Artykuły

Rozczarowanie i podziw

"Tierra de Luz - Trzy kobiety Lorki" w choreogr. Marii Miotk w Teatrze w Blokowisku w Gdansku. Pisze Magdalena Hajdysz w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Inspirowany twórczością hiszpańskiego poety Frederica Garcii Lorki spektakl "Tierra de Luz" dawał ogromne nadzieje, które nie zostały spełnione. Odważna tematyka i przewrotnie potraktowany temat kobiecości w życiu homoseksualisty po brzegi wypełniły salę Teatru w blokowisku. Po spektaklu pozostało rozczarowanie połączone z podziwem.

Po obejrzeniu nowego spektaklu Marii Miotk, tancerki związanej m.in. z Teatrem Okazjonalnym i szkołą tańca La Pasion, poczułam się oszukana. Jak to, to już wszystko? Tylko tyle? Widzowie podnosili się ze swych miejsc z nadzieją, że to tylko przerwa. Okazało się jednak, że o tym spektaklu nie da się tak łatwo zapomnieć. Jego wielką słabością były niewątpliwie przeciągnięte do granic możliwości poszczególne sceny, ale stworzone przez aktorkę obrazy tytułowych trzech kobiet Lorki były piękne, wyraziste i bardzo spójne.

Najpierw, w oparach sztucznego dymu, zawieszona - w jakimś niebycie pomiędzy niebem a ziemią, w białym ni to hamaku, ni to kokonie - pojawia się pierwsza z kobiet. Po długim trudzie wykluwania się, wypada z niego na ziemię bezkształtna, cała w szmatkach i piórach. Wszystko to dzieje się przy granej na żywo muzyce (gitara - Wojciech Szulc i wiolonczela - Karolina Rec), inspirowanej flamenco, której tony przeszywają niezdarne, badające jeszcze swą siłę ciało kobiety ptaka?, motyla? anioła?

Powoli, głęboko przeżywając każdy dźwięk, wyswabadza się ona z krępujących ją materiałów, próbuje poderwać się do lotu, zaczyna tańczyć i oswajać otaczającą przestrzeń. Po chwili znika widzom z oczu, by ukazać się im za kotarą, oświetlona czerwonym światłem, naga. Przeobraża się w kolejną bohaterkę opowieści, zmysłową i tajemniczą. Zaczyna flirtować z muzyką, staje się tancerką flamenco. Jej taniec jest inspiracją dla muzyków, a muzyka - inspiracją jej tańca.

Zza parawanu wychodzi następnie jako trzecia z kobiet Lorki - tancerka flamenco - ognista, dumna i silna, ale bezbarwna. Nie ma ostrego makijażu, suknia, choć z przepychem mnóstwa falban, również pozbawiona jest koloru, a przecież flamenco kojarzy się zwykle z barwami szlachetnymi i głębokimi - choćby czerwienią i czernią. Za to taniec aktorki rozgrzał sceniczne deski do czerwoności. I choć brakowało w nim zgrania z muzykami, rytmu i harmonii, której szukam w każdej improwizacji, to taneczne umiejętności Marii Miotk na pewno zasługują na podziw. Jak powiedział juror jednego ze znanych programów rozrywkowych - jestem więc w stanie niepojętym. Z jednej strony urzeczona ciekawym i odważnym pomysłem młodej tancerki i choreografki i piękną, sugestywną muzyką, z drugiej strony pozostałam z wrażeniem dużego niedosytu.

Spektakl robił wrażenie próby, niedopracowanego jeszcze materiału z dużym potencjałem. Zbyt wiele było scen "wyczekanych", podczas których u widza wzmaga się oczekiwanie i apetyt na jakiś wybuch emocji lub choćby na puentę, których w tym spektaklu zabrakło. Wyszłam z teatru z poczuciem, że nic ważnego się nie stało, a aktorka pozostała w owym kokonie, zawieszona pomiędzy ideą a jej realizacją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji