Ostre dziewuszki z Zajęczego Wzgórza
"Dziewczęta z Zajęczego Wzgórza" w choreogr. Krzysztofa Leona Dziemaszkiewicza i Anny Steller w Teatrze Patrz Mi Na Usta w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.
Brutalność, agresja i elementy sado-maso stanowią najsilniejszy ładunek emocjonalny spektaklu Teatru Patrz Mi Na Usta pt. "Dziewczęta z Zajęczego Wzgórza" Krzysztof "Leon" Dziemaszkiewicz i Anna Steller postanowili zmierzyć się z tym, co spotyka nas na co dzień i dotyczy każdego, nawet, jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy.
Publiczność nie może czuć się komfortowo w zimnej, ziemistej sali gdańskiego Instytutu Sztuki Wyspa. Na niemal nagiej scenie przyciąga uwagę przewrócona kanapa salonowa. Gdzieś z boku świeci przenośna jarzeniówka, w tle światełka z podrzędnego motelu. Między sceną a widzami znajdują się jeszcze dwie bezlistne gałęzie. Przestrzeń gry zamyka projekcja na żywo. To właśnie włączenie kamery rozpoczyna spektakl, którego bohaterami są również widzowie, w których wycelowano oko kamery.
Dziemaszkiewicz znany jest z tego, że lubi zaskakiwać, poruszać, wywoływać skrajne emocje. Również tym razem sprawnie buduje napięcia dramatyczne. Jednak w "Dziewczętach z Zajęczego Wzgórza" właściwie przez cały czas pozostaje w cieniu Anny Steller. Tancerka prezentując bardzo dobry warsztat taneczny, ukazuje próby zmagania się z samą sobą, wyzwolenia z pęt, które krępują jej ciało. Ale widzowie "Dziewczyn..." nie zobaczą gładkiej, wzruszającej historyjki.
Tak, jak niespokojna muzyka sterowana ręcznie przez któregoś z wykonawców, tak i postaci widowiska (bliższego performance niż teatrowi tańca) ulegają metamorfozie. Steller przeistacza się w bezlitosnego oprawcę i za pomocą ręcznej kamery terroryzuje Dziemaszkiewicza oklejonego taśmą izolacyjną i ukrytego za upiorną maską. Ciało Dziemaszkiewicza pozbawione w ten sposób tożsamości, zostaje wystawione na widok publiczny, poprzez wyświetlenie sylwetki na ścianie. Brutalność, agresja, elementy sado-maso stanowią najsilniejszy ładunek emocjonalny spektaklu i nawiązanie do estetyki performance i wideoartów skandalizującej, katowickiej grupy Suka Off.
Najnowsza realizacja Teatru Patrz Mi Na Usta nasycona jest mocnymi obrazami. Współpraca na scenie przeradza się w walkę i zmaganie się ze sobą (demoniczno-mechaniczne tango), rywalizacja zmienia się w próbę zdominowania partnera. Mało w tym tańca, więcej ruchu, czasem ledwie naszkicowanego, który sam w sobie niewiele znaczy. Kuleje nadmiernie powtarzalna choreografia zespołowa, stanowiąca ewidentne szwy przedstawienia na tle przemyślanych scen solowych i wspólnie skomponowanych obrazów, drażni wielki niebieski ekran na ścianie, gdy kamera jest wyłączona.
Samo uruchomienie drugiego planu - będącego kontrapunktem dla wydarzeń na scenie - również nie należy do nowatorskich. Kamera, która do naszego teatru trafiła na fali zachwytu teatrem niemieckim, stała się środkiem strasznie ogranym i niełatwym do zastosowania "z głową". Jednak Dziemaszkiewiczowi i Steller udało się z dosyć banalnego środka uczynić ważne narzędzie scenicznej wypowiedzi.
Najnowsze widowisko spod znaku Teatru Patrz Mi Na Usta jest ciekawą propozycją dla sympatyków Krzysztofa "Leona" Dziemaszkiewicza i jego teatru. W duecie z Anną Steller zrobił on spektakl, w którymś chodzi o coś więcej, niż epatowanie widzów nagością, czy zaprezentowania "człowieka w kryzysie". Idzie nowe w twórczości Leona?