej, kierunek myślowy i estetyczny, w którym mozolnie zmierza ta scena, gdzie przecież nie tak dawno powstawały rzeczy, które, całkiem jak "Kariera Artura Ui" Müllera, zaprzeczały doraźnej ulotności sztuki teatru. A dziś? Z dnia na dzień coraz fatalniejszy przybytek młodzieży opętanej marzeniem o scenicznej rewolucji w każdej sprawie i za wszelką cenę.

***

Popisy inscenizacyjne zamiast mistrzostwa

Podsumowuje prof. JACEK POPIEL, dziekan Wydziału Polonistyki UJ, były rektor PWST

1. Premiera "Diabłów z Loudun" na inaugurację własnej sceny Opery Krakowskiej.

Już samo otwarcie nowej sceny w Krakowie ma wymiar historyczny. Upływ czasu pozwoli bardziej obiektywnie ocenić walory architektoniczno-teatralne budynku przy ul. Lubicz. Nie mam jednak wątpliwości, że zarówno dla krakowskiej opery, jak i dla Teatru im. J. Słowackiego (po ponad 50 latach uwalniającego się od artystycznego współlokatora) rozpoczyna się nowy okres. Premiera "Diabłów z Loudun" nie była wielkim wydarzeniem artystycznym, ale na pewno zwiastunem nowej drogi, po której, miejmy nadzieję, będą podążać artyści krakowskiej opery. W grudniowy, premierowy wieczór najmocniej zabrzmiała muzyka operowa Krzysztofa Pendereckiego. Wydaje mi się, że opery Pendereckiego, realizowane przez znamienitych reżyserów, powinny znaleźć się w kanonie repertuarowym krakowskiej sceny. To wybitni reżyserzy w pełni wykorzystają inscenizacyjne "możliwości i ograniczenia" nowej przestrzeni scenicznej, ale i ukażą drogę doskonalenia warsztatu aktorskiego (podkreślam - aktorskiego) krakowskich artystów operowych, bez którego trudno wyobrazić sobie współczesny teatr operowy.

2. Ogromne wrażenie pozostawiły dwa spektakle pokazane w ramach Festiwalu "Dedykacje": Brecht 2008.

W pierwszej kolejności "Kariera Artura Ui" w wykonaniu Berliner Ensemble. Zobaczyć Martina Wuttkego w tytułowej roli dramatu Brechta to zobaczyć w praktyce, co teatr może zawdzięczać mistrzostwu warsztatowemu aktora, mistrzostwu, o którym zapominamy w polskim teatrze, nazbyt często przykrywając niedomogi sztuki aktorskiej popisami inscenizacyjnymi. Wielkim wydarzeniem był również występ Milvy z Picolo Teatro di Milano ("Milva śpiewa Brechta").

3. "Sędziowie" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Jerzego Stuhra (Teatr PWST im. L. Solskiego).

Było to poruszające, głębokie i niezwykle skromne w środkach artystycznego wyrazu odczytanie tragedii Wyspiańskiego. Wielka szkoda, że tzw. przedstawienia dyplomowe wraz z odejściem studentów z uczelni muszą kończyć swój byt artystyczny. Ale to właśnie spektakle studentów najdobitniej podkreślają specyfikę sztuki teatralnej - sztuki ulotnej, istniejącej tylko w świecie "tu i teraz", po której pozostają tylko wspomnienia.

4. W 2008 r. w krakowskich teatrach dramatycznych nie odnalazłem spektaklu, który wprowadziłby mnie w stan zachwytu i sprawił, że w następnym roku chciałbym to przedstawienie jeszcze raz obejrzeć. Ale ponieważ w teatrze najbardziej kocham aktorów, stąd ogromną radość odczuwałem widząc na scenie Narodowego Starego Teatru w jednym spektaklu (Eugene Ionesco, "Król umiera, czyli ceremonie", w reżyserii Piotra Cieplaka) Annę Polony, Annę Dymną, Dorotę Segdę a przede wszystkim Jerzego Trelę, aktora, który jest uosobieniem uczciwości artystycznej i doskonałości warsztatowej.

Rozczarowanie

W roku 2008 po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat zrezygnowałem z chodzenia do teatru wyłącznie na premierowe spektakle. Miałem więc szczęście i nie obejrzałem przedstawień, które mogłyby rywalizować o tytuł największej teatralnej porażki mijającego roku. Muszę jednak odnotować, że po raz kolejny bolesną porażką krakowskich teatrów jest nikła obecność na scenach polskiej klasyki dramatycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji