Artykuły

L2 czyli wspólna kultura

Dzieli nas tylko 200 kilometrów i aż jedna granica. Do Lwowa jest nam bliżej niż do Krakowa, ale na weekend w pięknym mieście przeważnie wybieramy naszą dawną stolicę. Od 2004 roku jesteśmy nawet miastami partnerskimi, jesteśmy swoimi najbliższymi sąsiadami... a najczęściej wiemy o sobie niewiele. Jak to zmienić? Jednym z pomysłów jest "L2. Potęgowanie kultury Lublina i Lwowa - pisze Michał Miłosz Zieliński w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Gdyby historia Polski potoczyłaby się inaczej, współczesny Lublin patrzyłby na Lwów jako na jedno z tych miast, którymi chcielibyśmy być, ale nie możemy. Ba, kto wie, czy podobnego problemu nie miałby Poznań lub Kraków. Wojna zmieniła jednak bieg historii i dziś o Lwowie myślimy najczęściej jako o pamiątce przeszłości. Każda wycieczka przemaszeruje przez Cmentarz Łyczakowski do Cmentarza Orląt Lwowskich, zwiedzi kościół oo. Dominikanów czy też zajrzy na rynek. W programach dwu- lub trzydniowych wyjazdów jest też czasem wątek kulturalny: opera. Pokaz o 15, grany dla szkół przez trzecioligowy zespół. W ten sposób Lwowa poznać się nie da, dlatego też obawiam się, że na pytanie co lublinianie wiedzą na temat naszego miasta partnerskiego, można odpowiedzieć, że najprawdopodobniej niewiele. Można również założyć, że w drugą stronę jest podobnie - część Ukraińców, z którymi rozmawiałem, nigdy nie zawitało do naszego kraju, część z nich nawet nie wiedziała o Lublinie. Wymiana kulturalna między tymi dwoma miastami partnerskimi ma dużą szansę zmienić ten stan. To także doskonały sposób na promocję - Lublina we Lwowie i Lwowa w Lublinie. Projekt "L2. Potęgowanie kultury Lublina i Lwowa." jest pierwszą realizacją powyższej idei na tak dużą skalę. Mam nadzieję, że jest to także tylko przetarciem szlaku.

Dwa cele L2

Już we wstępnych założeniach projektu jego pomysłodawca Rafał Koziński zaznaczał, że chce doprowadzić do dwóch sytuacji. Pierwszą z nich jest wymiana kulturalna pomiędzy Lublinem a Lwowem, czyli najpierw my prezentujemy się we Lwowie, a potem, za kilka miesięcy - Lwów przyjeżdża do Lublina. To z resztą nie koniec, bo dzięki projektowi L2 nasi wschodni sąsiedzi będą u nas gościć częściej: 4 grudnia, na Studenckim Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym Kontestacje 2008 wystąpi po raz pierwszy Lwowski Akademicki Teatr im. Lesia Kurbasa. Kilka dni później, w Hadesie odbędzie się polska edycja lwowskiego festiwalu jazzowego - Jazz Bez. Oprócz wymiany kulturalnej pomiędzy oboma miastami projekt L2 miał jeszcze jedno zadanie - zintegrować środowisko młodych artystów Lublina. Pozostaje zatem pytanie - na ile udało się zrealizować oba założenia.

Organizacja

Pomysł był prosty. Zapakujmy szwadron artystów, animatorów i dziennikarzy do jednego autobusu i wyślijmy ich na wschód z misją prezentowania lubelskiej kultury... Pomysł atrakcyjny i nic dziwnego, że środowisko przyjęło wyzwanie z dużym entuzjazmem. Większość rozmów ze znajomymi twórcami zaczynała się od pytania: jedziesz do Lwowa? Tą samą pozytywną energię było widać w autobusie, gdzie chwilami wręcz wrzało. Ci, którzy z jakichś powodów nie załapali się na wspólny transport często decydowali się na wyjazd na własną rękę. Owo zaangażowanie i entuzjazm wszystkich zaproszonych warto docenić, nikt bowiem za swoją pracę nie wziął ani grosza, dla wszystkich wystarczył darmowy przejazd, nocleg i jedzenie. Organizacyjnie wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik... przynajmniej na początku. Potrzebne na granicy papiery zostały przygotowane wcześniej przez organizatorów, przez granicę ukraińską przejechaliśmy zadziwiająco sprawnie (za sprawą rozlicznych pism urzędowych wystawionych przez obie strony zaangażowane w projekt), również z zakwaterowaniem nie było problemów. Schody zaczęły się w momencie zagłębiania się w ukraińską rzeczywistość. To co zostało ustalone wcześniej z naszymi gospodarzami w magiczny sposób przestało obowiązywać w momencie przekroczenia drzwi teatru czy klubu. Organizatorów wystaw w Teatrze Municypalnym nie wpuszczono na czas, w klubie z trzech sal udało się na stałe przejąć jedną. Dla części artystów problematyczne były warunki w których musieli grać (np. dziewczyny z Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej wyciągnęły ponoć ze sceny kilkadziesiąt wystających gwoździ). Koniec końców nawet zapalenie światła w sali, w której demontowano wystawy okazało się niemożliwe. Podsumowując... partyzantka. Walka z materiałem mogłaby być ciekawym przeżyciem i grą wartą świeczki, gdyby nie promocja L2 we Lwowie. Pierwszego i drugiego dnia, w trakcie spaceru po Lwowie udało mi się wytropić trzy oplakatowane miejsca, ulotki widziałem tylko w tych przestrzeniach, w których odbywały się wydarzenia artystyczne. Od poznanych Ukraińców dowiedziałem się, że promocja w mediach była słaba (jeśli w ogóle była, bo każdy z moich rozmówców dowiedział się o L2 z innych źródeł).

Program

L2 skupiał się na sztuce młodej i niezależnej, prezentując bardzo szeroki jej przekrój. Tak więc lwowianie mieli okazję zobaczyć lubelskie spektakle, działania parateatralne, pokaz mody, performances, obrazy, rzeźby, plakaty, instalacje, mogli porozmawiać i zapoznać się z polskim filmem, a także posłuchać naszych dokonań muzycznych oraz pójść na imprezy klubowe... Tyle że akurat ta część okazała się być mocno okrojona, bowiem impreza Redekonstrukcji została przerwana w połowie przez menadżera klubu, a po tym starciu do imprezy From Dub To Dub już nie doszło. Niemniej jednak wachlarz zaproponowanych wydarzeń był bardzo szeroki, pozostaje pytanie: jak z jego poziomem? O polskim (nie tylko lubelskim) offie można powiedzieć, że jego wartość artystyczna jest... delikatnie rzecz ujmując, zróżnicowana.

Tak też było we Lwowie - obok wydarzeń ciekawych i na wysokim poziomie artystycznym pojawiły się rzeczy słabsze czy też żenujące. Mnie do gustu przypadła przede wszystkim wystawa zbiorowa zorganizowana w Teatrze Municypalnym (dobry wybór artystów i ciekawe zderzenie prac ze zdewastowaną przestrzenią teatru). Strzałem w dziesiątkę był także pokaz prac designerskich Jarosława Koziary (właściwe wydarzenie na właściwym miejscu - do galerii Dzyga lwowianie autentycznie walili tłumami, najczęściej całymi rodzinami), równie dobrze - po raz kolejny z resztą - oglądało mi się Kosmos Lubelskiego Teatru Tańca. Dwa mocne wejścia miały Sambasimy. O paradzie już pisałem, ale tego samego dnia koncert odbył się też w klubie Domsy, w którym przemarsz grających sambę muzyków filmowało kilkadziesiąt telefonów komórkowych.

Pewnym szokiem dla przebywających w tym klubie gości był także świetny pokaz mody Elbruzdy - mam wrażenie, że nikt z nich nie spodziewał się takiej stylistyki i takiego sposobu prezentacji. Menadżer klubu znowu wyglądał na przerażonego. Sukcesem zakończył się pokaz filmów Kinoteatru Projekt - na sali potrzebne były dostawki a widzowie chętnie brali udział w poprojekcyjnych dyskusjach.

Jeśli chodzi o muzykę, warto wspomnieć jeszcze o niezłym występie formacji Dwootho. Spaleni Słońcem zrazili mnie wyborem filmu (to 5 aranżacja muzyczna grana na żywo do filmu Nosferatu), ale być może lwowianie nie mieli tego problemu. Samo "taperowanie" do filmu było sprawne i generalnie częściej słuchałem samej muzyki niż próbowałem śledzić jej współgranie z filmem.

Oprócz tego przyjemnie zaskoczył mnie spektakl Instytutu Improwizowanego, który prostym pomysłem fajnie rozruszał salę i przełamał barierę językową. Obawiam się, że w przypadku niezłych monodramów Przemka Buksińskiego tejże bariery przełamać się niestety nie udało - z rozmów po spektaklu wynikało, że widzowie nie do końca mogli połapać się w jego treści.

Mniej przekonał mnie projekt interdyscyplinarny "Folwark Zwierzęcy", a poziomem "działań performatywnych" przygotowanych przez Tekturę byłem przerażony.

Podsumowując. Rozumiem, że przygotowując imprezę prezentującą tak zróżnicowane środowisko trudno jest dokonać selekcji, niemniej jednak taka selekcja jest niezbędna. Nie ma sensu pokazywać w obcym mieście rzeczy na niskim poziomie bądź niezrozumiałych. W ten sposób można tylko zrazić ludzi do kultury naszego miasta a także spowodować, że znudzeni czy zmęczeni jakimś wydarzeniem na następne już nie przyjdą. Myślę, że przycięcie programu o kilka wydarzeń pozytywnie wpłynęłoby na odbiór całości

A co na to lwowianie?

Jest mi bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie, przede wszystkim dlatego, że Lwów nie za bardzo miał szansę się o nas dowiedzieć. Za sprawą fatalnej promocji i nienajlepszego doboru miejsc na niektórych wydarzeniach artystycznych na sali znajdowało się tylko kilku lwowian. Z kolei imprezy które działy się w Klubie Roberta Domsy zderzały się z profilem tego miejsca oraz poważnym oporem jego menadżera. Tak też koncerty, imprezy klubowe i wizualizacje musiały konkurować o - przypadkowych - widzów z pokazywanym na telebimach kanałem sportowym. Jak widać, sytuacja nie wyglądała za dobrze, niemniej jednak z rozmów, które udało mi się przeprowadzić z kilkoma lwowianami, którzy byli na większości wydarzeń odbywających się w ramach L2 widać było, że o ile z oceną pojedynczych wydarzeń jest różnie, o tyle cały pomysł się podoba.

Funkcja integracyjna

Wyjazd do Lwowa miał także za zadanie zespolić środowisko lubelskich artystów. Na efekty wyjazdu trzeba będzie zapewne poczekać, ale mam nadzieję, że po L2 nawiążą się nowe współprace pomiędzy artystami, którzy wcześniej mogli nie wiedzieć nawet o swoim istnieniu.

Do L2 można mieć poważne zastrzeżenia - kilka osób po różnych sytuacjach konfliktowych w ogóle odmówiło wystąpienia, inni występowali w iście partyzanckich warunkach. Technicy i osoby zajmujące się sprzętem rwali włosy z głowy, bo współpraca z technikami ukraińskimi okazała się być pełna niespodzianek i pól minowych. Do tego dochodzi jeszcze wspomniana promocja i dobór sal. To wszystko nie wygląda za dobrze, jest jednak dość istotne "ale". Ośrodek Animacji Kultury Centrum Kultury w Lublinie organizował takie wydarzenie po raz pierwszy, wchodząc na zupełnie niezbadany grunt. Po tym, co zobaczyłem w trakcie wyjazdu mogę się domyślać, że współpraca ze Lwowem może być trudna i bez wątpienia wymaga przeprogramowania myślenia, dostosowania się do sposobu pracy partnera. Oczywiście tak daleko posunięte problemy techniczne są niedopuszczalne, w postępowanie właścicieli Klubu Roberta Domsy wręcz trudno uwierzyć, ale to wszystko da się już przewidzieć przy następnym takim wyjeździe. Dlatego bardzo bym chciał, żeby projekt L2 przetrwał... pod warunkiem, że polscy organizatorzy wyciągną konstruktywne wnioski z tego wyjazdu i znajdą sposób na wpłynięcie na stronę ukraińską. Bo potencjał w obu partnerskich miastach jest i warto walczyć o wspólne działania kulturalne...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji