Cały ten Radwan
Ktoś wreszcie zwrócił uwagę na rolę muzyki w teatrze. A raczej - zwrócił uwagę widzów, bo każdy szanujący się twórca teatralny musi zdawać sobie sprawę z tego jak wiele od tego elementu zależy. Muzyka przecież nie tylko ilustruje to, co sie dzieje na scenie. Muzyka, w każdym razie dobra muzyka teatralna jest pełnoprawnym środkiem sztuki scenicznej tak jak słowo, gest czy obraz. Potrafi "opowiedzieć" wydarzenie, a więc współtworzyć fabułę, określić charakter postaci, przekazać treści, których - z różnych przyczyn - nie można wyrazić inaczej. Doskonale sytuuje akcję w miejscu, czasie, kontekście, nierzadko nadaje jej głębszy sens, odsłania szerszą perspektywę. Przede wszystkim jednak współtworzy, buduje nastrój.
Ileż to przedstawień Grzegorzewskiego, Jarockiego, Hübnera, Prusa, Wajdy, Dejmka, Warmińskiego i tylu innych nie mogłoby istnieć bez muzyki... Stanisław Radwan jest bez wątpienia najwybitniejszym naszym współczesnym kompozytorem teatralnym, nie ujmując nic teatralnej twórczości Bairda, Satanowskiego, Kiesewettera, Koniecznego czy Głucha. Stanisław Radwan jest - według słów Zygmunta Hübnera - autentycznym artystą teatru. "Ceni słowo autora (własne mniej), czuje aktora, rozumie zamysł reżyserski. Jego muzyka służy zawsze konkretnemu przedstawieniu, nie stara się nigdy wysunąć na plan pierwszy, pomaga, a nie przeszkadza." Tyle Zygmunt Hübner, pomysłodawca i realizator niedorzecznego przedsięwzięcia: koncertu w teatrze. On to przygotował niecodzienne widowisko na scenie Teatru Powszechnego. Widowisko - słuchowisko raczej, gdyż muzyka jest tu pierwszym i jedynym bohaterem.
"Muzyka - Radwan". Trudno o trafniejsze i bardziej lapidarne określenie tego wieczoru w Powszechnym. Nie jest to bowiem pełnoprawne przedstawienie teatralne, nie jest to spektakl, do jakich przywykliśmy. Można by się co prawda doszukiwać idei, myśli przewodniej jednoczacej poszczególne utwory, poszczegolne części w jakąś dramatyczną całość. Tylko że byłoby to - po pierwsze niepotrzebne po drugie - odwracające uwagę od najważniejszego, od muzyki. Mówi o niej Hübner: "Dziś wieczór ona gra główną rolę. Zawsze służy teatrowi - tym razem niechaj służy jej teatr".
Zatem nie słowo, nie myśl mają decydować, porządkować, jednoczyć. Owym spoiwem, owym elementem organizującym jest muzyka. Mocno rozwodzę się nad tym, w końcu dość nieskomplikowanym zjawiskiem, ale usprawiedliwieniem niech będzie fakt, iż jest to pierwsze tego typu przedsięwzięcie w naszym teatrze.
Zebrał Hübner muzykę Radwana skomponowaną do kilkunastu różnych przedstawień granych w okresie kilkunastu lat w Krakowie, Łodzi i Warszawie. Wybrał rzeczy najlepsze (?), najbardziej charakterystyczne, a zarazem stanowiące przekrój zainteresowań Radwana, dające jakie takie pojęcie o skali jego kompozytorskich możliwości. Z samego pomysłu wynikał więc eklektyzm, "składankowość" była więc nieunikniona. Bez pretensji, bez wyszukanych inscenizacyjnych pomysłów. Jedynym zabiegiem porządkującym było podzielenie wybranych utworów na dwie części.
Część pierwszą (wszyscy aktorzy na czarno) wypełniają rzeczy poważne, tragiczne, wzniosłe. Najpierw fragmenty z "Orestei", potem ze "Snu o bezgrzesznej". Z tego właśnie niezapomnianego przedstawienia Teatru Starego najsilniejsze wrażenie robi pięknie zaśpiewana przez Gustawa Lutkiewicza pieśń "Rozdzielił nas bracie" do słów Edwarda Słońskiego, a także mająca charakter pokoleniowego hymnu pieśń do słów Wincentego Pola "Bracia, rocznica, więc po zwyczaju..." Pobrzmiewają nasze narodowe sprawy: czas cierpienia i czas oczekiwania, czas zrywów zwycięskich i bolesnych, pobrzmiewa duma i patos. Kończy chór śpiewając wiersz Staffa "Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą!"
Po ciemnej oprawie, po tonach podniosłych i dramatycznych, na scenie biało, jasno i przyjemnie. Wszyscy aktorzy w białych strojach, muzyka już inna. Cała ta część opiera się na muzycznych cytatach z przedstawienia "Panny Tutli-Putli" z Ateneum. Brawurowe, znakomite solówki Barbary Dziekan, Anny Mozolanki, a zwłaszcza Krzysztofa Majchrzaka stanowią popis nie tylko ich wokalnych i tanecznych umiejętności, ale także reżyserskiej sprawności w nie tak przecież łatwej sztuce estradowej. Ponadto mamy tu fragmenty muzyki ze "Snu o bezgrzesznej", "Powrotu pana Cogito", "Ameryki" z najlepszą kompozycją "Teatr z Oklahomy".
Zdecydowaną większość utworów wykonuje chór. I to jak wykonuje! Oby tak sobie radziły chóry w naszych rewiowych, gdzież tam, w naszych muzycznych teatrach. Mamy przykład rzetelnej pracy zespołowej. Wielkie możliwości wokalno-aktorskie Ewy Dałkowskiej, Mariusza Benoit i Krzysztofa Majchrzaka nie stanowią dysonansu, przeciwnie - są ozdobą zespołu, który w komplecie staje na wysokości zadania,
Ale to nie wszystko. Uznał widać Zygmunt Hübner, że to wręcz za mało, by uczynić ów koncert godnym bohatera. Jest jazz. Formacja jazzowa w składzie Wojciech Karolak, Tomasz Szukalski, Czesław "Mały" Bratkowski, wypełnia przerwy w estradowych popisach aktorów, i przerwy te wcale nie są krótkie. Muzyków przedstawiać nie trzeba, sama czołówka polskiego jazzu. Tu pokazują inne oblicze muzyki Radwana, jazzowe. Jest to rzeczywiście muzyczna uczta, ale rozbija ona już zupełnie spójność spektaklu. Może o to właśnie reżyserowi szło? By rozluźnić się zupełnie, zatracić nawyki teatralnego widza, wyzwolić się ze schematu teatralnego odbioru. Jeśli tak, zamiar powiódł się, formacja Karolaka ostatecznie udowadnia kto, a raczej co występuje w głównej roli. Wygląda zresztą na to, że zadomowi się jazz w Powszechnym. Ostatnie projekty przewidują w teatrze cykl koncertów pod nazwą "Monografie jazzowe". Pierwsza poświęcona będzie Duke'owi Ellingtonowi, a wystąpią między innymi Ewa Bem i Jan Ptaszyn Wróblewski.
Wracając jednak do wieczoru muzyki Radwana wspomnieć wypada o dwu innych pomysłach, które chyba miały podnieść jego atrakcyjność. Pierwszy to lasery. Owszem, ładne, kolorowe, ale to wszystko. Drugim pomysłem było wykorzystanie w scenografii szkła artystycznego. Może ono jest i piękne, ale na scenie wcale tego nie widać, a po wtóre zupełnie nie pasuje do atmosfery widowiska. Wszystkie te zabiegi świadczą chyba o tym, iż miał dyrektor Hübner pełną świadomość ryzyka. Czy i tym razem teatr wygra?
Wygrał, ale przecież nie teatr. Wygrała muzyka Radwana. Wcale nie łatwa, wcale nie lekko wpadająca w ucho. Raczej ostra i twarda, pełna dysonansów i niebanalnych zestawień. Oszczędna i bardzo bogata zarazem. Można się w nią wsłuchać, dać się unieść i wzruszyć, i rozprężyć, i pogłowić nad nią, i posprzeczać. Nie znudzi.