Artykuły

Język ciała łamanego kołem

"Ifigenia" w reż. Antoniny Grzegorzewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Anna R. Burzyńska w Tygodniku Powszechnym.

Odważny debiut Antoniny Grzegorzewskiej to zapis przeżyć "galerniczki wrażliwości": od szczeniackiego ślepego buntu po dojrzałe dylematy, traumy i lęki młodej kobiety.

Spektakl zaczyna się od końca: w półmroku, na starej wersalce, pomiędzy lodówką i tajemniczymi posągami czarnych psów, siedzi Ifigenia - dziewczyna współcześnie ubrana, ale o niedzisiejszej, eterycznej urodzie (Anna Gryszkówna), i wygłasza skierowany do widzów przedśmiertny monolog. Mocny, oskarżycielski, ironiczny - a równocześnie pełen dziwnego spokoju osoby, która pogodziła się z byciem zabawką w rękach losu. I z tym, że jej teatralne samoofiarowanie nie wstrząśnie widzami, przyzwyczajonymi do kulturalnej konsumpcji tego, co pojawia się na scenie - nawet, jeśli są to drastyczne obrazy i szokujące dosadnością słowa czy obraźliwe ataki: "Wiem doskonale, że moje armatnie kule dojdą do was w postaci nic nieważących drobin o kalibrze roślinnych pyłków".

"Teatr jest językiem ciała łamanego kołem w imię wyciśnięcia z niego prawdy" - tę naukę Antonina Grzegorzewska wyniosła ze spotkania z twórczością Heinera Müllera. Od niego uczyła się pisania bez autocenzury; już w bulwersującym wielu krytyków ze względu na swoją autobiograficzność i drastyczność obrazowania monologu "On", wyreżyserowanym przez ojca autorki, Jerzego Grzegorzewskiego, wpływ języka niemieckiego dramatopisarza był bardzo widoczny. "Ifigenia" nawiązuje formalnie do przepisywania klasyki, jaką uprawiał autor "HamletaMaszyny" i "Materiałów do Medei". Tak jak u Müllera, jest to tekst brutalny i bezlitosny. Niech nikogo nie myli wielogłosowa forma: to monolog zrodzony z gniewu, rozpaczy, wstrętu, lęku. Monolog osoby, która chce zrozumieć, próbuje protestować przeciw niektórym sprawom, inne - chce zaakceptować, bo wie już, że protest nic nie da. Zapis przeżyć "galerniczki wrażliwości": od szczeniackiego ślepego buntu (świetnie sportretowane emocje nastolatki - aroganckiej, agresywnej, egoistycznej, pretensjonalnej, ale też po dziecięcemu bezbronnej i naiwnej) po dojrzałe dylematy, traumy i lęki młodej kobiety.

Emocje te, zarazem niepowtarzalne jak każda istota ludzka i powtarzalne jak odwieczne doświadczenia ludzkości, znajdują wyraz w słowach płynących gdzieś we wnętrza nawet nie duszy, lecz ciała, gdzie zapisane są archetypy. Archetypy, które pierwszy i najdoskonalszy wyraz znalazły w mitologii i tragedii greckiej. Trudne relacje z histeryczną matką i nieobecnym ojcem materializują się w postaciach Klitajmestry i Agamemnona (świetne role Aleksandry Justy i Jerzego Radziwiłowicza), obawy związane z miłosnymi upokorzeniami - w wątkach odrzucającego miłość dziewczyny Achillesa i zdradzonego Menelaosa, lęki związane z kobiecością i macierzyństwem - w monologu Medei, niepokoje religijne - w bezlitosnych wyrokach Artemidy, protest przeciw okrucieństwu i destrukcji - w obrazach potworności wojny.

Gwałtowne potoki zdań, to brutalnych, to znów lirycznych, gdzie muzyczna fraza spotyka się dosadnością mowy ulicy, a słowa dziwią się sobie nawzajem i przedrzeźniają się (gry językowe wzbogacają spektakl o elementy cierpkiego, absurdalnego humoru), ujęte są w metaforyczne obrazy, w których debiutująca reżyserka zaskakująco sprawnie i pomysłowo wykorzystuje wszelkie sceniczne środki wyrazu: od aktorstwa poprzez śpiew i taniec po grę świateł, projekcje napisów i eksperymenty z przestrzenią. Groteskowa deformacja spotyka się z dramatycznym serio (przerysowane sceny z homoseksualną parą Achilles-Patrokles zestawione zostały z żebraniem o miłość upokorzonej Ifigenii), patos zderza się z mrocznym absurdem, a iluzja teatru to podważa (świetna scena przemowy Agamemnona do wojska, podczas której wykrzykującemu patriotyczne frazesy Radziwiłowiczowi "odpowiadają" ruchome reflektory), to znów wzmaga prawdę emocji.

Debiut Antoniny Grzegorzewskiej jest tak odważny, autentyczny i szczery, że z łatwością wybacza mu się niedostatki (nierówny poziom tekstu, niedopracowane role). I, wbrew obawom wyrażonym w prologu, dotyka widza bardzo mocno: zmusza do równie bezlitosnego, niezakłamanego, pozbawionego autocenzury przyjrzenia się własnym emocjom. To spektakl ważny i prawdziwy - co znaczy o wiele więcej niż spektakl perfekcyjny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji