Artykuły

W wymiarze publicystyki

"Wrogów" Maksym Gorki napisał pod bardzo świeżym wrażeniem wydarzeń roku 1905. Był jednym z wielu pisarzy, którzy zareagowali na zryw proletariatu cesarstwa rosyjskiego, ale jednocześnie jako jeden z nielicznych miał świado­mość, że rewolucja ta stanowiła histo­ryczną prawidłowość. Więcej: miał świa­domość mechanizmu, który ją wykreo­wał. Dał temu wyraz właśnie w napisa­nych w roku 1905 "Wrogach", bodaj czy nie najbardziej politycznej sztuce tego autora, mogącej wręcz służyć jako lite­racka ilustracja praw rządzących biegiem dziejów. W tym też kierunku zmierzały niektóre z dotychczasowych interpretacji utworu. Tymczasem pod warstwą zna­czeń politycznych w sztuce Gorkiego kryją się osobiste dramaty ludzi uwikła­nych w burzliwe wydarzenia. Cała jednak ta sfera, zwłaszcza w pierwszym czytaniu, dzięki ekspresyjności zderzenia społecz­nych interesów robotników i fabrykan­tów, sprawia wrażenie, jak gdyby ujęta została w nawias. Jeśli się go nie otwo­rzy, charaktery występujących tu postaci muszą się okazać płaskie, przykrojone do potrzeb politycznej ilustracji. Nie za­pominajmy jednak, iż to właśnie Gorki powiedział, że "nie ma ludzi czysto bia­łych i całkiem czarnych, ludzie są srokaci, zagmatwani, bardzo złożeni".

W Polsce długo nie grano "Wrogów". To zastanawiające nawet, skoro inne sztuki Gorkiego pojawiały się na naszych scenach niemal natychmiast po rosyj­skich prapremierach. Tak było z "Miesz­czanami", "Na dnie", "Wassą Żeleznową", a krakowskie przedstawienie "Letni­ków" wyprzedziło nawet pierwszą reali­zację rosyjską. Dlaczego wiec podobny los ominął "Wrogów"? Po części zapew­ne można to wiązać z faktem, że sztuka ukazem carskiej cenzury miała zamknięty dostęp na sceny imperium Romanowów. Zakaz ten nie miał jednak mocy prawnej ani w Krakowie, ani w Poznaniu, gdzie Gorki budził przecież duże zainteresowa­nie. A jednak sztuki nie grano. Czy nie dlatego, że ludziom pozostającym pod wrażeniem roku 1905 jawiła się ona jako agitka tylko, niepodobna do wysoko u nas cenionych wcześniejszych sztuk pi­sarza, dramatów wyraźnie politycznych, a jednocześnie odsłaniających egzysten­cjalne problemy i egzystencjalne niepo­koje człowieka. To właśnie ten związek wydarzeń historycznych z losem ludzkim w wymiarze zarówno społecznym, jak i jednostkowym zdecydował o zaintereso­waniu, z jakim na początku stulecia sztuki pisarza rosyjskiego przyjmowała polska opinia teatralna. Nie dostrzeżono jednak tego związku we "Wrogach". Potem przyszły lata dwudzieste i trzydzieste na pewno nieprzychylne - jakby nie było - jednemu z najbardziej politycznych utwo­rów tego już radzieckiego pisarza. Polska prapremiera "Wrogów" odbyła się do­piero w roku 1949, ale i ona nie przyczy­niła się do spopularyzowania sztuki.

Jeżeli dziś chce się na naszej scenie zagrać "Wrogów", to trzeba przedstawie­niem udowodnić, że milczenie, jakie w Polsce otacza tę sztukę, jest niesłuszne. Trzeba dowieść, że również w tym utwo­rze Gorkiego "ludzie są srokaci, zagma­twani, bardzo złażeni". Nie jest to zada­nie łatwe, ale właśnie zapowiedź zagra­nia sztuki przez warszawski Teatr Po­wszechny, dysponujący jednym z naj­znakomitszych w Polsce zespołów aktor­skich, budziła wielkie nadzieje.

Spektakl wyreżyserowany przez Zy­gmunta Hübnera niestety eksponuje tyl­ko powierzchniową warstwę utworu. Mówi się w nim znacznie więcej o wydarze­niach politycznych niż o ludziach w nie uwikłanych. Podkreśla to scenografia Li­dii i Jerzego Skarżyńskich. Skompono­wali oni wielką werandę - miejsce spo­tkań przedstawicieli dwu rodzin przemy­słowców, przez której przeszkloną ścia­nę widać w głębi charakterystyczną zbu­dowaną z czerwonej cegły dziewiętna­stowieczną fabrykę. Ani przez moment twórcy przedstawienia nie pozwalają nam zapomnieć, o co tu chodzi, co liczy się przede wszystkim. Przypomina to tak­że program, na którego pierwszej okład­ce umieszczono robotniczy waciak, na ostatniej zaś smoking.

Trudno naturalnie dyskutować z antynomią robotnik - kapitalista. Dla współ­czesnego widza jest ona sprawą oczywi­stą, wręcz banalną, chyba że okaże się, jak ta antynomia kładzie się cieniem na życie człowieka. I tego właśnie zabrakło mi w warszawskim przedstawieniu. Przeszło ono do porządku nad losami ludzi, których oglądamy. W dwóch, trzech przypadkach zaledwie je musnęło. W sztuce Gorkiego, gdy się ją czyta uważ­nie, pod burzliwym nurtem wydarzeń, które zrodził społeczny ferment odnaj­dzie się dramat "niepotrzebnych ludzi", "niepotrzebnych we własnym domu".

W warszawskim przedstawieniu echo tego dramatu pobrzmiewa w sposobie, w jaki Grażyna Marzec prezentuje Tatianę, szwagierkę jednego z właścicieli fabryki oraz w roli jej męża pogrążającego się w alkoholizmie - Jakuba, granego przez Olgierda Łukaszewicza. Przyznać jednak należy, że w obu wypadkach ów dramat najłatwiej dostrzec. A u Gorkiego jest to także dramat Zachara usiłującego bez­sensownie godzić troskę o egoistyczne interesy posiadacza z lękiem przed uży­ciem wobec robotników brutalnych środ­ków nacisku, dramat jego żony Pauliny, jej siostrzenicy Nadii. Dramat ten posiada w sztuce liczne aneksy w osobach eme­rytowanego generała, starego żołnierza, usłużnego aż do podłości urzędnika. Gorki daje nam tu jeszcze jeden obraz z cyklu wizerunków ludzi schodzących z areny, przegranych. Jest to temat "Miesz­czan", "Ostatnich", "Wassy Żeleznowej", "Jegora Bułyczowa", "Letników". Przed­stawienie warszawskie omija te sprawy. Jest może nawet klarowne, wycyzelo­wane aktorsko, ma niezłe tempo, zwłasz­cza w pierwszej i trzeciej odsłonie, ale nie wznosi się ponad wymiar publicysty­ki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji