Artykuły

Kamienie leżą na każdej ulicy

"Teresín" będzie spektaklem quasi-dokumentalnym, hybrydą, jednak na określonym, fabularnym ciągu zdarzeń. Intrygujące jest zwłaszcza to, że wszystkie słowa, które mówimy, są autentyczne. To wypowiedzi więźniów, którzy przeżyli Teresín, ale także świadków, katów, osób bezpośrednio zaangażowanych w tę historię. Tygiel głosów układa się w zaskakującą polifonię - mówi aktorka EWA KAIM o przedstawieniu Zbigniewa Micha w Starym Teatrze w Krakowie.

Widzowie znają ją choćby z "Anioła w Krakowie". Ewa Kaim [na zdjęciu] od lat pracuje w Starym Teatrze w Krakowie. Zagra tam w "Terezinie" w reżyserii Zbigniewa Micha. W rozmowie dla dodatku kulturalnego DZIENNIKA aktorka opowiada o pracy nad spektaklem i jak odróżnić brylant od zwykłego kamienia.

Łukasz Maciejewski : Teresin natychmiast kojarzy się z drugą wojną światową, gettem, z obozem koncentracyjnym, tymczasem w eksplikacji reżyserskiej Zbigniewa Micha czytam, że w spektaklu będą rozmaite śpiewy

Ewa Kaim: Na terenie getta w czeskim Teresinie kwitło życie artystyczne. Trafiała tam żydowska elita intelektualna z różnych części Europy. Malarze, muzycy, kompozytorzy. Z czasem pozwolono im na występy. Powstawały kabarety, spektakle, wykonano "Requiem" Verdiego. Pobyt w Teresinie był wyróżnieniem za "dobry adres", nie trafiali tam Żydzi z Polski czy z Rosji. W niektórych momentach wojny w Teresinie mieszkało około 70 tys. ludzi, choć miejsca było tam dla zaledwie siedmiu tysięcy. Tę wielką ludzką masę pilnowało niespełna 30 esesmanów.

W spektaklu śpiewacie piosenki wykonywane w getcie?

Tak... Reżyser pokazywał nam archiwalne kroniki niemieckie rejestrowane w Teresinie, na których widzieliśmy entuzjazm oglądających występy kabaretów działających na terenie getta. Szczęście wypisane na ich twarzach nie różniło się niczym od reakcji dzisiejszej zachwyconej publiczności. To były rzadkie momenty, kiedy zapominali, gdzie są

Spektakl Zbigniewa Micha został oparty na powstałej w warszawskim Laboratorium Reportażu pod opieką Marka Millera relacji na temat obozu w Teresinie.

Autorzy projektu "Europa według Auschwitz" w trakcie długiej, trwającej prawie 10 lat pracy, w oparciu o teksty źródłowe czy relacje więźniów, próbowali ułożyć epicką opowieść z tamtych czasów, ale w wersji nieudramatyzowanej. "Teresín" będzie spektaklem quasi-dokumentalnym, hybrydą, jednak na określonym, fabularnym ciągu zdarzeń. Intrygujące jest zwłaszcza to, że wszystkie słowa, które mówimy, są autentyczne. To wypowiedzi więźniów, którzy przeżyli Teresín, ale także świadków, katów, osób bezpośrednio zaangażowanych w tę historię. Tygiel głosów układa się w zaskakującą polifonię.

Reżyser "Terezina", Zbigniew Mich, jest znany jako twórca unikatowego "teatru z papieru" - Theater für Mich założonego w Düsseldorfie w 1989 r. Z kolei scenografię do spektaklu przygotowuje Stasys Eidrigevicius.

Mam nadzieję, że na zetknięciu tych indywidualności może powstać coś interesującego. Na pewno jest to przedsięwzięcie ryzykowne. Poczynając od pytania - gdzie zaczyna, a gdzie kończy się teatr, po dyskusję dotyczącą możliwości wykorzystania w teatrze materiału dokumentalno-fabularnego. Cały czas się z tymi problemami borykamy.

Jeszcze jako studentka PWST, w 1992 roku, debiutowałaś w Starym Teatrze w roli Strusiopawia w pięknym "Śnie nocy letniej" Szekspira w reżyserii Rudolfa Zioło. Od tego czasu zagrałaś w Starym wiele świetnych ról w przedstawieniach reżyserów o skrajnie różnych estetykach i wrażliwościach. Z jednej strony Grzegorzewski i Fiedor, z drugiej - Bradecki i Kutz, albo Miśkiewicz i Zadara.

W trakcie lat spędzonych w Starym miałam okazję pracować z wieloma niezwykłymi twórcami. Na pewno jednym z najważniejszych jest dla mnie Paweł Miśkiewicz. Z Pawłem znam się jeszcze ze szkoły.

Przez przyjaźń przeszliśmy do wspólnej pracy. To mocne połączenie. Być może z tego powodu Ilza w "Przebudzeniu wiosny" Wedekinda oraz Absolut w "Niewinie" Loher to moje ukochane role.

Stary Teatr jest dzisiaj chwalony dokładnie za to samo, za co jest stale krytykowany: demitologizację tradycji, szarganie świętości, szyderstwa z "krakówka" itd.

Teatr powinien współistnieć z rzeczywistością. Nie chodzi o to, żeby schlebiać wszystkim gustom widza, tylko żeby próbować podjąć z tym widzem mądry dialog. Pamiętam świetne zdanie Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej z wywiadu udzielonego "Kulturze", w którym mówiła, że dzisiaj zachwycamy się każdym kamieniem, który leży na drodze, ale nie szukamy już brylantów.

Myślisz, że brylanty są ciekawsze od zwykłego kamienia?

Trzeba szukać nowego języka, żeby wyrazić nim nowoczesność. Być może ta nowoczesność kryje się także w przypadkowości i bałaganie, ale nie jestem pewna, czy idzie za tym także piękno, katharsis, absolut. Dwukrotnie miałam szczęście zagrać w przedstawieniach Jerzego Grzegorzewskiego - w "Dziadach - dwunastu improwizacjach" Mickiewicza i - jako zastępstwo - w "Tak zwanej ludzkości w obłędzie" wg Witkiewicza. To były przedstawienia bardzo nowoczesne, w zasadzie dekonstruujące przyzwyczajenia teatralne, ale ta żonglerka była zawsze najwyższych lotów. Bo jeżeli nawet w teatralnym świecie Grzegorzewskiego pojawiał się przypadek, wynikał z wielkiej erudycji i niepodległego talentu. Obrazy sceniczne, które tworzył Grzegorzewski były pracami wybitnego plastyka - nawet kiedy wydawały się enigmatyczne pod względem teatralnym, były wyjątkowe jako pomysły stricte plastyczne. I na tym polega moje pytanie o teatralne kamienie i brylanty. Brylant wymaga czasu, namysłu, oszlifowania. Kamień po prostu leży na każdej ulicy.

Byłaś na jednym roku z Martą Bizoń, Przemkiem Kozłowskim, Radkiem Krzyżowskim, Błażejem Wójcikiem czy z twoim mężem Grzegorzem Łukawskim. Dobry rok, mocny zestaw.

Przemek Kozłowski, Magda Sztejman, Dorota Ignatjew. W krakowskiej szkole uczyli nas Hussakowski, Trela, Olszewska i Grombka. Oprócz tego, że uczyli nas rzemiosła, ogromną wagę przykładali do pracy zespołowej - tępili zadęcie. Myślę, że to wszystko w nas zostało. Niedawno byłam na "Karierze Arturo Ui" Brechta w reżyserii Heinera Müllera z Berliner Ensemble z wielką kreacją Martina Wuttkego. Z podziwem patrzyłam na Wuttkego i cały czas myślałam o tym, że ten wybitny aktor robi wszystko, żeby nie forsować za wszelką cenę swojego "ja". Wuttke był w centrum również dlatego, że pozostawał w cieniu: teatralnej konwencji, wizji reżysera. To bliskie mi podejście. Może bezpośrednie profity są wtedy mniej spektakularne, ale mnie interesowały zawsze raczej długie dystanse. Brylanty, nie kamienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji