Dokąd płynie Mississippi?
Prapremiera "Mississippi" odbyła się w marcu ubiegłego roku w warszawskim Teatrze "Rampa". I przyjęta została entuzjastycznie. Co ważne: zarówno przez publiczność, jak i przez krytykę. Śmiech, który wywoływała najnowsza komedia Stanisława Tyma był gorzki, ale może właśnie dlatego, iż "Mississippi" nie jest jedynie żartem zręcznie usytuowanym w naszej rzeczywistości, lecz urasta do rangi metafory sumującej doświadczenia III Rzeczypospolitej, tak żywo przyjęto tę sztukę dziejącą się w teatrze.
Teatr jako miejsce, w którym ogniskują się narodowe symbole, ma na polskiej scenie wielką tradycję, że wspomnieć tylko o "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego. Ale Tym, satyryk, mistrz komedii, nie próbuje dystansować klasyków. "Mississippi" jest tedy głównie i przede wszystkim - bardzo zabawną opowieścią zza teatralnych kulis. I dopiero ów realistyczno-satyryczno-groteskowy obrazek, pełen znakomitych dialogów i celnych życiowych obserwacji, staje się, oglądany z większej perspektywy, symbolem naszych polskich absurdów, codzienności mętnej i grząskiej, naszego marszu do przodu... na wstecznym biegu. Ważna, a i z wyczuciem wszelkich norm komediowych napisana sztuka!
Jej dodatkowy walor to aktorstwo - w obsadzie odnajdujemy m.in. nazwiska Jerzego , Zofii {#os#356}Merle, Andrzeja Fedorowicza i... Adama Dzieciniaka, który od wielu miesięcy z ogromnym powodzeniem wciela się w spektaklu w postać dyrektora teatru.