Buffalo Bill
Na próżno szukać go w nowych polskich encyklopediach. A przecież był nie tylko amerykańskim bohaterem ludowym drugiej połowy ub. wieku i ma trwałe miejsce w krótkiej, ale pełnej swoistej romantyki historii Stanów Zjednoczonych, ale przecież kształtował i zagarniał wyobraźnię kilku pokoleń również naszego kontynentu, koegzystując z bohaterami Karola Maya i konkurując nawet z postaciami Londona czy Conrada.
Przemilczać - czy lepiej odkłamać legendę Buffalo Billa, frontowego zwiadowcy podczas amerykańskiej wojny secesyjnej, a następnie dwuznacznego raczej bohatera walk z plemionami Indian na przełomie lat siedemdziesiątych, słynnego "pogromcy wołów", co Williamowi Codyemu przyniosło właśnie przydomek Buffalo Billa, twórcy i aranżera słynnych "Widowisk z Dzikiego Zachodu", które swym rozmachem zaćmiewały nawet starorzymskie widowiska cyrkowe - no więc: odświeżyć tę legendę w jej utrwalonym kształcie czy może przy okazji ją odkłamać? Wydaje się, że wbrew pozorom współczesny autor amerykański Arthur Copit tylko poziomem artystycznym różni się od Neda Buntline'a, fabrykanta brukowych powieści sensacyjnych, który dzięki opisywaniu mniej czy bardziej autentycznych lub fikcyjnych przygód Buffalo Billa zawdzięcza swoją pozycję "klasyka" tej literatury, która w Polsce przetrwała jeszcze do lat przedwojennych (co tydzień nowe zeszyty z przygodami Buffalo Billa zastępowały memu pokoleniu współczesne seriale telewizyjne). A Teatr Powszechny, który sztukę Copita wystawił), poszedł chyba jeszcze dalej w nobilitowaniu i heroizacji Cody`ego niż Buntline i Copit. Wpłynęła na to przede wszystkim obsada: Buffalo Billa gra Stanisław Zaczyk, który od pierwszej już sceny postać tę hamletyzuje. Jego znakomite, precyzyjne, bogate aktorstwo odbiera się zawsze z satysfakcją, w tej roli jednak chciałoby się widzieć kogo innego. Ale oczywiście w inaczej pomyślanym widowisku. Zygmunt Hübner robi widowisko bardzo interesujące, na ostrych kontrastach, chodzi mu jednak bardziej o powiedzenie jak najwięcej prawd gorzkich, bolesnych, odbieranych w kontekście naszej współczesności - bezpośrednio, niż o skonstruowanie widowiska spójnego z różnych elementów niespójnych. Jest wprawdzie cyrk i indiański melodramat, jest stylizowany bez żadnego ironicznego cudzysłowu - i teatralnie czysto zrobiona kopia saloonu, ale właśnie za wiele tu teatralnej stylizacji w tym wszystkim, to tylko blade tło dla ukazania wewnętrznego dramatu Buffalo Billa, który to dramat z kolei ma udźwignąć wiele spraw ogólnych, pierwiastkowych, ważnych zarówno za czasów walczących plemion indiańskich jak i dziś. Sama gorzka ironia nie zabezpiecza dostatecznej nośności dla tego, co chciał przekazać nam, współczesnym, Copit i tego, co chciał nam przekazać Hübner.