Artykuły

Nadziejo, zaczekaj na mnie

Elmer {#au#1839}Rice{/#}(właściwe nazwisko - Reizenstein) nie jest autorem w Polsce nieznanym. Przed wojną jego sceniczny reportaż z życia wielkomiejskiego przedmieścia pt. za który Rice otrzymał nagrodę Pulitzera, najwyższe odznaczenie literackie Ameryki, wprowadził na sceny polskie warszawski Teatr Ateneum, a Stefan Jaracz upamiętnił nie zapomnianą kreacją w roli Francka Morana. Można natomiast powiedzieć, że Rice jest pisarzem zapomnianym. Niesłusznie. A to dlatego, że należy do tej, nielicznej, grupy pisarzy amerykańskich, którzy zajmują się problematyką społeczną.

Powracał do niej Rice w szeregu utworów, nie cofając się nawet przed uczciwym podjęciem tak ryzykownego dla amerykańskiego pisarza, nawet w czasach przed powołaniem do życia osławionego FBI, tematu jak zaostrzenie się stosunków amerykańsko - radzieckich, którym zajął się w sztuce "Między dwoma światami" (1934).

Postępowa i humanistyczna wymowa sztuk Rice'a spotkała się na Broadway'u z bojkotem ze strony zepsutej przez skomercjalizowany teatr publiczności i kierującej jej gustami krytyki teatralnej. Zrażony niepowodzeniem, Rice odpowiedział jeszcze swym krytykom satyrą sceniczną o wymownym tytule "Nie dla dzieci" - i zamilkł na lat kilka.

Powrócił do teatru w 1937 roku zakładając przedsiębiorstwo autorsko-teatralne Playwrights' Producing Company (zrzeszające m. in. takich dramaturgów, jak Maxwell Anderson i R. E. Sherwood którego, grano na polskich scenach) i do dziś jest jego prezesem i reżyserem.

Z wykształcenia prawnik, 67-letni dziś, jeden z seniorów dramaturgów amerykańskich, debiutował Rice, od razu z powodzeniem w 1914 r. sztuką . Już w tej sztuce zaznaczyły się zainteresowania Rice'a dla poszukiwań nowych form teatru. W po raz pierwszy w Ameryce zastosował Rice technikę filmową na scenie. Fantazja, ekspresjonistyczny język teatralny, postawa humanisty, odważnego krytyka ustroju kapitalistycznego i przeciwnika wojen - cechują, całą bogatą twórczość dramaturgiczną Rice'a.

Wszystkie te elementy - z wyjątkiem może ostatniego, który najsilniejszy wyraz, znajdzie w jego sztuce z 1940 roku pt. Nesha. to sztuka drapieżna, zaskakująca pomysłami. Autor jej z iście żonglerską zręcznością prowadzi widza w ślad za maszyną do liczenia, tragicznym, groźnym i śmiesznym zarazem Panem Zero (T. Gwiazdowski, poprzez jego mieszkanie, "biuro aż w zaświaty, do warsztatu remontowego dla dusz ludzkich robotów. Zarówno fantazja, jak i ta swoista mutacja wiary w wędrówkę dusz to tylko środki do obudzenia głębszych myśli. Losem Pana Zero tu na ziemi kierują warunki społeczne, które zabiły w nim człowieka, zrobiły zeń maszynę do liczenia, by po 55 latach pracy wyrzucić go na bruk i zastąpić udoskonalonym automatem. Tę oskarżycielską myśl podejmuje autor, w tragikomicznym wymiarze w drugiej części swej sztuki, ukazując ustroju, który wysysa z człowieka wszystkie siły żywotne.

Rice nie poprzestał jednak na samej tylko krytyce amerykańskich warunków społecznych. W wyraźnie słychać tony ostrzeżenia i buntu w imię przyszłości ludzkości. Kiedy Pan Zero, już wyszkolony do obsługiwania - w nowym wcieleniu - jednym naciśnięciem dużego palca u nogi, dźwigni super-hyper-nowoczesnej maszyny do liczenia - odmawia powrotu na ziemię, szef owego zaświatowego warsztatu naprawczego rzuca mu w twarz, że jest , że właściwie nie jest godzien lepszego losu; porusza ślę, odżywia, wydała i rozmnaża, ale każdy mikroorganizm potrafi to samo. Tacy jak Pan Zero to to wezwanie do wyrwania się człowieka że stanu słabości i bez woli, z niewolniczej uległości wobec systemu, który nie służąc człowiekowi zmienia się w straszliwą groteskę.

Jedną z najwybitniejszych sztuk zasłużonego dramaturga przypominamy nie tylko, dla jej wartości ideowych, lecz także ze względu na jej oryginalność formalną, dającą niezmiernie interesujące pole do popisu jej realizatorom - zespołowi aktorskiemu z Gwiazdowskim, Dubrawską i Nochowicz na czele, oraz inscenizatorskiemumu (Milski, Hübner, J. A. Krassowski).

A gdyby komuś, zasugerowanemu ustępującą już falą światopoglądowego czarnowidztwa, wydało się w pierwszej chwili, że jest sztuką pesymistyczną, bo przecież Pan Zero wraca na ten , niechże nie zapomina, że nie wraca on sam. - woła Pan Zero. Złudna to nadzieja - pewnie - i ma mu ona tylko ułatwić zapomnienie o troskach. Prawda. Ale od Pana Zero zależy, czy ocknie się i przestanie być niewolnikiem bez imienia, zerem, a stanie się człowiekiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji