Artykuły

I glisty mają swoje życie

Czemu przypisać ogromny sukces sztuk Enquista? Po "Nocy trybad" pojawiła się u nas następna: "Z życia glist", napisana w 1981 r. I tak jak tam przedstawił Strindberga, tak tutaj pokazał Hansa Christiana Andersena. Ale nie tylko. Drugą główną postacią sztuki jest wielka aktorka duńska XIX wieku, Johanne Luise Heiberg, "muza stulecia", jak ją później nazwano.

"Z życia glist* wystawiono ostatnio w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Reżyserem spektaklu jest Zygmunt Hübner, autorką scenografii Barbara Hanicka. Sztuka małoobsadowa, występują tylko cztery osoby, w tym dwie postaci to role główne, właśnie Andersen (Zbigniew Zapasiewicz) i pani Heiberg (Krystyna Janda). Oprócz nich są jeszcze pan Heiberg (mąż aktorki - Franciszek Pieczka) i Łysa (matka pani Heiberg - Wiesława Mazurkiewicz).

Jest to nie tyle rzecz portretowo przedstawiająca dwoje wielkich ludzi epoki, ile rodzaj psychologicznej wiwisekcji bohaterów. Przedstawienie, zgod nie zresztą z literą tekstu, idzie w kierunku jakby "odbrązowienia mitu" Andersena i ukazania - niejako sauté - jego osobowości. Podobnie i pani Heiberg.

Na scenie powoli narasta dramat. Jest to ich dramat i dramat między nimi. Aktorzy stopniują intensywność gry, przez cały czas balansując na granicy prawdy i zmyślenia. Oszczędni w środkach aktorskich, by za chwilę zabłysnąć całą ich gamą i ukazać tajemnie skrywane gdzieś na dnie kompleksy, pełne goryczy urazy, nie ziszczone marzenia, tęsknoty, ambicje. Obydwoje są niesyci pochwał i uwielbienia, u obojga wynika to z poczucia - mimo wszystko - samotności i kompleksu ich "niskiego" pochodzenia. Toteż za wiele podobieństw ich łączy, by mieli być w stosunku do siebie obojętni. Odnajdują się w cierpieniu.

Znakomicie poprowadzone role. Wytrawne aktorstwo dużej klasy. Szeroka gama uczuć, w jaką wyposażył autor panią Heiberg: od histerycznej złości aż do lirycznych wzruszeń, jest przez Krystynę Jandę bardzo subtelnie cieniowana. Aktorka gra paroksyzmy złości w sposób charakterystyczny dla siebie. Całą intensywność uczucia gromadzi w sobie. To w jej duszy trwa walka, którą na zewnątrz wytłumia, wycisza. Chwilami - moim zdaniem - za bardzo.

Zbigniew Zapasiewicz zaś, którego każdy gest, każde chrząknięcie (nawet z powodu tak nieteatralnego jak grypa) staje się na scenie środkiem wyrazowym gry aktorskiej. Aktor przebija się przez postać - przede wszystkim - jako Zbigniew Zapasiewicz, mniej zaś jako Andersen.

Jest to niewątpliwie dobre przedstawienie, chociaż w kilku miejscach (nie wiadomo dlaczego), zwłaszcza w drugim akcie, znika tempo, zmniejsza się napięcie i rytm spektaklu.

Wracam do pytania postawionego na początku. Chyba dwa powody zadecydowały głównie o sukcesie autora: temat (poprzednio Strindberg, teraz Andersen i Heibergowie) ukazany niebanalnie oraz znakomicie napisane teksty z ogromnym wyczuciem dialogu, jego rytmów i napięć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji