Artykuły

Dowód bez ryzyka

"Dowód" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Barbara Hirsz w Trybunie.

Rozumiem, dlaczego Krystynie Jandzie, szefowej Polonii, spodobał się dramat Davida Auburna. Jest tam przepis na sztukę i życie po amerykańsku. "Dowód" to melancholijna opowieść o tajemnicy egzystencji wykorzystująca modne tematy. Zagadkę "pięknego umysłu" i choroby psychicznej, dziedziczenie, konflikt "starych" i "młodych", a obok spraw obyczajowych ostateczne: cierpienie, miłość, śmierć. Jeszcze dodać aktorskie gwiazdy i jest sukces.

Rozumiem, dlaczego utwór wyreżyserował Andrzej Seweryn. Ten mistrz teatralnej kuchni nie ukrywa swojego artystycznego credo, jakim jest umiejętność wzruszania i zabawiania widza. Potraktował broadwayowski tekst jako pole dla warsztatowca, który biegle poprowadzi dramat psychologiczny w tonacji intymnej. Zarysuje wyraziste, niemal dotykalne portrety ludzi Konfliktom nada rumieniec prawdy. Czyli wprawną dłonią pomiesza sztukę i życie.

W istocie realizatorzy dbają o dramaturgiczną matematykę. Zręcznie ważą śmiech i łzy. Kierują emocjami widowni nie pozwalając zboczyć akcji w brutalną szczerość, ból, ostrą histerię. Ale też nie podejmują ryzyka zaatakowania ani sztuki, ani życia.

Mamy tu bardzo znane twarze. Ale kreacje takie sobie, mało odkrywcze, naskórkowe. Nikt nie dotarł do ukrytej głębi postaci. Do ciemnych zakamarków psychiki. Wszystko rozgrywa się w dziwnym domu, w którym dzieją się niesamowite rzeczy Ciągle czuje się tu obecność zmarłego ojca. Oglądamy Marię Seweryn w roli dziewczyny, która dziedziczy po ojcu, genialnym schizofreniku, zarówno talent, bo opracowuje nowy dowód matematyczny, jak i skłonność do choroby. Paradoksalnie nieposkromiona emocjonalność aktorki mogłaby sprzyjać odmalowaniu tajemniczości bohaterki, która odnosi zwycięstwo nad własnym chaosem i mrokiem. Lecz w całej partii razi gra utrzymana w bezpiecznych ramach stereotypu i brak przejmująco ludzkiego obrazu.

Czekamy na jakiś gest, który ma nami wstrząsnąć, poruszyć. Ale ten moment nie nadchodzi nawet wraz z pojawianiem się kolejnych postaci. Joanna Trzepiecińska jest piękna, ciepła, przystosowana do życia i drobnomieszczańska. Ale konflikt obu sióstr, ich przeżycia, ich wzajemny stosunek, ich nieustanne rozmijanie się - to wszystko przebiega bez wyszarpywania zadry z serca.

Ojca, którego osobowość silnie zaciążyła nad losem rodziny i nad całym domem, gra Andrzej Seweryn. Wiodącym pomysłem na to przedstawienie jest koncepcja ojca istniejącego tylko w psychice utalentowanej córki Jako projekcja psychiczna pojawia się on w retrospektywach oraz jako widmo. I uwikłany zostaje w proces duchowy dziewczyny określającej własną osobowość. Duch, który przez cały czas krąży po domu, pije alkohol, pali papierosy, zjawia się po raz ostatni niczym symboliczne wezwanie śmierci, gdy córka usiłuje popełnić samobójstwo. Gdy dziewczyna zaczyna wracać do świata - widmo odchodzi. Tb już było. Bardzo to anachroniczny pomysł na postać symboliczną, zdarty na przełomie wieków przez inscenizację modernistyczną. Seweryn w tej roli odkurza dziewiętnastowieczną szkołę nieobecnego bycia. Szkoda, że jako sternik całości pokazuje szkołę nieobecnej reżyserii - bez ambicji odkrywania nowych lądów.

Powiada Wyrozumska: w porównaniu pracy teatralnej do kulinarnej tkwi ostrzeżenie. Mistrz kuchni bierze do ręki materię żywą, ale produkuje martwą.

Jednak i w sztuce jak w życiu przydaje się trochę pięknego szaleństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji