Artykuły

Sztuka czy felieton?

Co robić z dziećmi wykolejonymi? Z małżeństw rozbitych i przestępczych? Ze skłonnościami do psychoz i wykolejeń? Szczególnie z dziewczętami?

Takie pytania postawiła, w sztuce pt. "Wyjść", amerykańska pisarka, M. Norman. Temat nadawał się przede wszystkim do napisania książki, może felietonu. Teatr Powszechny na Pradze wystawił ten utwór pragnąc kontynuować sukces "Kopciuszka" Głowackiego, granego na tej scenie. Jednak porównanie jest zawodne. Głowacki napisał sztukę na wskroś dramatyczną. Przeniknął sposób odczuwania wrażliwej dziewczynki, wybrał sytuację przejmującą, doprowadził do zaskakującego finału. M. Norman odniosła wprawdzie sukces w kilku teatrach, otrzymała nagrodę. Ale można przypuszczać, że powodzenie było spowodowane sensacyjnością tematu.

Chodzi o moment opuszczenia zakładu poprawczego przez dziewczynę o skomplikowanej przeszłości. Owa Arlene odczuwa wstręt do tego, czym kiedyś była, głębokie wrażenie wywarły na niej rozmowy z księdzem, który jej podarował obraz Chrystusa. Przyjechała do nowego miasta, miałaby możność skromnego utrzymania. Ale ściga ją miłość byłego strażnika. Mocniej jeszcze działa namowa alfonsa i byłego kochanka. Autorka wyczuwała, że trzeba ów temat "uscenicznić", by nabrał wymowy artystycznej. Wprowadziła sceny "retrospekcyjne", bohaterkę rozszczepiła na dwie postaci, ukazując ją jako wypuszczoną na wolność młodą osobę oraz, równolegle, jako dziecko przechodzące burzliwe przygody.

Może utrudnia nam odbiór sztuki odmienność środowiska? Może utalentowany tłumacz, Piotr Szymanowski, nie zdołał, mimo wszystko, zastąpić "slangu" amerykańskiego narzeczem wpół młodzieżowym, na wpół lumpenproletariackim dzisiejszej Warszawy?

Reżyser Zygmunt Hubner jest doświadczonym artystą. Akcentował więc konfrontację "dwóch" dziewcząt, które się składają na dzieje jednej osobowości. Nie jest jego winą, że naturalistyczna faktura utworu kłóci się ze światem wspomnień czy wizji.

Resztę pozostawiono grze aktorskiej. Ewa Dałkowska pomaga tekstowi. Szczególnie piękne jest opowiadanie o ataku rozpaczy, w której bohaterka pokłuła się tak mocno, że ją ledwie uratowano. Joanna Żółkowska z poświęceniem tworzy "zwierciadło" przeszłości. Przetwarza się w szaleńcze dziecko, zbuntowane w wybrykach i szamotaninach.

Jest jeszcze niezawodny, aktorsko "ciepły", przekonujący rysunkiem postaci byłego "klawisza" Gustaw Lutkiewicz. Reszta zespołu dostała role niewdzięczne. Niekiedy posługuje się schematami filmowymi (jak uwodzicielski sutener). Kilku rysami szkicuje postać sąsiadki Anna Mozolanka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji