Moralitet bez aluzji
Przed dzisiejszą premierą "Balladyny" rozmawialiśmy z reżyserem przedstawienia Jarosławem Kilianem.
- Już od kilkunastu lat nikt nie wystawiał "Balladyny" w warszawskich teatrach.
- Tekst "Balladyny" zawsze mnie fascynował. Mieści się w nim subtelna komedia, krwawy kryminał, tragedia...
"Balladyna" jest moralitetem o ambicji i zbrodni. A także o karze, która wymierzona jest przez własne sumienie i przez Boga. Bo mogłaby powiedzieć bohaterka dramatu, parafrazując {#au#199}Dostojewskiego{/#}: jeśli nie ma Boga, to co ze mnie za Balladyna.
- Jan Kott zarzucał wielu inscenizacjom "Balladyny", że były za bardzo dekoracyjne, fałszywie wystylizowane. A nie było w nich nic z gminnej baśni i bardzo niewiele ze {#au#126}Słowackiego{/#}.
- No właśnie. Jak połączyć w jednym, to co jest kryminałem, komedią, tragedią, zabawą Szekspirem...
Słowacki pisał w liście: "Droga Mamusiu, moja mózgownica wyprodukowała sztukę, która jest niby-tragedią". Żeby wyjaśnić, co to jest "niby-tragedia", sięgnąłem do pieśni gminnej, w której wszystko jest możliwe: groza i cudowność, makabreska i komedia. Posłużyłem się poetyką teatru plebejskiego, jarmarcznego. Starałem się, aby ten teatr był autentyczny. Na przykład kostiumy są inspirowane prawdziwymi strojami zapustnych przebierańców. Do dekoracji wykorzystałem autentyczne ekrany niedzielnych fotografów z Częstochowy.
- To znaczy, że nie przewiduje Pan w swojej inscenizacji żadnych pojazdów mechanicznych.
- Nie. Będzie za to buda jarmarczna, maszyna Singera, gramofon, nóż sprężynowy, nikczemni klowni, dziewczyna z rybim ogonem.
- Wielu reżyserów przemycało w "Balladynie" polityczne aluzje. Czy będą one też w Pana inscenizacji?
- O aluzjach politycznych nie myślałem w ogóle.