Artykuły

Makbet zagubiony i bezradny

- Jestem aktorem, z tego żyję. Dla mnie to naturalne, że jednego dnia jestem aniołem, innego dnia mroczną postacią z tragedii Szekspira - KRZYSZTOF GLOBISZ o swojej roli Makbeta w rozmowie z Justyną Nowicką.

Przeobraził się pan już w Makbeta?

- Jestem przekonany, że wszyscy nosimy w sobie Makbetów, Hamletów, Matkę Courage, takie archetypiczne role teatralne. Każdy człowiek ma w sobie pierwiastki tych wielkich teatralnych postaci, bo przecież one zbudowane są z naszych najważniejszych odczuć. Perypetie się zmieniają, a emocje pozostają. Wystrugałem więc Makbeta z zakamarków własnej podświadomości i próbuję go teraz uzewnętrznić.

Co Makbet wziął z Krzysztofa Globisza?

- Na pewno moją naiwność, jakieś dziecięctwo, które cały czas we mnie tkwi i pozostaje bardzo istotną cechą mojego bycia na scenie. Z tej naiwności bierze się także niezrozumienie świata. Mój Makbet tak naprawdę nie pojmuje tego, co się zdarzyło wokół niego. Nie rozumie, że jeden decydujący gest może pociągnąć za sobą lawinę następnych, tragicznych kroków. Jego dramat polega na tym, że ma świadomość, iż nie jest w stanie zrozumieć zawiłości świata. Jest to także źródłem wielkiego cierpienia. Takiego Makbeta chciałbym zagrać - prostego, ludzkiego, zagubionego, bezradnego.

Kiedy Andrzej Wajda ogłosił, że to właśnie pan zagra tę rolę, było trochę zdumienia. Anioł w Krakowie [ na zdjęciu] - Makbetem?

- Jestem aktorem, z tego żyję. Dla mnie to naturalne, że jednego dnia jestem aniołem, innego dnia mroczną postacią z tragedii Szekspira. Opowiem krótką anegdotę. Przed chwilą rozmawiałem przez telefon z Juliuszem Machulskim, u którego zagrałem niedawno w filmie "Superprodukcja" (to była rola reżysera filmowego, który okropnie się zachowuje, nadużywa brzydkich słów itp.). Na spotkaniu z młodzieżą, referuje mi Machulski, podszedł do niego jakiś chłopiec i pyta: jak to możliwe, że ten sam Krzysztof Globisz, który zagrał u pana tego okropnego reżysera, czyta "Tryptyk rzymski" Jana Pawła II?! No i coś w tym jest... Jako aktor utożsamiam się z różnymi skrajnościami. Pytanie, po której stronie jestem ja sam. Myślę, że po prostu po stronie człowieka, po stronie prostoty, naiwności, wątpliwości. To jest najważniejsze.

Ale ten mrok musiał Andrzej Wajda w panu zobaczyć. Powiedział, że robi to przedstawienie, ponieważ znalazł odtwórcę głównych ról - Iwonę Bielską i pana.

- Prawda jest taka, że ten pomysł jest już w naszym życiu od sześciu lat. Wtedy jednak w Polsce swojego Makbeta pokazał Oskaras Korsunovas. Było to tak niezwykłe przedstawienie, że Wajda odstąpił od swego zamiaru. Nie widziałem spektaklu Korsunovasa, ale wiem, że w niezwykły sposób rozwiązano tam problem wiedźm. Wydaje mi się, że to jest kluczowy temat dla tego tekstu. Bo kim właściwie są wiedźmy? Te, które przepowiadają nam przyszłość? Mogę zdradzić, że w pewnym momencie pracy nad spektaklem pojawiła się koncepcja, iż współczesnymi wiedźmami są... dziennikarze. To przecież media podpowiadają nam dziś pewne rozwiązania. Jest to na pewno jakiś trop, w końcu jednak z tego pomysłu zrezygnowaliśmy. Wydał się zbyt publicystyczny, zbyt realistyczny. W naszym spektaklu to także jest dość mocny znak, choć nie chciałbym przed premierą zdradzać, jaki.

Może Wajda chciał, by pokazał pan słabość Makbeta?

- Powstał właśnie film o Hitlerze, pokazujący słabość dyktatora na chwilę przed śmiercią. Proszę przypomnieć sobie, co media zrobiły z postacią Saddama Husajna. Pokazano obrośniętego, zaszczutego, wyciągniętego z nory tyrana, w poniżający sposób badanego przez amerykańskich lekarzy. Normalni ludzie doznają w tej sytuacji sprzecznych uczuć - z jednej strony mamy świadomość, że obcujemy z potworami, z drugiej, jako ludzie, musimy im współczuć! Pracując nad Makbetem, także to miałem w oczach. "Ważę się na wszystko, co człowiekowi przystoi, na więcej, gdy się kto waży, to być nim przestaje" - mówi Makbet. To bardzo ważne słowa tego dramatu.

Na kilka dni przed premierą widziałam prawie gotową scenografię do spektaklu. Uderzyło mnie, jak zimny, pusty i nieprzychylny jest świat Makbeta.

- Krystyna Zachwatowicz ograniczyła scenografię prawie do zera. Muzyka także sprowadzona jest do kilku dźwięków. Inscenizacja ogołocona została ze wszystkich dodatków, którymi teatr tak chętnie się dziś posługuje, a często ich nadużywa. Odebraliśmy sobie wszystko, poza możliwością rozmowy z publicznością.

Coś chyba wisi w powietrzu, skoro powstaje tyle przedstawień "Makbeta". Zrealizował ten tekst w Niemczech Krzysztof Warlikowski, przygotowuje go teraz Grzegorz Jarzyna w Warszawie. Czym to wytłumaczyć? Sezon na "Makbeta"?

- To poważna sprawa. Powiedziałbym, że żyjemy dziś w stanie wojny, wojny światowej. Zagrożenia są wszędzie, otaczają nas - w telewizji, w gazetach, na meczu piłkarskim. Świat stał się bardzo mały. Dociera dziś do nas każdy objaw gniewu, mamy świadomość każdego punktu zapalnego, wszystkich konfliktów - i z tymi tematami każdego dnia kładziemy się spać. A sztuka Szekspira właśnie tego dotyka. Tego gniewu i konfliktów od strony prywatnej, nawet intymnej. Makbet i Lady Makbet? Wystarczy przypomnieć sobie prezydenckie pary w Ameryce - Hillary i Bill Clintonowie, Nancy i Ronald Reaganowie... Kobiety w życiu polityków to temat niebagatelny. Świat Szekspira nie jest wcale tak odległy od naszych czasów, można nawet powiedzieć, że jest również naszym światem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji