Artykuły

Nowy Mizantrop

"Zapewne, że ten tylko, co dziś dworu blisko,

Może zdobyć zaszczyty, rangę, stanowisko;

Lecz, kto umie się wyrzec tej szczęśliwej doli.

Oszczędza sobie nieraz dość niemądrej roli. Nie potrzebuje możnym wciąż palić kadzideł,

Ni wychwalać przed nikim nikczemnych wierszydeł.

Zwijać się w komplementach dla lada jejmości,

I szczebiotem fircyków przyprawiać o mdłości..."

To naturalnie Molier. Fragment "Mizantropa". Oczywiście, wierszem. Trzynastozgłoskowcem. W tłumaczeniu Boya (r. 1912). Z oryginału, pisanego klasycznym aleksandrynem. Ale "Mizantrop" - wystawiony ostatnio w Teatrze Kameral­nym, a reżyserowany przez Zygmunta Hübnera - został na­pisany niedawno, i do tego prozą. Przez Jana Kotta. Został napisany, albowiem trudno w tym wypadku mówić o nowym tłumaczeniu, nawet - gdyby formę wierszowanego przekładu zastąpiła w miarę wierna Molierowskim strofom - proza. W ten sposób za póśrednictwem Kotta otrzymaliśmy Nowego "Mizantropa". Tu jednak trzeba od razu powiedzieć, że ów "Nowy Mizantrop" bynajmniej nie przestaje być własnością Moliera, aczkolwiek jest to własność niepełna. Zresztą wcale nie pomniejszona. Po prostu przystosowana do aktualnego otoczenia w czasie i przestrzeni, tak - jak częste spotykamy stare zabytki architektury, z autentycznymi fasadami i elementami konstrukcji - których wnętrza urządzone zgodnie z potrzebami użytkowymi oraz smakiem estetycznym ich współczesnych mieszkańców. Wyposażenie bowiem, utrzymane w stylu samej budowli - więcej prezentowałoby cech muzealnych, aniżeli zamierzonej celowo - użytkowości.

W o l n y przekład "Mizantropa", dokonany przez Kotta jest świadomym zamysłem rezygnacji z wartości "muzealnego stylu" w języku i anegdocie tego arcydzieła Moliera.

Skoro padło już słowo: arcydzieło - więc można by za­pytać, czy zabieg pisarski Kotta, dowolnie kształtujący materię dramatu - nie przekracza dozwolonych granic pomiedzy tłumaczeniem z wiersza na prozę oraz wymiany wielu kwestii sztuki - na co najmniej inny tekst? Bo przecież ten Nowy "Mizantrop" znacznie różni się od pierwowzoru. I jego autorem jest bardziej Kott niż Molier. Wprawdzie już dawno - prowadzono zażarte spory o Moliera-stylistę, któremu krytycy zarzucali wręcz mierność stylu, zwłaszcza w utworach pisanych wierszem - ale dyskusje te dotyczyły jedynie styli­styki, a nie sformułowań z zakresu anegdotycznego, prowadzenia akcji poprzez jej wyraz treściowy, czy wartość tnaczeń w ich oryginalnym brzmieniu.

Sądzę, że przecinając z góry wszelkie zastrzeżenia wobec braku wierności Kotta dla Moliera - trzeba postawić spra­wę jasno. Jakiekolwiek by nie narzucały się wątpliwości w związku z jego dowolnym przekładem Mizantropa - ów przekład z pogranicza adaptacji charakteryzuje się dobrym smakiem literackim i zgrabnością dialogów, często przewyższającą stare tłumaczenia Boya - a przede wszystkim aktual­nie celnym dowcipem, pomimo niekiedy dość ryzykownych i dwuznacznych point. Czasem wprost naciąganych w ich wymowie - przez zbyt daleko sięgające uogólnienia. Lecz w całości zgódźmy się z wypowiedzią programo­wą Kotta (zresztą przedrukowaną z "Dialogu" nr 2/1966) - w której przytacza on przekonywające argumenty za odnowieniem formalno-treściowym "Mizantropa", jako "próby zanlezienia nowego stosunku do Moliera" - z zaznaczeniem, że próba ta nie jest "niczym więcej". Zakończenie tego oświadczenia wydaje się przekorne. Ale pozostańmy przy nim, gdyż zabawa - jakiej Kott dostarcza widowni poprzez współcze­sny koloryt swego Mizantropa - może być dobrą zabawą z Molierem, satyrykiem ponadczasowym. Co chyba należy zaliczyć Kottowi na karb jego zręcznego opracowania, z za­chowaniem odświeżonych - ale nie wypaczających Istoty oryginału - walorów arcydzieła tego mistrza komedii.

Nie ulega kwestii, że Molier w tym wydaniu jeszcze bardziej zyskał na atrakcyjności dla współczesnego odbiorcy. Nawet, jeśli ten nie odczyta do końca dodatkowych aluzji na temat "Salonu literackiego" u Celimeny - jako zakulisowych spraw pisarskiego srodowiska - karykaturalnej, rodzimej rzeczywistości. To raczej marginesowe smaczki.

Do dobrej ostatnio passy Teatru im. Heleny Modrzejew­skiej - prócz wyróżnień z wrocławskiego festiwalu - dołącza się więc jeszeze jeden sukces artystyczny. Po­zycja rzeczywiście zasługująca na baczniejszą uwagę. Zwłasz­cza, że kierownictwu tej sceny trzeba przypisać również ini­cjatywę: zamówienia tak niecodziennego przekładu świetnej sztuki z klasycznego repertuaru - która uzyskuje w pełni rangę sztuki współczesnej, przez swój poszukiwawczy kształt artystyczny. Bo oczywiście nie fakt zagrania "Mizantropa" w ubiorach współczesnych świadczy o aktualności wymowy spektaklu. Świadczy o tym natomiast to, co trafnie podkre­śla Hübner w swojej wypowiedzi - iż "nie chodzi tylko o powtórzenie znanej prawdy, że "dwór" nie obumiera razem z upadkiem monarchii. Z królem można się uporać, ale dwór odradza się mimo zmienionych warunków. Zachowuje wszakże pewne szczególnie antypatyczne cechy "gatunkowe": lizu­sostwo, giętkość kręgosłupa wobec możnych, połączoną z bezczelnością wobec słabych..."

Hübner - jako reżyser punktował też ów ton społecznej komedii - niezależnie od komediodramatu samego Mizantropa-Alcesta, odludka - który chcąc mówić wszystkim praw­dę, popada w konflikt z otoczeniem; ale w swych ludzkich, społecznych cnotach - bezkompromisowości i godności, staje się w końcu wyobcowanym egotystą. A także ośmieszoną ofiarą namiętności płochej dziewczyny, współczesnej przedsta­wicielki "zwycięskiej" młodzieży.

Spektakl miał kapitalną wręcz sprawę scenograficzną salonu-puszczy zaprojektowaną przez Lidię Minticz i Jerzego Skarżyńskiego - gdzie rozgrywała się tragikomiczna akcja, jak w świecie zwierzęcym. Rolę Alcesta grał reżyser. Hübner-aktor stworzył tu wyróżniającą się psychologiczną konsekwencją postać pedanta walczącego beznadziejnie z nieporządkiem świata. Bardzo interesującym portretem wewnętrznym i zewnętrznym filozoficznego ironisty - stał się Filint Marka Walczewskiego, zaś warte odnotowania role z galerii obłudników, ważniakow i lizusów "dworskich" (Oronta, Akarta oraz Klitandra) przypadły - Januszowi Sykuterze, Kazimierzowi Witkiewiczowi i Henrykowi Błażejczykowi. Celimena w ujęciu młodej studentki PWST, Krystyny Chmielewskiej - świetna optycznie, wykazywała jeszcze znaczne braki warsztatu scenicznego, im dalej wkraczała w "gąszcz gry", co szczególnie uwydatniało się na tle efektownych epizodów Anny Seniuk (Elianta) i Ewy Lassek (Arsena), czy wreszcie Zofii Więcławówny (Gospodyni). Pokojówkę Celimeny oraz Woźnego grali - Margita Dukiet i Kazimierz Kaczor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji