Artykuły

"Don Juan". W poniedziałkowym Teatrze TV

A WIĘC mieliśmy znów w Teatrze Poniedziałkowym dużej miary wydarzenie, spektakl czysty w rysunku myślowym, klarowny, precyzyjny w najdrobniejszych szczegółach. Interesujący, żywy spektakl molierowski. Nie trudno zauważyć, że teatr dzisiejszy, a dotyczy to także teatru telewizyjnego, nie zawsze potrafi sobie poradzić z {#au#84}Molierem{/#}, nieczęsto potrafi znaleźć do niego klucz.

Nie ukrywajmy, że Molier we współczesnych realizacjach trochę się jakby skonwencjonalizował, że oglądając niektóre przedstawienia (nie wyłączając tych, na które reżyser miał tzw. odkrywczy pomysł) niekiedy na słowo przychodzi nam wierzyć, że był autorem genialnym. Wydaje się, że nieszczęściem większości przedstawień molierowskich jest stylizacja, wszystkie owe nieznośne już faramuszki inscenizacyjne - udawane meble, karykaturalne, albo nazbyt wypięknione kostiumy, watowane brzuszyska, dolepiane nosy, piętrowa umowność. Bywa, że spoza tej umowności, spoza tej stylizacji nie widać już Moliera, nie widać tego, co w jego tekstach stanowi treści wciąż nas obchodzące.

ZYGMUNT HÜBNER nie bał się zerwać z tą powszechną manierą stylizacji, nie wahał się pokąsać "Don Juana" - jak sam powiedział - "realistycznego" tzn. osadzonego w historycznych realiach epoki i jako postać odczytanego poprzez te realia. Don Juan, który nie jest ani symbolem wcielonego zła, ani też - jak go niejednokrotne interpretowano - symbolem wyzwolonego rozumu, człowieczeństwa rzucającego wyzwanie niebu. Don Juan w przedstawieniu Hübnera był zadufanym pewnym zupełnej bezkarności młodym tankiem, trochę zblazowanym, a trochę jakby poszukującym granic swej bezkarności. Czy nie przypomina to czasami niektórych młodzieżowych "buntów" nam współczesnych? Zasadą postępowania Don Juana jest u Hübnera prowokacja - zdobywać kobiety aby je natychmiast porzucić, zmącić szczęście kochających się narzeczonych, okpić wierzyciela, wystrychnąć na dudka własnego ojca. Odwaga Don Juana jest przekorna, zimna, niedobra - jeśli nawet miała być skierowana przeciwko przesadom i hipokryzji, to przecież w rzeczywistości sprowadza się do łamania nakazów najprostszej przyzwoitości.

Tak to, bez jakichkolwiek zabiegów na rzecz aktualizacji, "Don Juan" objawił się jako utwór nie tak znów odległy od spraw dnia dzisiejszego. Przedstawienie odznaczało się niezwykłą dyscypliną i umiarem środków aktorskich, finezyjnym wyważeniem elementów komediowych i dramatycznych, było też koncertem gry Jana Englerta w roli tytułowej i Wojciecha Pszoniaka jako Sganarela.

BYŁ to duet znakomity, świetnie skontrastowany: Don Juan - nonszalancki, bezwzględny, bezczelnie ironiczny, a jednocześnie nie pozbawiony zuchwałego wdzięku, ktoś kto naprawdę zdaje się głęboko przekonanym, że świat wymyślono dla jego przyjemności i Sganarel, w którym nie było nic z błazna upokarzanego i zbierającego kopniaki, Sganarel liryczny, który mimo swej nieporadnej prostoduszności był w naszych oczach godnym kontrpartnerem Don Juana.

Bez częstego w tej roli patosu zagra szlachetnego ojca Tadeusz Białoszczyński, Elżbieta Starostecka ślicznie wyglądała w roli Elwiry. Na uznanie zasługiwała również scenografia Jana Banuchy, podkreślić tez trzeba wyjątkową staranność realizacji telewizyjnej - rzadką (niestety!) jednolitość fakturalną dokrętek filmowych i scen nagrywanych w studio, piękną kompozycje kadrów, bezbłędne oświetlenie i sposób prowadzenia kamer.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji