Artykuły

WROSTJA. Dzień drugi

O Międzynarodowych Wrocławskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora pisze Hubert Michalak z Nowej Sily Krytycznej.

Drugiego dnia festiwalu udało mi się obejrzeć jedynie przedstawienia wieczorne, grane w siedzibie teatru wrocławskiej PWST. Na dwóch scenach przy ulicy Braniborskiej odbyły się trzy prezentacje mężczyzn: jedna nawiązywała do wielkoformatowej postaci filmowej, druga do wielkiego bohatera literackiego, trzecia wreszcie była biograficzną interpretacją losów historycznie istniejącej postaci.

Najciekawszą propozycją wieczoru był zdecydowanie spektakl brytyjskiego aktora Pipa Uttona, "Chaplin". Przez dziewięćdziesiąt minut starszy pan niepodzielnie władał sceną, na oczach widzów przedzierzgając się w Charliego Chaplina: bielił twarz, zakładał perukę, doklejał charakterystyczny wąsik, wreszcie zakładał kostium i ikoniczny wręcz melonik. Iluzja była dość silna. Grając z poczuciem iluzji Utton podchwytliwie pytał: "Kogo przyszliście zobaczyć?", "Kto was bawi?". Czy bawi nas aktor, czy Chaplin, czy aktora odniesienie do Chaplina? Czy w ogóle nas jeszcze bawi?

Naśladowanie sposobu poruszania się, mimiki twarzy Chaplina, niemal wcale nie wchodzi tu w grę. Gra między iluzją a realnością jest znacznie ważniejsza, niż przytaczanie anegdoty; charakteryzacja "na Chaplina" to środek wspomagający cel. Innym zabiegiem kierującym uwagę na takie myślenie o spektaklu jest wykorzystanie projekcji i mistrzowskie, precyzyjne połączenie ich z żywym planem: na ustawionym na scenie ekranie wyświetlany jest czarno-biały, niemy film z Uttonem-Chaplinem. Gdy bohater wchodzi w kadr, dzieje się to równocześnie ze zniknięciem aktora za ekranem. A już majstersztykiem - i powodem do śmiechu widowni - jest nagłe pojawienie się postaci w centrum kadru i zniknięcie żywego aktora za ekranem przy pomocy zamaskowanego przejścia w środku białej płachty. Precyzją, dopieszczeniem drobiazgu i wzrokiem - przejmującym, bolesnym, zdecydowanie nie komicznym - buduje Brytyjczyk rolę Chaplina. Rolę, której trudno nie uwierzyć, choć wiemy - i jest nam to nieustannie przypominane - że to tylko przyjmowana na krótko, niepewna, cudza skóra.

Prezentowany wkrótce po nim, z niewiadomych przyczyn opóźniony o pół godziny pokaz "Hamleta" w wykonaniu Arama Hovhannisiana mógłby otrzymać podtytuł: "jak nie wykorzystać posiadanych sił i środków, sugerując ich eksploatację". Bo rzeczywiście, pozornie aktor korzystał ze zróżnicowanej, wielorakiej ekspresji, niby wyzyskał wszelkie możliwości, jakie dawała mu zawieszona na sznurach, wytrzymała chusta (jedyny element scenografii, na którym bohater wieszał się, huśtał, w który się owijał i który traktował jak swoje okrycie), z tego wszystkiego jednak, poza udziwnieniem monologu i dodaniem do niego kilku działań fizycznych na granicy akrobatyki, nie sposób wyczytać głębokich sensów wpisanych w przedstawienie. Nie tylko głębokich zresztą. Mroczny, niełatwy w odbiorze (choćby już dlatego, że oparty na słowie) spektakl kończy się ot tak, w pięćdziesiątej minucie, choć mógłby z równym skutkiem skończyć się w dziesiątej czy dwudziestej trzeciej.

Obiecujący początek (powolne wejście aktora w oparach scenicznego dymu, w kapeluszu przypominającym kowbojski) nie rozwinął się nijak. Tekst wypowiadany ze sceny stanowił wyjątki z dzieła Szekspira, te, które w oryginale rzeczywiście wypowiada książę Danii. Ich układ nie był jednak chronologiczny, jak refren powtarzał się fragment "Być, albo nie być", często zmieniało się miejsce akcji, uwydatniane jedynie w słowach. Hamlet zwracał się bezpośrednio do widzów, jednak nic z tego nie wynikało. Przedstawienie nie powiedziało o najbardziej rozpoznawalnym bohaterze Szekspira niczego, czego byśmy nie wiedzieli już po lekturze tekstu. Same ewolucje z chustą, choćby ta świeciła i wygrywała duńskie tańce z epoki (w armeńskim przedstawieniu, na szczęście, tak się nie stało), nie "zrobią" spektaklu, szczególnie o tak obciążonym znaczeniami bohaterze.

Ostatnią propozycją wieczoru było "Jestem swoją własną żoną", którego wykonawcą był Pavol Smolarek, aktor czeskiego teatru Leti. To "one wo/man show", jak reklamuje go teatralna ulotka. Aktorowi wystarczają mądrze ustawione światła, szafka z rozkładanym lustrem i głęboki fotel. Historia, choć brzmi dziwnie, jest prawdziwa (w każdym razie jako taka jest zawsze przedstawiana). Oto okazuje się, że właścicielka jednego z niemieckich muzeów, Charlotte von Mahlsdorf, jest w rzeczywistości transwestytą. Na rozmowę o pierwszych doświadczeniach własnego ciała, latach wojny i powojnia, namawia ją Doug Wright, młody amerykański literat. Monolog Charlotte (w dawnym życiu: Lothara Berfelde) stanowi trzon widowiska.

Czeski aktor mieni się wcieleniami. Jego transformacyjność opiera się na zmianie postawy ciała, mimiki, ale przede wszystkim - na głosie. Konstruuje postać przy pomocy zmiany tembru głosu i konsekwentnie używa go dla danego bohatera. Elastyczność i łatwość dokonywania zmian na własnym ciele czy głosie sprawia, że - choć na scenie stoi jeden aktor - mamy wrażenie, że zaludnia ją wiele osób. Oczywiście, najbardziej wyrazista jest Charlotte, podstarzała, ale zalotna transgenderowa kobieta. Szkoda, że czeski spektakl opóźnił się o ponad pół godziny i że tak niewielu chętnych pokaz zgromadził. Wdziękiem i lekkością prowadzenia narracji Czech utrzymywał uwagę i skupienie widza, mimo późnej pory i zmęczenia.

Zakończona w poniedziałek międzynarodowa część festiwalu sugeruje, że również w światowym monodramie kryzys jakości tekstu staje się zjawiskiem powszechnym. Nawet, wydawać by się mogło, niezawodny, klasyczny "Hamlet" (często przecież interpretowany jako gigantyczne solilokwium) nienajlepiej znosi adaptację dla teatru jednego aktora. Istotny tekst, pomysł na ekspozycję formy i tematu spektaklu, dobra obsada - to warunki zaistnienia monodramu, którego wagę doceniać będziemy jeszcze długo po wyjściu z sali teatralnej. Czy w części międzynarodowej można wskazać takie przedstawienie? Wiesław Geras pewnie stwierdziłby, że tak. Ja mam spore wątpliwości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji