Artykuły

Perwersyjny urok dekadencji

"Tango" w reż. Eugeniusza Ławryńczuka z Teatru Polskiego w Moskwie na światowym Przeglądzie Teatrów Polonijnych w Rzeszowie. Pisze Małgorzata Tokarz w portalu RESinet.pl

Bez wątpienia najważniejszym wydarzeniem tegorocznego Światowego Przeglądu Teatrów Polonijnych w Rzeszowie był występ Polskiego Teatru z Moskwy z nowatorską interpretacją "Tanga" Sławomira Mrożka. Młodociany reżyser - Eugeniusz Ławreńczuk wprowadził widownię w totalne osłupienie. Czy mieliśmy do czynienia z arcydziełem gatunku czy też z gówniarską megalomanią?! Zdania na ten temat były podzielone.

Światowy Przegląd Teatrów Polonijnych w Rzeszowie organizowany cyklicznie przez Stowarzyszenie Wspólnota Polska to bardzo przyzwoita i nobliwa impreza. Taka z tradycją i z misją. Chodzi głównie o to, żeby Polaków za granicą łączyć twórczo z macierzą. Czasami ma to także wymiar artystyczny. Odkąd jednak na imprezę zaczął zjeżdżać nawiedzony reżyser z Moskwy i mocno świrować w konwencji teatralnej - atmosfera uległa wyraźnemu podgrzaniu. Eugeniusz Ławreńczuk - rocznik 82 to urodzone zwierzę sceniczne. Kiedy kilka lat temu przedstawił w Rzeszowie "Śnieg" Przybyszewskiego widzowie nie mogli uwierzyć, że spektakl ten zrealizował dwudziestojednolatek. Sukces swój powtórzył w 2006 roku w porywającej interpretacji "Iwony, księżniczki Burgunda". Więc gdy w tym roku przyjechał na festiwal z "Tangiem" Sławomira Mrożka spodziewano się absolutnych fajerwerków. Nie bez pokrycia w rzeczywistości.

Już z samego doboru repertuaru można wnioskować, że reżyser w konwencji awangardowej czuje się jak ryba w wodzie. Ale patrząc na jego spektakle nie sposób nie zauważyć, że on tę tak modną stale "awangardowość" mocno naciąga i nadaje jej zupełnie nowe znaczenia. Na przykład "Tango" Mrożka. Mogłoby się wydawać, że na ten temat powiedziano już wszystko. Genialna sztuka znanego dramaturga doczekała się tysięcy realizacji i już dawno temu stała się lekturą szkolną, czyli, mówić językiem Gombrowicza - uległa upupieniu. Tymczasem Ławreńczuk czyta ten tekst jak Biblię - z namaszczeniem, zachwytem i zdumieniem pierwszego odkrywcy. Znana wszystkim historia o niekonwencjonalnym domu Stomilów, w którym dochodzi do zwycięstwa wulgarnego chamstwa nad kulturą i intelektem znalazła tutaj zupełnie nowy wymiar. Młody Rosjanin wpisał ją w jedno z najważniejszych wydarzeń powojennej Polski: moment wprowadzenia stanu wojennego. Słynne przemówienie Jaruzelskiego - o potrzebie zaprowadzenia ładu w naszym kraju zostało tutaj wielokrotnie przypomniane i karykaturalnie przerysowane. Tak więc treść dramatu zyskała dodatkowy wymiar i historyczną wiarygodność.

Ławreńczuk umiejętnie korzysta z rozmaitych form ekspresji scenicznej. Słowo, choć ważne, schodzi u niego na dalszy plan. Najważniejszy staje się ruch, ekspresja, dzika kotłowanina na scenie, ekstatyczne drgawki Artysta uwielbia szokować. To, co u innych traktowane jest jak ekstremum - u niego dopiero staje się podstawą do rozwoju sytuacji. Na przykład tekst dramatu Mrożka - wydawać by się mogło, że kontrowersyjny i obrazoburczy - przez niego potraktowany zostaje jak prostoduszna historia dla bardzo grzecznych dzieci, którą należy mocno podrasować, aby stała się atrakcyjna scenicznie.

W roli Eugenii - babci Artura wystąpił na przykład dojrzały mężczyzna [Ryszard Czubak - przypis e-teatr.pl], który zagrał żałosnego, nieatrakcyjnego, mocno wyeksploatowanego transwestytę, zasługującego wyłącznie na współczucie i akcję humanitarną. Natomiast Eleonorę - matkę Artura - zagrała porywająca Roma Jadzińska, która gdy ubierze na nogi megawysokie szpilki i zrobi sobie na głowie rozłożyste rosyjskie afro i tak nie mierzy więcej niż metr pięćdziesiąt. Jednak dysponuje takimi pokładami energii i niepowtarzalnym damskim magnetyzmem, że mogłaby uwieść absolutnie każdego człowieka, po czym go zamordować i przed śmiercią dowiedzieć się, że była miłością jego życia.

Natomiast Alę - kuzynkę i narzeczoną Artura zagrał czarnoskóry Iwan Iwanowicz cechujący się atrakcyjnym, jędrnym i bardzo niepełnoletnim ciałem wbitym w połyskliwe stringi. Kiedy pojawia się na scenie ubrany w owe stringi, burdelowskie pończochy, białe futro typu boa i ślubny welon dziewicy na głowie osadza widownię w fotelach.

Ławreńczuk łączy w sobie polsko - gombrowiczowskie zamiłowanie do obłędu z rozległą rosyjską duszą. Typowo wschodnie: liberalne podejście do kategorii czasu, realizowane przez słynne "usiądźmy przed podróżą" znajduje tutaj swe odzwierciedlenie. Reżyser powtarza po wielokroć te same znaki sceniczne, buduje w nieskończoność klimat psychozy i histerii, wprowadzając widza w rodzaj swoistego transu i uniesienia.

Ławreńczuk roztacza przed nami fajerwerki niesamowitości. Wie, czym dysponuje na scenie i używa tego z maestrią. Wykorzystuje i dalekie od ideału ciało mocno dojrzałej Romy Jadzińskiej, którą wsadza na żyrandol i z orgiastycznym okrzykiem każe przemierzać scenę, i mantryczną ekspresję ludzi - manekinów, i jędrne pośladki czarnoskórego Iwana Iwanowicza. Trudno powiedzieć, czy to, co robią aktorzy na scenie bardziej nas zachwyca czy szokuje. Jest to szaleńcza, psychodeliczna, wariacka jazda bez trzymanki. Nie wiadomo, czy reżyser poszerza właśnie środki teatralnej ekspresji, czy mocno rozgrzanej pijackiej imprezie nadał formę sceniczną. Wiadomo jednak, że ten szaleńczy, wyuzdany, perwersyjny obraz jest mocno pociągający.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji