Nudna (niestety) premiera w Krypcie
"Love boutique" w reż. Pawła Niczewskiego w Teatrze Krypta w Szczecinie. Pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.
Nowy spektakl w Teatrze Krypta nie jest ani komiczny, ani dotkliwy, ale zwyczajnie nudny.
Polską prapremierę sztuki światowej sławy austriackiego dramaturga Petera Turriniego Teatr Krypta przygotował na Dni Teatru i Dramatu Austriackiego.
Wnętrze Krypty zmienia się w sklep z akcesoriami erotycznymi. Sprzedaje tu 55-letni mężczyzna. Do sklepu wchodzi 45-letnia kobieta. Rozmowa między sprzedawcą a klientką szybko staje się dialogiem między mężczyzną a kobietą, w której na jaw wychodzą problemy i frustracje obu płci.
Napisana dosadną frazą sztuka Turriniego stosunki damsko-męskie sprowadza do szarpaniny płci: kłamstw, rywalizacji, pułapek zależności, za którymi po obu stronach kryje się gorzki smak z chybionego życia i braku prawdziwego uczucia.
"Love boutique" jest w gruncie rzeczy tekstem schematycznym i przeciętnym, który w dyskurs stosunków damsko-męskich nic nowego nie wnosi.
Jednak w tym materiale na kameralny teatr na dwie role tkwi duży potencjał do grania. Aktor i aktorka mogą bawić i dotykać, szarżować i olśniewać. Tymczasem w szczecińskim przedstawieniu są nijacy, nieciekawi, nieporadni. Wydają się nie do końca zorientowani, po co wychodzą na scenę.
Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska pod powierzchownością kreacji gubi dramat swojej bohaterki. Jacek Piątkowski subtelniej zarysowuje postać, ale też razi jednostajnością.
Na scenie brakuje też napięcia erotycznego między bohaterami, o które tu aż się prosi.
Uwagę widza napędza więc jedynie celebrowanie przez bohaterów seksualnego asortymentu znajdującego się w sklepie. Na scenie aż kolorowo jest od wibratorów, dmuchanych lal i serduszek. W teatrze tyleż to efektowne, co głupiutkie.