Artykuły

Dusza wrzeszczy rozpaczliwie

"Goła baba" - monodram Joanny Szczepkowskiej w reż. Agnieszki Glińskiej z warszawskiego Teatru Powszechnego. W klubie Ucho w Gdyni obejrzała i dla e-teatru pisze Agnieszka Kawula.

Spektakl rozpoczyna enigmatyczna i delikatna Kobieta z Parasolką. Przez dobre pół godziny widownia tkwi w nieśmiałej ciszy i zadaje sobie pytanie, o co tej lekko nudnawej i nostalgicznej damulce chodzi. Z egzaltacją opowiada o parasolkach, próbuje grać na ciszy, innym razem "milczy po starogrecku", a to wszystko w oczekiwaniu na śpiew jej ukochanych parasolek. Publiczność trwa w sennym oczekiwaniu na coś więcej, niż monolog nadwrażliwej kobiety. I w końcu dostaje to, po co przyszła.

Kiedy rubaszna Goła Baba wchodzi na scenę i zapowiada, że rozbierze się "do goła", od razu robi się weselej. To kobieta doskonale znająca życie, ekspresywna, która nie jest "wydarzeniem plastycznym" jak jej poprzedniczka. Na zakończenie, zgodnie z obietnicą, robi striptiz, co było najbardziej efektownym momentem monodramu.

W obie role wcieliła się Joanna Szczepkowska [na zdjęciu]. Kontrowersyjna Goła Baba i tajemnicza Kobieta z Parasolką różnymi sposobami starają się przekonać widza do swoich poglądów na życie, sukces i sztukę. Tylko czy takiego teatru należało się spodziewać? "Goła baba" wprowadza w dobry nastrój, usiłuje też zmusić do odrobiny zadumy, choć z marnym skutkiem. Szczepkowska w swoich felietonach przyzwyczaiła nas do prawdziwej metafizyki, czego niestety zabrakło w monodramie. Owszem, wyśmiewa obniżenie się gustów i potrzeb teatralnej widowni, ale ta odrobina to stanowczo za mało. Na te braki nie pomoże nawet świetna gra aktorki. Z nostalgicznej damulki ulega metamorfozie w ekscentryczną Gołą Babę i to właśnie to drugie "ja" delikatnej kobiety zyskało największe uznanie publiczności.

Wyszłam z Ucha rozbawiona. Mile spędzony wieczór, dobra zabawa... W drodze do domu zamyśliłam się, w trakcie pokonywania długiej prostej pomilczałam trochę po starogrecku, potem naszło mnie na łacinę, aż w końcu ciszę przerwało zawodzenie mojej duszy wrzeszczącej rozpaczliwie: Gdzie moja metafora?! Przecież Szczepkowską-pisarkę stać na coś więcej niż niezbyt wyszukany humor obdarty z głębszych treści. Nawet dobra pointa zdaje się ginąć pośród potoku słów, które tak naprawdę przechodzą bez większego echa. Szkoda, bo po Gołej Babie pozostaje tylko uśmiech, o jakiejkolwiek zadumie czy głębszej refleksji nie ma mowy.

Monodram Joanny Szczepkowskiej zaprezentowany został w ramach cyklu "Teatr Gościnny w Uchu".

Na zdjęciu: scena ze spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji