Artykuły

Berlin, kwiecień - maj 1945

To było 22 lata temu ostatnie dni kwietnia 1945. Straszliwa wojna wywołana przez hitleryzm ma się ku końcowi. Już tylko dni, niemal godziny dzielą ludzkość od upragnionego zwycięstwa nad brunatną bestią, zwycięstwa krwawo okupionego przez narody dziesiątkami milionów ofiar. Nieuchronna zagłada czeka Hitlera zamkniętego w podziemnych bunkrach Kancelarii Rzeszy. Ten sam los spotka niedobitki jego niegdyś potężnej armii, broniące się rozpaczliwie w oblężonym Berlinie. U wrót stolicy Niemiec stoją zwycięskie oddziały I i II Frontu Białoruskiego, ramię w ramię z nimi jednostki I Armii WP. Rozpoczyna się decydujący szturm, ostatnia wielka bitwa drugiej wojny, tej wojny, która miała dać Hitlerowi panowanie nad światem, a która przyniosła jemu i narodowi niemieckiemu haniebną klęskę.

Nieraz już w ostatnim 20-leciu twórcy - pisarze i filmowcy - brali się za ten temat, tworzyli dzieła o tym okresie, mającym dla ludzkości wymiar patetycznego symbolu. Rzadko jednak wychodzili z tej próby zwycięsko. Ponosili porażkę zwłaszcza wtedy, gdy chcieli w ramach parogodzinnej sztuki lub filmu zamknąć jak najwięcej szczegółów, całą niemal prawdę o tym fragmencie dziejów, prawdę znaną dziś z dokumentów i relacji uczestników. Nic dziwnego: nawet największe pióra musiałoby skapitulować przed ogromem tematu.

Nie sprostał też temu tematowi i Władysław Orłowski autor widowiska historycznego "JUTRO BERLIN'' wystawionego w reż. Z. Zbrojewskiego przez katowicki teatr TV w ub. piątek. Bohaterami utworu są polscy żołnierze walczący na przedpolu Berlina. Czekanie na decydującą rozprawę z wrogiem wypełniają refleksjami o celach tej wojny, wspominaniem zdarzeń z przeszłości, które zdeterminowały taką a nie inną ich postawę moralną i polityczną. Obok tego mamy jeszcze serię obrazków rodzajowych z cyklu: życie frontowe (sanitariuszka, która w obliczu śmierci ma uczyć miłości młodziutkiego żołnierza, początki sympatii między naiwną fizvlierką spod Płońska i rezolutnym ordynansem itd. itd). Niestety, za dużo tego wszystkiego. Rzecz jest poszatkowana, pokawałkowana, bardzo mierna od strony literacko-artystycznej i napisana niedobrym, nieprawdziwym językiem; bohaterowie mówią cały czas gładkimi, okrągłymi zdaniami, wyjętymi z literatury zupełnie innego rodzaju. By nie być gołosłownym, jeden tylko przykład (a podobnych przytoczyć dałoby się dziesiątki): informując o śmierci wspomnianej sanitariuszki i żołnierza, stary sierżant mówi: "leżą obok siebie jak para zakochanych". A że obsada aktorska nie jest mocną stroną spektaklu (poza Tadeuszem Kalinowskim i Tadeuszem Schmidtem) - słabości tekstu stają się jeszcze bardziej rażące. Przykro to pisać, ale cała sztuka jest właściwie zbiorem schematów sytuacyjnych i fabularnych, znanych z dziesiątków utworów o wojnie, a w warstwie historycznej sprawia wrażenie nie najlepszej publicystyki rozpisanej na głosy.

W zestawieniu z surowym realizmem wojennych kronik filmowych stanowiących tło spektaklu, jeszcze bardziej anachroniczna staje się jego czytankowa konwencja. W minimalnym ledwie stopniu zdolna przekazać nastrój tamtych historycznych dni, uczucia i myśli polskich żołnierzy, którzy mieli zatknąć biało-czerwonv sztandar na Kolumnie Zwycięstwa.

Znacznie prawdziwsza właśnie w klimacie, bardziej przekonywająca i sugestywna jest sztuka wybitnego niemieckiego pisarza, pacyfisty i antyfaszysty (od 1932 roku na emigracji), autora "Na zachodzie bez zmian", "Łuku Triumfalnego", "Czasu życia i czasu umierania" - Ericha Marii Remarque'a "OSTATNIA STACJA" przedstawiona przez poniedziałkowy warszawski teatr TV w reżyserii Zygmunta Hübnera.

Sztuka ta powstała w rezultacie prac Remarque'a nad scenariuszem głośnego austriackiego filmu reż. Pabsta "Ostatni akt" (wyświetlanego także i w Polsce), a będącego kroniką końcowych dni Hitlera w piwnicach Kancelarii Rzeszy. Akcja "Ostatniej stacji" również toczy się na przełomie kwietnia i maja 1945 roku w Berlinie, a właściwie w jednym z berlińskich mieszkań. Zdarzenia tu następujące stanowią właściwie kondensację tego okresu. Oczywiście, można mieć uzasadnioną pretensję do autora, że tak zgrabnie połączył nici wszystkich wątków w jednym miejscu, niczym w powieści czy filmie sensacyjnym. Niemniej trzeba mu oddać sprawiedliwość: kameralne, wycinkowe potraktowanie obszernego "tematu Berlińskiego" dało w rezultacie utwór zwarty, frapujący od strony fabuły, nie gubiący bynajmniej historycznej perspektywy, trafnie oceniający problem winy i odpowiedzialności Niemców. A przy tym utwór napisany z ogromnym nerwem, z wyczuciem praw sceny, zawierający myśli i zdania wcale niebanalne, niebagatelne. Dla nas szczególnie cenne i interesujące są w sztuce Remarque'a (wystawionej po raz pierwszy w Berlinie zachodnim w roku 1956) gorzkie słowa autora na temat przyszłej aktywności pogrobowców hitleryzmu, którzy nie pogodzą się tak łatwo z przegraną i w nowych warunkach będą "starali się odzyskać to, co w wyniku tej wojny Niemcy stracą". Słowa nie wymagające komentarza, w świetle obecnej sytuacji w NRF.

Poszczególne postacie sztuki znalazły w telewizyjnym spektaklu świetnych interpretatorów: Gustawa Holoubka (anty-faszysta, uciekinier z obozu), Mirosławy Dubrawskiej (pani Walter), Gustawa Lutkiewicza (SS-man Schmidt), Czesława Roszkowskiego (Koch). Iga Cembrzyńska początkowo grała postać nazbyt współczesną, później jednak utrafiła we właściwy ton roli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji