Kto nas wyleczy?
POPRZEDZONY światowym rozgłosem wokół wersji filmowej M.Formana - "Lot nad kukułczym gniazdem" został interesująco wystawiony w Teatrze Powszechnym. Dramaturgicznie opracował "Lot" Dale Wasserman przed kilkunastu laty. Lecz pierwowzór stanowi powieść Amerykanina Kena Keseya. Zrealizowany w 1975 roku film otrzymał 5 Oscarów, co zwróciło również szerszą uwagę na sam tekst prozy i osobę autora.
Kim jest Ken Kesey? Poeta, prozaik, a także trudny, niespokojny człowiek, z którym stanowe władze nieraz toczyły walkę o narkotyki. Kiedyś, jak mówi anegdota, szukając miejsca pracy, gdzie miałby sporo czasu dla literatury, przyjął posadę nocnego pielęgniarza w klinice psychiatrycznej. To nowe zaję cie okazało się bardzo istotnym momentem biografii pisarza. Zaczął badać cały skomplikowany system psychoterapii, która - ujawniwszy ludzkie kompleksy - leczy i niszczy chorych równocześnie.
I właśnie ta równoczesność aktu pomocy oraz aktu zagłady poruszyła Keseya. Temu też poświęcił "Lot": historię wodza Bromdena, siostry Ratched i Mc Murphy'ego - człowieka, który próbował zmienić terapeutyczne reguły.
Nie dochodząc już kolejnych etapów adaptacji (bo najpierw Kesey, później Wassermrm, wreszcie polski tłumacz - Bronisław Zieliński i reżyser - Zygmunt Hübner), trzeba powiedzieć, że warszawski "Lot" wyeksponował zasadniczy motyw powieści: refleksję nad granicą ludzkiej niezależności, nad granicą wyboru postaw życiowych.
Sceneria szpitala psychiatrycznego umożliwiła Keseyowi wyrazistszą charakterystykę prezentowanych zachowań, zwłaszcza że narratorem jest pacjent Bromden. Surowy osąd norm etycznych okazuje się gestem schizofrenika. Czy to znaczy, że zło, które widzi chory, nie istnieje? Choć Hübner zarzucił formę monologu, lecz zostawił skrótowy, wyostrzony sposób przedstawiania postaci. Rzecz zresztą nienowa, gdyż literatura często korzystała ze statusu choroby umysłowej, by uświadomić bolesną prawdę o naszym "normalnie okrutnym" świecie. Na krawędzi obłędu tropili sens dobra bohaterowie romantyczni. Obłęd bywał azylem, jaki chronił wrażliwców.
Sporo tych uwag zanotował Wasserman. Zdumiony Mc Murphy dowiaduje się, iż biedni, sterroryzowani pacjenci są często ochotnikami. Samorzutnie poddali się bezwzględnej władzy siostry Ratched, bo nie chcieli myśleć na własny rachunek. Płacą teraz straszliwą cenę. Zgubią się wśród urojonych win, kompleksów i będą tylko naśladować cudze gesty. Pedantyczna, coraz okrutniejsza siostra Ratched prowokuje sprzeciw. Zbuntowanym jest nowo przybyły mały cwaniak, awanturnik Mc Murphy. On chciał znaleźć w klinice chwilową przystań, miejsce, gdzie darmo karmią. Na terror reaguje wygłupem, błazeńskimi sztuczkami. Coś jakby zdrowy instynkt uświadamia mu grozę sytuacji. Organizuje superpijaństwo. I już prawie anarchia zwycięża perfidny system przemocy...
Jednak Hübner kończy spektakl gorzkim akcentem. Następca Murphyego Bromden ryzykuje ucieczkę.
W programowej nocie "Od Teatru" czytamy: "Czy ucieczka Bromdena zakończyła się sukcesem? Kesey w swej powieści nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Niektórzy krytycy utrzymują, że swoje wspomnienia snuje w szpitalu. A zatem chwila jego wolności nie trwała długo. Gdyby jednak nawet przyjąć, że nie wrócił on na oddział siostry Ratched, to czy możliwe jest wyzwolenie w świecie, od którego ucieczką była choroba, skoro ten świat pozostał równie okrutny i nieprzyjazny?"
Zresztą pytań nasuwa się więcej. Bardzo niejasna jest postać buntownika. Mc Murphy momentami szlachetny, czuły, ośmiela przecież ludzi, co w siebie nie wierzą i... proponuje totalny bezład. Słusznie więc krytyka wytknęła Keseyowi komiksowy tryb opowieści. Są tam: ironia, szyderstwo, absurdalny humor, realistyczny szczegół, czasem delikatny liryzm. Wszystko jednak uproszczone.
Natomiast Hübner wyjątkowo precyzyjnie opracował poszczególne role. Wprowadziło to dalszą perspektywę sztuki.
Okrucieństwu siostry Ratched dodała Mirosława Dubrawska akcenty tłumionych uczuć, może zawiedzionych nadziei. Bogactwo gestyki, nieustanne ruchy rąk Bronisława Pawlika znakomicie sygnalizują bezradność, w jaką wplątało wykształconego pana Hardinga obyczajowe tabu. Mozolnie uczy się Bromden Franciszka Pieczki mowy. Trwa lekcja powrotu do świata. Zresztą cały zespół świetny. Zaś anonimowe, chłodne wnętrze szpitala (scenografia - Kazimierz Wiśniak) szczególnie eksponuje rozmaite działania aktorskie.
NA zakończenie kreacja, która współtworzy atmosferę szerszego - niż mówi tekst - dyskursu o prawie bycia niezależnym. Wojciech Pszoniak - Mc Murphy. Rzadka impulsywność tego aktorstwa "znakomicie" utrudnia analizę gry. Znakomicie, gdyż warsztatowa perfekcja podlega bez przerwy żywiołowym reakcjom bohatera. Pszoniak powiedział kiedyś w wywiadzie: "żeby nie przerosła mnie reklama". Ale cóż robić przy tak niezwyczajnym aktorstwie? Pisać sucho o technice - znaczy gubić tyle rysów osobowości, które Pszoniak utrwala.