Bezczelna gra z konwencjami
- Podobnie jak w komedii z Marilyn Monroe, Jackiem Lemmonem i Tonym Curtisem, bohaterami są dwaj bezrobotni artyści. W tym przypadku aktorzy. Chałturzą na prowincji, prezentując z miernym skutkiem "skrócone wersje" szekspirowskich dramatów - WŁODZIMIERZ NURKOWSKI o "Pół żartem, pół sercem" w Teatrze Bagatela w Krakowie.
Włodzimierz Nurkowski o "Pół żartem, pół sercem"
Przygotowujesz w Teatrze Ludowym farsę bardzo aktualną w czasach kryzysu, czyli o bezrobotnych artystach...
- Ich bezrobocie niekoniecznie wynika z kryzysu, raczej... z "krótkiego talentu".
Ta farsa nawiązuje bezpośrednio do fantastycznej komedii filmowej Bill'ego Wildera "Pól żartem, pół serio".
- Podobnie jak w komedii z Marilyn Monroe, Jackiem Lemmonem i Tonym Curtisem, bohaterami są dwaj bezrobotni artyści. W tym przypadku aktorzy. Chałturzą na prowincji, prezentując z miernym skutkiem "skrócone wersje" szekspirowskich dramatów. Kiedy bieda zajrzy im w oczy, będą musieli wykorzystać aktorskie umiejętności w życiu. Jednak pewnego dnia uśmiecha się do nich szczęście. Dowiadują się z ogłoszenia że pewna bogata staruszka szuka dwóch swoich siostrzenic, których nigdy nie widziała a którym pragnie zapisać cały majątek. Nasi bohaterowie mają szansę zagrać role swojego życia
Muszą spełnić jeden, drobny warunek...
- Bardzo drobny. Przebrać się za kobiety.
I dalej jest równie śmiesznie jak w komedii "Pół żartem, pół serio"?
- Jest bardzo śmiesznie, ponieważ to jest znakomita komedia zarówno w sytuacjach, jak i w dialogach. Ale jest też podchwytliwa, stąd też nie bez kozery w programie posiłkujemy się Platonem i Janem Kottem.
Błagam, przy farsie darujmy sobie filozofię, choć jak Cię znam, to nie tylko żarty sceniczne były przedmiotem Twoich zainteresowań podczas tej realizacji?
- To prawda choć staramy się na próbach bawić naszą pracą. Nie jest to łatwe, bo sztuka jest piekielnie trudna dla aktorów i wymaga od nich żmudnej pracy. To nie jest klasyczna farsa to nie jest klasyczna komedia bulwarowa nie jest utworem jednorodnym gatunkowa To jest bezczelna gra z konwencjami zaproponowana przez autora który' bazując na relacjach, sytuacjach i postaciach farsowych prowadzi nas w kierunku burleski.
Burleski traktującej pół żartem o płci...
- O ambiwalencji płci. A dlaczego Platon i Jan Kott w programie? Ano dlatego, że tak naprawdę ta farsa w dużym stopniu odnosi się do "Wieczoru trzech króli" i jest wariacją na temat tego utworu. Każda postać ma swój odpowiednik u Szekspira mamy też scenę z tego dramatu. A przebieg akcji naszej farsy zmierza do wystawienia w finale sztuki Szekspira. I tu autor otwiera różne warianty zostawiając wolną rękę reżyserowi. Nie ukrywam, że troszkę poszaleliśmy sobie przy tej inscenizacji korzystając z prowokacji, którą w stosunku do nas wykonuje autor. Poszerzyliśmy owe inscenizacyjne "wycieczki" w stronę różnych konwencji, łącznie ze zbudowaniem narracji rodem z ducha amerykańskiego musicalu. Dla mnie "Deszczowa piosenka" była konstrukcją w największym stopniu inspirującą przy realizacji tego tekstu Krótko mówiąc, budujemy rzeczywistość pastiszowo-parodystyczną korzystając z dość odważnych sposobów.
Niekoniecznie nabijając się z prowincjonalnych artystów?
- Niekoniecznie. Nasi bohaterowie są drugorzędnymi artystami prowincjonalnymi, ale z ambicjami. Pamiętajmy, że od kilkunastu lat grają jednak Szekspira. Że grają nie najlepiej - no cóż, i tak bywa z ambitnymi artystami. Nie stać ich. biedaków, nawet na ta by pojechać na jakiś casting. Ale ważne, że są sympatyczni i zwariowani.