Artykuły

Nie gwałcimy Szekspira

- W "Wiele hałasu o nic" jest świat okrutny, pozbawiony szacunku do samego siebie, świat, gdzie intryga i manipulacja są metodą dominującą, gdzie ranienie drugiej osoby jest stanem permanentnym - mówi reżyser ADAM ORZECHOWSKI przed premierą w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Rozmowa z Adamem Orzechowskim* [na zdjęciu]:

Mirosław Baran: Ostatnie dwa sezony w Wybrzeżu to przede wszystkim współczesne prapremiery. Trzeci sezon zaczyna pan dwoma spektaklami szekspirowskimi: dziś premiera "Poskromienia złośnicy", w grudniu "Wiele hałasu o nic" w pana reżyserii. Skąd taka decyzja?

Adam Orzechowski: "Poskromienie złośnicy" to premiera w ramach projektu "Wyspa pełna krzyków" - młodzi reżyserzy mierzą się z wybitnymi tekstami, w tym sezonie z epoki elżbietańskiej. Będzie to też pierwszy z cyklu spektakli zerojedynkowych, czyli ze zredukowaną inscenizacją - minimum scenografii, a dominującą rolą interpretacji reżyserskiej i aktorskiej. Ja z kolei przygotowuję "Wiele hałasu o nic" absolutnie nie dlatego, byśmy mieli mocne szekspirowskie otwarcie - po pierwsze: jeszcze nie miałem okazji zmierzyć się z tym rzadko grywanym w Polsce tekstem, po drugie zaś: wydaje mi się, że za jego pomocą mogę coś powiedzieć o świecie, który staje się dojmujący coraz bardziej.

Co chce pan powiedzieć o współczesnym świecie za pomocą "Wiele hałasu o nic"? Na pierwszy rzut oka to sympatyczna komedyjka o miłości.

- Na pierwszy rzut oka faktycznie. Ale u nas tak nie będzie. Gdy widzę, jak daleko teraz odchodzimy od naszego pierwszego czytania sztuki, a to też nie był kierunek "sympatyczna komedyjka o miłości" to cieszy mnie coraz bardziej ten wybór. Nie znaczy to wcale, że dokonujemy gwałtu na Szekspirze, zmieniamy jego intencje. Wczytujemy się w nie coraz głębiej i na tej bazie próbujemy stworzyć pewien świat nie odbiegający od zapisanego przez Szekspira. A w "Wiele hałasu o nic" jest to świat okrutny, pozbawiony szacunku do samego siebie, świat, gdzie intryga i manipulacja są metodą dominującą, gdzie ranienie drugiej osoby jest stanem permanentnym. Oczywiście możemy patrzeć na tan tekst tak, jak czyniono to zazwyczaj: jako miłą i urokliwą błahostkę. Ale w "Wiele hałasu o nic" jest mnóstwo goryczy. Niezwykle ważna jest w tej sztuce pierwsza scena, gdy młodzi ludzie wracają z wojny. Nieważne, jaka to wojna - na konikach i z szabelkami czy ta na słowa i gesty - wojna jest zawsze traumatycznym przeżyciem dla jej uczestników. I ci, którzy z wojny wracają, zawsze przynoszą tę wojnę do domu. Co więcej, u Szekspira nie wiemy, czy ta wojna trwa nadal, czy to okres zawieszenia broni, czy to wojna obronna czy zaborcza. Ale rytm tej wojny nieustannie pulsuje w tym pozornie uspokojonym świecie.

Gdy pan opowiada o "Wiele hałasu o nic" mam wrażenie, że rozmawiamy o ostrym współczesnym dramacie psychologicznym.

- Akurat określeniem "psychologiczny" nie szafowałbym zanadto, chociaż szekspirowscy bohaterowie tak zwane zaplecze psychologiczne zwykle ze sobą niosą. A poza tym się zgadza; myślę o "Wiele hałasu o nic" jako o współczesnej wypowiedzi na bolesne tematy. Choć teksty Szekspira są bardzo silne, często trudno przebić się przez jego na przykład komediowe dialogi, traktujemy "Wiele hałasu" jako opowieść zdecydowanie serio. Choć pewnie będą w spektaklu i takie momenty, które będą nas bawić.

Czy spektakl będzie grany w kostiumie historycznym?

- Nie.

Wcześniej wystawił pan dwie sztuki Szekspira: dwukrotnie "Poskromienie złośnicy" oraz "Wesołe kumoszki z Windsoru". To ostatnie przedstawienie powstało zresztą w Wybrzeżu w 1994 roku. Dlaczego wybierał pan komedie Szekspira, a nie dramaty czy kroniki?

- "Wesołe kumoszki z Windsoru" to mój okres dojrzewania do teatru, realizując je byłem zdecydowanie za młody, dzisiaj zrobiłbym zupełnie inny spektakl. Powstały one zresztą w zdecydowanie innym momencie i w teatrze, i naszym kraju. A "Poskromienie złośnicy" to znakomity tekst, z błyskotliwymi dialogami, widzowie bardzo te poskramiania lubią. Fabuła, pozornie prosta, po wnikliwszym przeczytaniu wcale taka oczywista nie jest. Wszystkie zresztą szekspirowskie komedie mają posmak raczej gorzki i gdy nie ulegnie się uwodzicielskiej sile powierzchownych atrakcji, można nimi znakomicie opisywać nasz świat. Nie tylko krwawe dramaty i kroniki mogą dostarczyć narzędzi i barw do takiej próby.

*Adam Orzechowski - reżyser, dyrektor Teatru Wybrzeże. W tej chwili pracuje nad spektaklem "Wiele hałasu o nic".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji