Artykuły

Pytanie bez odpowiedzi

Przedstawienie "Zmierzchu długiego dnia" w warszawskim Teatrze Współczesnym wywołuje niezależnie od wartości samej sztuki i przedstawienia - takie refleksje

ogólniejszej natury. Późna sztuka {#au#825}0'Neilla{/#} reprezentuje tradycyjną, rzetelną szkołę psychologicznej dramaturgii. Nie sposób nie zauważyć w niej mistrzowskiej kompozycji teatralnej, wnikliwości psychologicznej, sprawności w prowadzeniu realistycznego dialogu. Również przedstawienie w

reżyserii Zygmunta Hübnera ma wiele zalet, pominąwszy przeciągnięty ponad wszelką miarę akt drugi, Ale pośród pewnego typu realistycznych (bynajmniej nie lekceważąc metaforycznego wydźwięku dramatu), psychologizujących przedstawień - "Zmierzch długiego dnia" na pewno zajmuje niepoślednie miejsce przez swoją rzetelność teatralną, wiarygodność psychologiczną, w pełni uwierzytelnianą znakomitymi kreacjami aktorskimi (o tym będzie jeszcze mowa).

Jakież więc wątpliwości nasuwają się, kiedy mowa jest o "Zmierzchu długiego dnia" i sztukach lub przedstawieniach temu podobnych? Otóż nie sposób oprzeć się refleksji nad spostrzeżeniem, jak dalece pogłębia się przepaść między tego rodzaju teatrem (mam na myśli zarówno dramaturgię jak i "teatr" w węższym znaczeniu) a awangardą wszelkiej proweniencji, teatrem, uchodzącym za wiodący, żywy, z największymi perspektywami. Bo i jakie mogą być punkty styczne teatru tradycyjnego, realistycznego, dysponującego pudełkową sceną i świetnymi aktorami lecz "świetnymi" w zakresie pewnego typu aktorstwa a - powiedzmy - poczynaniami teatrów, takich jak La Mamma, Bread and Puppet, The Performance Group lub - z bliższych nam doświadczeń, chociażby sztuką Grotowskiego albo poczynaniami teatrów studenckich w rodzaju "Jednym tchem"?

Nie trzeba specjalnie dokładnie analizować tej dychotomii, aby dojść do wniosku, że przedział pomiędzy tymi "gatunkami", "gałęziami" czy jak tam jeszcze nazwać te odrębne formacje - to przedział między odrębnymi światami.

Przy takiej konstatacji rodzi się natychmiast myśl o przeciwstawieniu: skoro oba światy są nie do pogodzenia trzeba opowiedzieć się za jednym z nich. Skoro zachwycam się występami The Performance Group (była w Warszawie), jeżeli właśnie taką poetykę, taki styl teatralny uważam za komunikatywny i adekwatny do mojej wrażliwości, poglądów na świat, do mojego temperamentu wreszcie, to trudno, abym jednocześnie w pełni mógł akceptować "Zmierzch długiego dnia" w doborowym, lecz tradycyjnym wykonaniu aktorskim, w teatrze, gdzie na pierwszym planie jest dialog i psychologia jednostki. Skoro fascynuje mnie Grotowski, powinienem uważać Hübnera za twórcę teatralnych anachronizmów

A jednak...

Te sprawy nie są przecież takie proste. Akceptując jedną poetykę, jeden styl, nawet w pełni opowiadając się za wszelkim nowatorstwem i postępem w sztuce nie sposób przecie w czambuł potępiać wszystkiego, co reprezentuje styl inny, choćby w indywidualnym odczuciu anachroniczny.

Powstaje tu - jako zasadnicza - kwestia kryteriów. Mamy bowiem do czynienia z wartościami kompletnie nieporównywalnymi. Jeśli w "Jednym tchem" - głośnym przedstawieniu studenckiego Teatru Ósmego Dnia z Poznania, wciągała mnie pasja, ekspresja widowiska, w pełni adekwatna do ważkich, także politycznych treści przedstawienia, to przecież nie mogę poszukiwać tego samego w przedstawieniu, powiedzmy, "Fantazego", gdzie główną rolę kreuje Gustaw Holoubek.

I odwrotnie: od wykonawców studenckiego teatru nie mogę żądać doskonałości, finezji znakomitego aktora, wytrawnego praktyka sceny.

Postawiłem w tytule pytanie: czy teatr się starzeje? Starałem się podejść do tego pytania z wielu różnych punktów widzenia. Zasygnalizowałem chwiejność kryteriów i niewątpliwą nieporównywalność pewnych zjawisk w obrębie teatru (co jest charakterystyczne oczywiście także dla wielu innych dziedzin kultury). W świetle tych kłopotów, rzekłbym, metodologicznych, odpowiedź na tytułowe pytanie staje się niemal niemożliwa.

Byłaby ona nie tylko możliwa, ale zapewne także w miarę precyzyjna, gdyby wspomniane zjawiska dały się sprowadzić na jedną płaszczyznę porównawczą: gdybyśmy mogli - mówiąc po prostu - opowiedzieć się zdecydowanie i jednoznacznie za wzorcami teatru awangardowego, poszukującego nowych form, i równie zdecydowanie odrzucić wzorce, proponowane przez, powiedzmy, przedstawienie "Zmierzchu długiego dnia" Eugene 0'Neilla w Teatrze Współczesnym.

I chociaż pytanie: czy teatr się starzeje? - musimy pozostawić bez jednoznacznej odpowiedzi, nie sposób przy okazji nie poruszyć takich aspektów tego przedstawienia, które zdecydowanie wybijają je ponad poprawną przeciętność. Mam na myśli aktorstwo, a przede wszystkim znakomitą kreację Zofii Mrozowskiej, a także udane, pełne psychologicznej prawdy, role Władysława Hańczy, Józefa Nalberczaka i Damiana Damięckiego. I jakakolwiek by nie była odpowiedź na tytułowe pytanie, kwestia wysokiej miary tego aktorstwa pozostanie nie do podważenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji