Artykuły

Alicja dla dorosłych

"Alicja w fabryce czarów" w reż. Marka Ciunela. Spektakl dyplomowy studentów Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej w Białymstoku. Pisze Marta Jasińska w Kurierze Porannym.

Studenci poprzez krainę czarów Carrolla trafiają do fabryki snów świata Hollywood. Marek Ciunel klasyczną baśń "Alicja w Krainie Czarów" uwspółcześnił do granic możliwości.

Książka Carrolla to klasyka wśród baśni. W tej skarbnicy bez dna mnóstwo jest ciekawych charakterów, co daje szerokie pole do popisu, zwłaszcza dla teatru formy.

Tym razem tekst stał się pretekstem do działań w spektaklu dyplomowym zrealizowanym przez Marka Ciunela. Ci, którzy oglądali przed kilkoma laty "Pachnidło", również tą realizacją nie będą zawiedzeni.

Reżyser w "Alicji w fabryce czarów" buduje klimat poprzez charakterystyczne gadżety, bawi się efektami wizualnymi (projekcje krótkich etiud filmowych) i rezygnuje z wyraźnej, zrozumiałej fabuły na rzecz specyficznego klimatu spektaklu.

Alicja w przedstawieniu Ciunela jest chłopcem (Dominik Piejko) ubranym w sukienkę zabraną swojej dziewczynie (Paulina Lenart), który postanawia gonić znikającą z książki baśń. Jego podróż po krainie czarów staje się wędrówką po fabryce snów - Hollywood. Spotyka tu Marilyn Monroe (Karolina Suchodolska), kowboja (Paulina Karczewska), zabójców (Rafał Hajdukiewicz, Mateusz Tymura, Bogdan Nowak), dziecko-potwora (bardzo dobra Katarzyna Radwańska), a nawet samą Larę Croft (zdecydowanie lepsza w tej roli od Angeliny Jolie - Monika Kwiatkowska).

Całość zrealizowana w formie filmu akcji. Są pościgi, strzelaniny, setka trupów, miłość i seks. Trochę również tajemniczości i dziwaczności, jakby przejętej od Lyncha. Okazuje się, że teksty baśni Carolla i groteskowi bohaterowie ze snu Alicji idealnie współgrają z hollywoodzką rzeczywistością.

Mnogość form bywa w spektaklu męcząca. Gdyby ich ilość nieco ograniczyć, z pewnością stałyby się wyraźniejsze i ustąpiły miejsca aktorom, którzy w pewnych momentach w tym przepychu giną (choć z trudną materią trzeba przyznać wszyscy i tak radzą sobie doskonale).

Zdumiewa ogranie przestrzeni, która wielokrotnie zmienia się na oczach widza. Oglądamy kilka planów jednocześnie. Sprawia to wrażenie, jakby nasz wzrok prowadziła kamera: robiła zbliżenia, cięcia, wyznaczała kadry, zatrzymywała się na tym, co w tej sekundzie jest najważniejsze.

Aktorzy czasem siadają wśród widowni (biją brawa i wychodzą którymś z wielu wyjść), a Lara Croft stoi na olbrzymim grzybku, pod którym gra orkiestra The rabbits. W składzie zespołu są białostoccy muzycy bluesowi (Maciek Niedzielko, Tomasz Duszczenko, Marcin Soszka i Tomek Kamiński), którzy, przebrani za różowe króliki, oprawę muzyczną w spektaklu zrobili po mistrzowsku.

Spektaklom dyplomowym zawsze towarzyszy pewna kameralność wynikająca ze wzniosłości całego przedsięwzięcia. To jedna z ostatnich realizacji w murach szkoły, wśród kolegów i koleżanek, z którymi spędzało się niemal każdą chwilę w ciągu ostatnich czterech lat.

Takiej realizacji nie zobaczymy w Białymstoku w żadnym innym teatrze. "Alicja w fabryce czarów" to zdecydowanie rzecz offowa, dla nieprzeciętnego widza. To dobrze, że w murach akademii młodzi mają odwagę robić tak niebanalne przedstawienia i w nich poprzez zabawę oddawać się poszukiwaniom i tworzyć daleko odchodzące od konwencji kreacje.

Potem czeka ich już tylko wielki świat (może Hollywood - kto wie?) i szara rzeczywistość, w której pewnie niewiele będzie różowych króliczków, palm i grzybków, jak w "Alicji w fabryce czarów".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji