Artykuły

Wirtuozi złożą hołd "Penderecjuszowi"

Od dziś Warszawa świętuje 75. urodziny jednego z najbardziej kontrowersyjnych kompozytorów minionego stulecia. Czy XXI wiek zapamięta Pendereckiego jako proroka wielkiej syntezy, czy ostatniego mistrza epigona odchodzącej w cień epoki? - pisze Michał Mendyk w Dzienniku.

Siedem koncertów w gwiazdorskiej obsadzie to luksus, na jaki pozwolić może sobie niewielu żyjących kompozytorów. Urodzonemu w niewielkiej galicyjskiej Dębicy kompozytorowi udało się zrealizować "skromny" cel, który postawił sobie u zarania swojej kariery: podbój świata.

Stefan Kisielewski obdarzył go nawet pseudonimem Penderecjusz. W gruncie rzeczy Penderecki, choć przesiąknięty duchem polskiego romantyzmu i katolickiej martyrologii, od początku wpisywał swoją twórczość w ciąg uniwersalistycznych wzlotów kultury zachodniej wyznaczany przez ekumenicznie interpretowane Pismo Święte, tradycję literatury łacińskiej, geniusz Bacha oraz aspiracje mistrzów XIX-wiecznej muzyki niemieckiej. Z upływem lat bałwochwalczy autoportret budził niesmak koneserów sztuki nowoczesnej i zachwyt wśród miłośników muzyki klasycznej. Dzieła Pendereckiego trafiły do filharmonii, oper, stały się nieodłącznym elementem obchodów historycznych rocznic. Oratorium "Siedem bram Jerozolimy", które w niedzielę wykonane zostanie w Operze Narodowej, wprowadzało niegdyś Święte Miasto w jego trzecie millenium.

Drogę ku nieśmiertelności znaczyły także interpretacje autorstwa ikon XX-wiecznej sztuki wykonawczej: wiolonczelisty Mścisława Rostropowicza, skrzypaczki Anne-Sophie Mutter czy flecisty Jeana-Pierre'a Rampala. Na rocznicowym festiwalu podziwiać można będzie kunszt przedstawicieli trzeciego, a nawet czwartego pokolenia klasycznych wirtuozów rozkochanych w sztuce Pendereckiego. Nadzieja niemieckiej wiolinistyki Viviane Hagner zagra w epokowym I Koncercie skrzypcowym (20.11), mistrz waltorni Radovan Vlatković wystąpi w polskiej premierze Koncertu na róg i orkiestrę (22.11), zaś olśniewający Shanghai String Quartet (21.11) da światowe prawykonanie III Kwartetu smyczkowego. Słuchacze ulec mogą złudzeniu, iż biorą udział w festiwalu twórczości mistrza na miarę Bacha, Beethovena czy Wagnera. Nad tą iluzją pracował kompozytor dobre pół wieku - uprawomocnia ją także skala, rozmach, wewnętrzna różnorodność oraz odrębność dorobku polskiego mistrza.

Penderecki w dziedzinie sztuki kreowania wizerunku stał się klasą dla samego siebie. Unikalna jest też specyfika jego talentu podpartego erudycją historyczną, umiejętnością budowania dużych form, elastycznością oraz odwagą w podejmowania ważnych tematów. Kompozytor postawił sobie za cel konstruktywną syntezę jako lek na dekadenckie oblicze epoki określane przez popkulturową nijakość. Ale czy sam nie stał się ofiarą innych pułapek tego samego zmierzchu? Czy ta synteza tradycji nowożytnej nie jest tak eskapistyczną utopią?

Na przełomie stuleci w jednym z wywiadów Penderecki narzekał na konieczność posługiwania się instrumentarium sprzed dwustu lat. Ale anachroniczna jest też melodyka, dramaturgia i ekspresja jego dzieł. Ta twórczość rozgrywa się w autonomicznym mikrokosmosie nieczułym na technologiczne, filozoficzne oraz obyczajowe rewolucje. Czy dzieło Pendereckiego faktycznie jest arką przenoszącą do nowego stulecia uniwersalne, choć dziś marginalizowane wartości? A może dźwiękowym muzeum, w którym skatalogowane zostały relikty odchodzącej w cień epoki? Czas pokaże.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji