Artykuły

Życie znowu jest piękne

"Carmina Burana" w reż. Roberta Skolmowskiego w Operze Śląskiej w Katowicach. Pisze Marcin Mońka w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Znakomita choreograficznie "Carmina Burana" na zakończenie roku udowadnia, że w Operze Śląskiej drzemie wielki potencjał. Zupełnie inaczej "zagrał" balet, duże wrażenie zrobił chór, który ze sceny przeniósł się na balkon.

"Carmina Burana" to jedno z tych dzieł, podczas słuchania których w filharmonii zastanawiamy się, jak można by je przedstawić na scenie. Od niedzieli mamy swoją nową inscenizację.

Dawno balet Opery Śląskiej nie rozruszał się tak, jak w "Carmina Burana". W tym jego ruchu nie ma jednak nic z klasycznych figur, jakie zwykle mogliśmy oglądać na bytomskiej scenie. Zamiast tego jest niespotykana tutaj mimikra, nieustanne przepoczwarzanie się. Artyści baletu otrzymali od reżysera potężne narzędzie: własną wyobraźnię. Wraz z baletem na scenie pracują aktorzy Wrocławskiego Teatru Pantomimy, tancerze breakdance, alpiniści, a nawet dżudocy. Myliłby się jednak ten, kto pomyślałby, że każda z tych formacji gra siebie dla siebie. Z perspektywy widowni artyści są nie do rozróżnienia - wszyscy pracują w jednym, zgodnym, kierującym się własną logiką rytmie.

To chyba dlatego, że Robert Skolmowski postawił przed sobą i artystami zadanie dotąd rzadko spotykane - wyjaśnienia, czym tak naprawdę jest "Carmina Burana". I już od pierwszych sekwencji nie mamy wątpliwości, że stara się trzymać XIII-wiecznego tekstu. Kreśli przed widzem świat średniowiecza, a przynajmniej jego własne o nim wyobrażenie. Reżyser i aktorzy przygotowali się do inscenizacji - o takich właśnie średniowiecznych bachanaliach pisał Johan Huizinga, najwybitniejszy badacz wieków średnich, specjalista od homo ludens i średniowiecznej zabawy.

Bo o zabawę tak naprawdę tutaj chodzi. Utwór Carla Orffa, oparty na lirykach odnalezionych w bawarskim opactwie Benediktbeuren, stanowi niebywałą pochwałę życia. Scenę zaludniają postaci w fantazyjnych strojach tworzące konsekwentną i spójną całość (a przecież "Carmina Burana" jako zbiór pieśni nie ma zwięzłej formy). Czerpią garściami z tego, co każdej wiosny przynosi nam łaskawa bądź nie Fortuna. To najwspanialsze doświadczenie ludzkości, możliwość spełnienia najskrytszych duchowych i fizycznych pragnień, które okazuje się są na wyciągniecie ręki.

Nie zabrakło realizatorom ani humoru, ani dystansu w przedstawieniu wyimaginowanego poetyckiego świata: pojawiają się łabędzie (w scenie towarzyszącej arii Łabędzia), a nawet nawiązania do współczesnej popkultury, gdy mężczyźni są wybierani przez swoje przyszłe partnerki, i, starając się jak najlepiej wypaść, zachowują się niczym modele na wybiegu.

Są też nawiązania regionalne. Centralne miejsce scenografii zajmuje ogromne, czterometrowe, ruchome, przesuwane siłą mięśni aktorów koło Fortuny. Widzowie z pewnością odnajdą analogię do koła kopalnianego szybu - bo chyba nikt tak jak Ślązacy nie czuje, co znaczą słowa: "Kołem toczy się Fortuna zła i nieżyczliwa, nasze szczęście w swoich trybach miażdży i rozrywa, z twarzą szczelnie zasłoniętą często u mnie gości, by na kręgach mego grzbietu grać swe złośliwości".

Koło Fortuny przetacza się przez scenę - spoglądają na nie z perspektywy balkonu chórzyści operowi, kolejni bohaterowie przedstawienia. Choć nie widzimy ich na scenie, wykonują w inscenizacji potężną pracę - "Carmina Burana" jest w końcu kantatą, a interpretacje bytomskiego chóru, świetnie współpracującego z solistami, uzupełniają sceniczną narrację. I przekonują, że każdy człowiek powinien cieszyć się z życia, z dobrodziejstw "tu i teraz". W tej perspektywie świat znów jest piękny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji