Smutny Don Juan
Ta komedia najwięcej kłopotów sprawiała zawsze molierowskim komentatorom a i na autora jeszcze za życia, najgroźniejsze ściągnęła burze i prześladowania, do zarzutów bluźnierstwa włącznie. I choć odczytywano ją różnie i rozmaicie interpretowano tytułową postać, świadomie łamiąca ustalony porządek rzeczy - zawsze molierowski "Don Juan" brzmiał ostro i wzbudzał gorące dyskusje.
Telewizja nasza ma już na swym koncie niejednego "Don Juana". Tym razem zobaczyliśmy go w reżyserii Zygmunta Hübnera, z Janem Englertem w roli głównej i Wojciechem Pszonakiem jako Sganarelem,w przepięknej oprawie scenograficznej Jana Banuchy.
W rozmowie poprzedzającej spektakl, reżyser - odpowiadając na pytania Stefana Treugutta - starał się wytłumaczyć jak widzi swojego telewizyjnego bohatera, choć zbyt jednolita i nadto spokojna postać stworzona przez Englerta nie pokrywała się z koncepcją współczesnego playboya. Toteż czytelniejszy wydał mi się on w swym drugim wcieleniu pod maską obłudnika, kryjącego pod szyldem poprawności swe niecne sprawki.
Do odtworzonej postaci Sganarela też chyba żaden dotychczasowy klucz nie pasuje. Wojciech Pszoniak grał raczej kompana niż sługę; zwierciadło, w którym Don Juan lubi się przeglądać. Stąd jego rezonerstwo było jedynie odbiciem wysłuchiwanych tyrad, a cała postać wydawała się raczej rodem z tragedii. Brak mi było zdrowego rozsądku Sganarela i jego plebejskości, buntującej się przeciw pysze bezkarnego panka. A przede wszystkim celnego humoru, który wiąże ten jakże wspaniały, a nietypowy utwór (prozą!) z resztą twórczości wielkiego {#au#84}Moliera{/#}.